Trzynastego października roku pańskiego dwa tysiące szesnastego wielce szacowna Akademia Szwedzka postanowiła [interpretacja optymistyczna] poszerzyć spektrum postrzegania tego, czym jest literatura / [interpretacja pesymistyczna] kontrowersją wybić się na czołówki gazet i portali. Niezależnie od tego, jak postrzega się tę nagrodę, Nagrodę Nobla jako taką i samego Dylana Boba trudno nie było nie natknąć się na iście nieliryczny skowyt sprzeciwu lub też zaśpiew pochwalny. Ograniczyłbym się do wzruszenia ramionami, gdyż Nagroda Nobla nie wywołuje u mnie większych emocji, ale napotkałem kilka głupot skrajnych i strzymać nie mogę.
Na początek poczynić muszę pewne formalne zastrzeżenia. Zastrzeżenie pierwsze: nie jestem fanem Boba Dylana. Ani jego muzyka, ani jego teksty nigdy jakoś specjalnie mnie nie poruszały. Nie twierdzę, że to artysta słaby, ale jego teksty do mnie jakoś nie trafiają. Nie znaczy to jednak, że nie lubię poetyckich tekstów w muzyce – lubię, ale wolę np. Toma Waitsa. Trudno nawet mi jednak nie przyznać, że od długiego czasu Dylan poważany jako autor tekstów jest bardzo. Zastrzeżenie drugie: nie porusza mnie też Nagroda Nobla. Nie chodzi tu nawet o to, że nie pasują mi wybory Akademii, nie doszukuję się żadnych antypapistycznych motywów związanych z „ojczyzną” nagrody (autentyk z wPolityce) – po prostu wrodzona subiektywność postrzegania literatury sprawiają, że nagrody literackie jako takie traktuję głównie jako ciekawostkę. Nieco więcej uwagi zwracam na nagrody gatunkowe ze względu na ich zawężenie, ale też nie stanowią one dla mnie nieomylnej wyroczni.
Dlaczego więc w ogóle zabieram głos? Głównie dlatego, że ma indyferencja i liczne niezadowolone głosy nie zmieniają tego, że jest to najważniejsza nagroda w literackim świecie i ciągle budzi żywe emocje. A poza tym, a może i przede wszystkim, zirytowały mnie niektóre stwierdzenia. Głupoty w sieci jest pod dostatkiem, ale tym razem jakoś bardziej mnie ruszyło. Na początek coś z wpisu, z którym się w dużej mierze zgadzam. Zwierz w swoim dylanowym wpisie pisze, że czytelnicy spodziewają się: ” […] kogoś kogo od lat obiecujemy sobie poczytać, ale nie jesteśmy w stanie przebrnąć przez opasłe tomiszcza, czy skomplikowane frazy albo autora poezji o którym nigdy nie słyszeliśmy, chyba że akurat jest z Polski i wtedy możemy się kłócić dlaczego nie Herbert.” Możliwe, że to tylko erystyczna przesada, ale dla mnie to zdanie jest zupełnie obok tematu – co ma grubość książki czy stopień rozpoznawalności poety do rzeczy? Ilu współczesnych poetów jest w ogóle rozpoznawalnych? Inna sprawa, że wygląda mi to też na przytyk skierowany w stronę bardziej wymagającej literatury, ale możliwe, że to moje przewrażliwienie.
Poza tym jednak skłonny jestem zgodzić się ze Zwierzem i podoba mi się potencjalne poszerzenie około-nagrodowej definicji literatury. Tak na zupełnie osobistym poziomie nie rozumiem, czemu tekst piosenki ma być gorszy od poezji, o ile stoi na odpowiednim poziomie. Patrząc od drugiej strony – czy adaptacja wiersza na potrzeby muzyczne czyni go gorszym? Na Twiterze napotkałem zaś inną anomalię, o której chciałem wspomnieć. Niedawna zdobywczyni nagrody Hugo, Nnedi Okorafor, nie wypowiedziała się co prawda bezpośrednio, ale retweetowała tweety typu „W pełni rozumiem komitet Noblowski. Czytanie książek jest trudne” (link). W temacie samego tweeta – autor jest pisarzem, ale i dla niego czytanie jest trudne – literacką nagrodę przyznaje Akademia Szwedzka, a nie Komitet (ten jest od nagrody pokojowej). Równie durna implikacja, że to forma książki jest nobilitująca sama w sobie. A co z samym tekstem? Ciekawszą sprawą jest jednak to, że tak restrykcyjne postrzeganie prezentuje autorka fantasy i science fiction. Fantastyka jako taka od dawien dawna postrzegana jest przez część literackich luminarzy jako coś rozrywkowego z literaturą wysoką niewiele wspólnego mające. Może i Dylan i fantastyka bezpośrednio powiązane nie są, ale według mnie dezynwoltura wobec nich wynika z podobnego nastawienia. Okorafor zdaje się sama wpędzać swoją twórczość w tę niepoważną szufladkę.
