Powieść kampusowa to gatunek zdominowany przez mężczyzn i w dodatku kojarzony z elementami humorystycznymi, ale dwa podwójne wyjątki od tej reguły należą do moich ulubionych dzieł literatury współczesnej. Pierwszy to Opętanie A.S. Byatt, a drugi to Tajemna historia Donny Tartt. Co prawda O zmierzchu Theresy Bohman dużo bardziej osobista niż akademicka, ale także dla gatunku raczej nietypowa. Jednak Wydawnictwo Pauza za typową literaturę cenione przecież nie jest.
Karolina Andersson to historyczka sztuki pracującą na Uniwersytecie Sztokholmskim. Jej konserwatywne podejście do sztuki utrudnia odnalezienie się w progresywnych czasach, ale ułatwia zanurzanie się w modernizmie. Brak przebojowości i niechęć do rozpychania się łokciami sprawia, że w życiu zawodowym może liczyć najwyżej na umiarkowaną satysfakcję. W dodatku niedawno zakończyła długi związek, który z perspektywy czasu wydał jej się wygodnym układem bez pasji. Jednak pojawia się szansa na odmianę. Nowe mieszkanie, obiecujący doktorant z ważnym odkryciem dają powody do optymizmu.
O zmierzchu to powieść kameralna, stonowana i skupiona na życiu wewnętrznym głównej bohaterki. Co prawda profesorka dzieli się przemyśleniami na różne tematy, wśród których przeważają dwa „szt”: sztuka i Sztokholm, ale to dylematy wewnętrzne pozostają w centrum narracji. Jednak przyznać trzeba, że miłośnicy sztuki oraz osoby darzące sympatią stolicę Szwecji na pewno znajdą tu dla siebie kilka smaczków. Zresztą o ile Karolina w swych sądach i wywodach, zwłaszcza tych wygłaszanych, „zewnętrznych”, jest ostrożna, to w tych dwóch tematach czuć pasję. Czytelnik odpowiednio ciekawy na pewno zerknie kilka razy do Internetu w poszukiwaniu obrazów na przykład Franza von Stucka albo też rzuci okiem na mapę Sztokholmu.
Jak zostało jednak wspomniane, Theresa Bohman skupia się na postaci Karoliny Andersson i jej rozterkach związanych z wyborami życiowymi. Po rozstaniu z wieloletnim partnerem głównej bohaterce zaczyna doskwierać samotność potęgowana przez nadmiar czasu wolnego. Co prawda protagonistka O zmierzchu czuje się pewnie ze swoją seksualnością i potrafi wywierać na mężczyznach wrażenie, lecz przelotne romanse i chwilowe porywy nie dają jej już takiej samej satysfakcji. Nie tęskni co prawda do porzuconego partnera, a raczej do wieloletniego kochanka, który wybrał żonę. Próba powrotu do tego związku kończy się kolejnym rozczarowaniem, podobnie jak nadzieje pokładane w młodym doktorancie. W momentach słabości zaczyna nawet myśleć, że może lepiej by jej było w „zwykłym” związku, z dziećmi czy nawet mężczyzną obcym światopoglądowo. Autorka doskonale pokazuje, jak żal i rozczarowanie potrafią odmieniać ludzkie myślenie.
Odbiór O zmierzchu będzie zależny w znacznej mierze od oceny głównej bohaterki, co nie jest tak prostym zadaniem. Z jednej strony jest to intelektualistka, która pozostaje wierna sobie oraz swoim przekonaniom i (przez większość czasu) pewna siebie kobieta, ale z drugiej trapiona coraz częstszymi wątpliwościami, lubująca się w męskiej atencji i skłonna do malkontenctwa. Jeśli czytelnikowi uda się zdobyć na zrozumienie i zgadza się ze stwierdzeniem, że każdy ma prawo poczuć zagubienie i rozczarowanie własnymi wyborami życiowymi, to skończy lekturę z uczuciem sympatii i pewnej zażyłości dla głównej bohaterki. Jednak bez pewnej dozy utożsamiania się obcowanie z powieścią Bohman może prowadzić do frustracji i irytacji. Jednak na każdego będzie czekała solidna dawka refleksji na temat wyboru drogi życiowej, oceny tego wyboru z perspektywy czasu, pozycji bezdzietnej kobiety w średnim wieku, sensowności działalności akademickiej i wielu innych. Jest to powieść, która zdecydowanie sprzyja spokojnemu namysłowi, a porywów emocji raczej nie wywoła.