Na sam koniec zostawiłem sobie istną perełkę, czyli felieton Nobel dla Garfielda, autorstwa Macieja Miłkowskiego, który zmieszczony został w portalu Xiegarnia. Początek artykułu palpitacji żadnych nie powoduje, ale ciśnienie rośnie prędko. W okolicy połowy tekstu pada zdanie „Tegoroczna nagroda jest więc pewnie pierwszą, z której dla czytelnika nie wynika zupełnie nic.” Jak dla mnie to tegoroczna nagroda jest właśnie tą, z której dla czytelników może wynikać najwięcej. Jeszcze do niedawna nikomu do głowy, by nie przyszło, by Dylana nawet kojarzyć z Noblem – tak, jak pisał Zwierz – definicja literatury przyjęta na potrzeby nagród (i nie tylko) jest bardzo wąska. Prawdą było to także, choć w mniejszym stopniu, w przypadku Aleksijewicz, której nagrodzenie autor też postrzega jako umniejszające renomę Akademii. Nie wiem, jak dla Was, szanowne czytelniczki i szanowni czytelnicy, ale poszerzenie pola postrzegania literatury to dla mnie dość istotny skutek. I trudno się z tym nie zgodzić, nawet jeśli się z tą zmianą myślenia nie zgadza. Rozbawiło mnie też to, że pan Miłkowski wytyka komentatorom, że nie cytują teksów Dylana w swych entuzjastycznych komentarzach, a sam o tekstach Dylana nie pisze nic. Ostatni zaś akapit to taki popis poczucia wyższości, patetycznego katastrofizmu i przesady, że aż zęby bolą.
Żyję sobie w naiwnym przekonaniu, że jedną z największych zalet literatury jest poszerzanie horyzontów (o ile się je w ogóle ma), otwieranie na innych i możliwość obserwowania świata z ich perspektywy. Tymczasem wydaje mi się, że część osób o tym zapomniała i chciałaby sobie z literatury wykuć wysoki zamek, do które wstęp mają tylko te dzieła zgodne z pewną wąską definicją. Według mnie nie tędy droga i sam z ciekawością będę śledził, czy ten zaskakujący ruch ze strony Akademii zostawi jakieś trwałe ślady.
Książki, które świat nazywa niemoralnymi, to są właśnie te, które światu wykazują jego własną hańbę.
[Oscar Wilde, Portret Doriana Graya]
M.S
Nie będąc znawcą Dylana i stojąc z boku, zastanawiam się czy rzeczywiście najpoważniejsze zarzuty idą ze strony purystów literackich, bulwersujących się na poszerzanie granic literatury, czy jednak główne oburzenie skierowane jest w kierunku jakości jego poezji. Czy to rzeczywiście poeta kalibru Miłosza lub Szymborskiej? Czy może taki nasz Kaczmarski, czyli półka wyżej niż inni muzycy jeśli chodzi o teksty, ale wciąż nie na tyle dobry, żeby stawać w szranki z tuzami poezji takimi jak Herbert, Tuwim etc.? Pytam, nie oceniam.
pozeracz
Na pewno były i takie komentarze, ale ja na nie trafiłem. Było odwrotnie – to osoby, które pisały o Dylanie pozytywnie i z entuzjazmem przyjęły werdykt Akademii, zwracały uwagę na stronę poetycką – czasem nawet posuwając się do cytatów. Jeśli zaś chodzi o oponentów, to większość podważała zasadność przyznania nagrody autorowi tekstów do piosenek. Ja w sumie bardzo chętnie przeczytałbym jakąś porządną krytyczną analizę dorobku Dylana.
M.S
Aż takim konserwatystą nie jestem, żeby nie przyznawać nagrody za teksty piosenek (z zasady), jeśli rzeczywiście reprezentują wyżyny kunsztu poetyckiego. Czekam aż wydadzą zbiór liryk Dylana, a nie tylko płyty, to wtedy nadrobię czytelnicze zaległości. Niemniej, odnoszę się z jakimś dziwnym sceptycyzmem do Dylana, ale może ktoś kompetentna rozwieje moje wątpliwości.
pozeracz
Mi z poezją ogólnie bywa nie po drodze i swoich osądom nie przydawałbym wagi, ale taki tomik chętnie bym przeczytał. Choćby z czystej ciekawości.
Bazyl
Akademia Norweska? Na pewno mowa o literackim Noblu? Bo się pogubiłem 😛
Agnieszka G.
Ciekawy wpis, ale: nie Norweska Akademia, tylko Szwedzka. Z siedzibą w Sztokholmie.
pozeracz
Ach, Wy wilki me czytelnicze uważnie czytające i błąd gotowe się rzucić, dziękuję za zwrócenie uwagi. W pierwszym akapicie było poprawnie i nie wiem, co mi z tą Norwegią pokusiło. Może za dużo o Terese Johaug czytałem. A teraz chętnie przeczytam komentarze na temat 😛
Agnieszka G. (koczowniczka)
Będzie i komentarz na temat. 🙂 W pierwszej chwili, tak jak niemal wszyscy, poczułam zdziwienie: jak to, tekściarz i Nobel? Ale po chwili pomyślałam sobie, że dlaczego nie. Przecież fakt, że czyjeś teksty są śpiewane, nie oznacza, że są słabe, płytkie, pisane pod publiczkę. Z pisarzy ostatnio uhonorowanych Nobem czytałam Modiano. Moim zdaniem jego powieści są słabe. Czy Modiano wywiera jakiś wpływ na literaturę światową? Nie. Ilu czytelników za dwadzieścia lat nim się zachwyci? Niewielu. Tymczasem Dylan będzie wywierał wpływ na wiele osób, będzie pamiętany. Niech więc ma tego Nobla.
A kibicowałam Oates.
pozeracz
Z Noblem jest o tyle dziwnie, że samo go przyznanie oznacza, że dany pisarz zaczyna mieć dużo większy wpływ na literaturę niż wcześniej. A gdyby przejrzeć listę laureatów, to od razu widać, że jest tam sporo autorów, o których nie słyszał nikt, kto nie interesuje się literaturą danego kraju. Czy naszego Sienkiewicza czyta się teraz poza Polską?
Bazyl
A niby dlaczego nie tekściarz? Jedni będą psioczyć (i psioczą), że to kolejny krok na równi pochyłej, którą od jakiegoś czasu kroczy kultura (literatura). Inni będą chwalić (i chwalą), że to zejście kultury (literatury) z obłoków i dotarcie przez nią do Kowalskiego. Ja natomiast mam nadzieję na renesans książkowych antologii tekstów (głównie tłumaczeń) wszelkiego rodzaju bardów i zespołów 🙂 Mam nadzieję, że wyszło choć trochę merytorycznie? 😛
pozeracz
Merytorykę oceniam na wysoce zadowalającą. Tylko pojawia się pytanie – ilu Kowalskich słucha Dylana? Choć w zasadzie Smithów pewnie całkiem sporo, ale poza USA Dylan raczej pozostaje w kręgu zainteresowań nielicznych i raczej ambitnych słuchaczy. A co do antologii tekstów – słowo „renesans” wskazuje, że takie zbiory były kiedyś wydawane, a ja ich nie kojarzę nawet. Proszę o szczegóły.
Bazyl
Dylana to może i nie, ale jego piosenki brzmiały w ustach twórców tak różnorodnych gatunków muzyki, że prawie każdy choć raz w życiu słyszał choćby „Knocking …” (druga rzecz, czy zrozumiał o czym to 😛 ).
Antologie to mam nadzieję zaczną wychodzić, ale z lat młodości pamiętam chałupnicze zeszyty dostępne w budach z kasetami. Zawierały lepsze lub gorsze (zazwyczaj gorsze) tłumaczenia tekstów zagranicznych kapel 🙂
pozeracz
Och, och. Przypomniałeś mi o konkursach na tłumaczenie tekstów piosenek organizowanych przez Wojciecha Manna na łamach Dużego Formatu bodajże. Były to małe perełki.