O zmierzchu Theresy Bohman to bezpretensjonalna, wyważona powieść skupiona na życiu wewnętrznym głównej bohaterki, ale też z urokiem ukazująca Sztokholm i sztukę. Przemyślenia i sama droga życiowa zagubionej, pełnej wątpliwości historyczki sztuki dostarcza dużo materiału do przemyśleń. Nie jest to literatura szoku i zachwytu, ale warta czasu Waszego jest na pewno.
Ze egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
O zmierzchu znajdziecie też tu:
– Teraz możesz sobie sprawić kota – powiedziała jej koleżanka, kiedy Karolina już się wprowadziła, ale nie chciała mieć żadnego kota, choć tak naprawdę je lubiła. Nie chciała być singielką z kotem, to zbyt stereotypowe i przygnębiające.
– Prędzej kochanka – odpowiedziała, obie się roześmiały, chociaż mówiła serio.
Bałwochwalnia
Już lubię tę bohaterkę!
A „Tajemna historia” w moim prywatnym rankingu należy do grona jednej z ciekawszych powieści ostatnich lat.
pozeracz
„Tajemną historię” nabyłem… w lumpeksie. I to po angielsku. Czytałem już zdecydowanie zbyt dawno temu, ale nadal gdzieś we mnie rozbrzmiewają te emocje.
awita
Czuję, że w jakimś stopniu będę utożsamiała się z bohaterką, ale też będzie mnie ona irytowała. Mam nadzieję, że nie na tyle, żeby rzucić książką w kąt. Nota bene – kiedyś zachwycałam się „Opętaniem” i „Tajemną historią”, ale również innymi książkami z nurtu campusowego np. „Dzicy detektywi” Bolano, „Hańba” Coetzee’go.
pozeracz
A czy to nie jest tak, że im bardziej się utożsamiamy, tym bardziej może nas irytować? 😉
A można prosić kilka słów osobistych an temat „Dzikich detektywów”? Bo jakoś nic o nich nie słyszałem.
Literatura sautée
Cześć, wielkie dzięki za link do mojej notki. A przy okazji – dla mnie warunkiem koniecznym do dobrego odbioru lektury nie jest sympatyzowanie bądź niesympatyzowanie z bohaterką. Raczej stawiam na język, konstrukcję świata, odniesienia itd. Tutaj akurat miałem problem z refleksjami społecznymi. A bohaterka? Anny Kareniny i Emmy Bovary też nie lubię 😉
Pozdrawiam serdecznie,
Piotrek
pozeracz
Zgadzam się zdecydowanie, ja mam podobnie. Często wręcz bardziej doceniam dobrze skonstruowanego bohatera, którego nie lubię. Uważam, że stworzyć takiego w wyważony sposób to nie lada sztuka.
awita
Tak, zdecydowanie postaci, z którymi jakoś tam się utożsamiam, mogą baaardzo irytować.
„Dzicy detektywi” Roberto Bolano to znakomita książka i czuję, że powinna Ci się spodobać. Bolano był chilijskim pisarzem, zaangażowanym politycznie. Młodość spędził w Meksyku. Właściwie sławę zyskał dopiero po śmierci. Tytułowi dzicy detektywi to poeci (a gatunek, który uprawiali to bebechorealizm :-), którzy zatracili się w szaleństwach młodości i których pogmatwane losy (między innymi związane z uczelnią), absurdalne historie śledzimy w powieści – tak jakbyśmy sami byli detektywami i powoli odkrywali skomplikowaną prawdę o ich życiu i w ogóle o życiu w latach 60-70-tych. Dla mnie była to pasjonująca książka, zupełnie inna od tego, co czytałam do tej pory.
pozeracz
Brzmi intrygująco, a bebechorealizm wręcz pociągająco 😛 Sprawdziłem swoją lokalną bibliotekę i Bolano w niej nie ma, ale będę szukał w źródłach innych.
Ambrose
Bardzo kusi mnie ta kameralność w połączeniu z zagadnieniami z zakresu sztuki. Ciekaw też jestem ogromnie, jak podejdę do sylwetki bohaterki – przyznaję, że od czasu do czasu zdarza mi się poczuć antypatię, co faktycznie może wpływać na odbiór powieści.
pozeracz
Antypatia antypatii nierówna. Dobrze napisany antypatyczny bohater przyciąga znacznie bardziej niż ten zwyczajnie sympatyczny. Ale czasem rzeczywiście zdarza się ktoś od lektury odrzucający – ale moja teoria jest taka, że dzieje się tak wbrew autorowi, czyli gdy antypatyczny bohater jest źle napisany.
Czepiam się książek
Bohaterka jest moją imienniczką, ale jakoś mnie nie pociąga ta lektura. Przeczytam coś innego 😉
pozeracz
Z jakichś konkretnie powodów?