A co do rozumienia – ja mam wrażenie, że ogólnie mało kto wkłada wysiłek w rozumienie tego, co słyszy w utworze. Zwłaszcza jeśli tekst wykracza poza standardowy love song.
Bazyl
I dlatego takie antologie tekstów byłyby nieocenione. Fachowe tłumaczenia, przeredagowane i w ogóle. Bo choć wiem, że trafiają się piękne amatorskie, to jednak na portalach z tłumaczeniami przeważają te z tłumacza google i kopanie w nich do przyjemnych nie należy. I nie będę rzucał kamieniem, bo sporą część moich ulubionych kawałków mogę wymruczeć, ale tekstów nie chciało mi się/nie było czasu zgłębić 🙁 Zatem, niech powstają, przy okazji tego dwuznacznego, jak się okazuje, Nobla 😀
pozeracz
Tłumaczenia, nie tylko piosenek, ogólnie cierpią na niedostatek krytyki. Czytam teraz wywiady z tłumaczami i mam dużą ochotę poczytać jakieś krytyczne opracowania tłumaczeń. Ponoć pojawiają się w „Literaturze na świecie”, po którą w końcu muszę sięgnąć.
Niekoniecznie Papierowe
Przytoczony przez Ciebie fragment ze świetnego artykułu zwierza to zdecydowanie zamierzona przesada. Autorka w charakterystyczny dla siebie sposób podkreśla tezę postawioną w pierwszych zdaniach akapitu: „Zacznijmy od tego, że z pierwszych komentarzy w Internecie można było szybko wywnioskować jedno. Definicja literatury jaką przyjęliśmy czy to na codzienny użytek czy to na potrzeby wybitnych nagród literackich jest stosunkowo wąska”. I ja się z nią zgadzam. Po części z Tobą też. To jest przytyk tyle że w stronę zawężonych oczekiwań czytelników, a nie samej literatury wysokiej.
Miałam cichą nadzieję, że ten Nobel wywoła dyskusję czym jest dzisiaj i czym może być literatura jutro. Czy mają szanse na nagrodę twórcy komiksów albo piszący w internecie (a niech tam, nawet blogerzy)? Bo właściwie czemu nie?
Niekoniecznie Papierowe
Ach, i prawie zapomniałam! Myślałam, że Bob będzie miał u Ciebie chody za swój pseudonim artystyczny. 😉
pozeracz
Zwierza czytam już od lat paru i nie miałem dotąd problemów z wyłapywaniem tych hiperboli. Może tym razem połączenie bliskiej mi tematyki z pierwszą osobą sprowadził mnie na manowce. Ale nawet jeśli jest to przesada, to uważam, że mocno przesadzona 😉 Jeśli ktoś już czyta i interesuje się choć pobieżnie Noblem, to raczej podobnego zdania nie ma. Albo to ja mam zbyt dobre zdanie o czytających.
A co do komiksów i blogów – ciekawe to zagadnienia. Blog według mnie to po prostu inne medium – jeśli ktoś będzie tworzył tam literaturę lub poezję, to śmiało. Ale nie wiem, czy komiks nie jest nieco zbyt różny.
Niekoniecznie Papierowe
Niestety ja się z tą przesadą zgadzam i nie uważam jej za przesadzoną. Piszę „niestety” bo chyba wolałabym Twój optymizm. 🙂
pozeracz
Mój optymizm ogranicza się wyłącznie do innych czytających. Ale w sumie to masz rację – czytanie nie gwarantuje wcale, że dana osoba na ten optymizm zasługuje. Ale odrobinkę sobie jednak zachowam.
Ambrose
Ha, mnie ten Nobel trochę rozczarował, bowiem liczyłem na jakiegoś anonimowego w naszym kraju prozaika, którym Akademia zaskoczyłaby wszystkich. Nobel przyznany takiemu pisarzowi podziałałby automatycznie na rynek wydawniczy, który poczułby się zobligowany do przybliżenia twórczości owego tajemniczego jegomościa 🙂
pozeracz
Dobrze, że Nobel to nie jedyna ważna nagroda literacka i zawsze można śledzić Bookery i inne. Ale zgadzam się z tym, że taki bodziec dla rynku miewa ciekawe efekty. Tylko pewnie tłumacz wtedy dostaje po głowie, bo pośpieszanym jest.