Historia to wredna bestia. Margaret Atwood napisała Opowieść podręcznej między innymi po to, by Gilead nigdy nie zrodził się naprawdę, lecz obecny prezydent USA wydaje się być niemal żywcem z niego wyjęty. Dobrze, dobrze. Przesadzam, ale przyznać trzeba, że jego stosunek do kobiet podziwu nie budzi. Oryks i Derkacz to kolejna dystopia autorstwa kanadyjki, lecz zmieniająca totalitaryzm na konsumpcjonizm i ekologię. Te problemy są palące i bez żadnego Trumpa, ale i tak mam nadzieję, że jeszcze nam daleko do urzeczywistnienia tej wizji.
Ludzkość zakręciła apokaliptycznym kołem i los wskazał: pandemia. Śmiercionośny wirus, wyjątkowo mordercza odmiana gorączki krwotocznej przetoczył się po świecie niczym walec. Cywilizacja rozpadła się zaskakująco szybko, ale tak w zasadzie od dawna była w stanie postępującego rozkładu. Korporacje medyczne trujące swoich pacjentów, bogaci hodujący sobie superinteligentne dzieci i zamykający się w chronionych enklawach, genetyczne eksperymenty tworzące zmutowane monstra usprawniające hodowlę, pornograficzne i sadystyczne rozrywki od ręki dostępne w telewizji – innymi słowy, pełen obraz ludzkiej degrengolady. Gdzieś w środku tego całego zepsucia znajduje się jeszcze miejsce na przyjaźń. Jimmy i Glenn są bardzo różni, ale obaj są dziećmi swoich czasów – samotni, rodzinnie rozbici i szukający czegoś więcej. Gdzieś na styku tych osobowości i człowieczego upadku zrodzi się miłość do Oryks oraz… koniec świata.
Gdy recenzowałem Opowieść podręcznej aliteracyjnie wspomniałem w tytule o aliteracyjnym pięknie. To samo określenie można zastosować do Oryks i Derkacz – przerażenie towarzyszy zgłębianiu wizji nieodległej przyszłości, a piękno obcowaniu czysto literackiemu. Nie będę tu szalał konstrukcyjnie i zacznę od pierwszego elementu, czyli światotwórstwa. W powyższym akapicie wspomniałem o kilku częściach składowych świata przedstawionego, ale jest to tylko drobny wycinek. Co prawda korporacyjne samowładztwo i samowolna genetyczna oraz ekstremalne rozwarstwienie społeczne (wtrącę tylko, że ten elementy przypomina mi mocno sytuację wejściową z Przypowieści o siewcy Octavii E. Butler, którą to bardzo mocno polecam) stanowią elementy podstawowe, ale grozę potęgują liczne szczegóły. Od popularności samobójstw transmitowanych na żywo, przez rozchwianą pogodę po żywieniowe substytuty – Atwood krytycznie przyjrzała się wielu dzisiejszym trendom i potencjalnym zagrożeniom, a następnie zwiększyła ich natężenie. Nie ma tu absurdalnej momentami ekstrapolacji znanej z ostatniej powieści Grzędowicza, tutaj trwoga bierze się z natężenia tych intensyfikacji. A potem jest już tylko gorzej (ale nie dla czytelnika).
![]() |
![]() |
W tym miejscu wspomnieć należy o konstrukcji fabuły Oryks i Derkacz, gdyż poprzedni akapit mógł nieco zaciemnić obraz. Akcja toczy tu bowiem dwutorowo. Właściwym czasem akcji jest era Yetiego, czyli post-pandemiczna wegetacja w opustoszałym świecie. Śmierdzący, wiecznie wygłodniały męski relikt czasów minionych walczy o pożywienie, komunikuje się z Dziećmi Derkacza i rozmawia z duchami, a przerwie między tymi czynnościami wspomina czas, gdy był jeszcze Jimmym. Od tragedii jakim było małżeństwo jego rodziców, przez zniknięcie matki po poznanie Derkacza i atrapę kariery akademickiej. Atwood mogła poprowadzić fabułę w sposób linearny, lecz taka rozszczepiana konstrukcja potęguje kontrasty i buduje napięcie. Czytelnik wie, że ludzkość upadła, a Yeti, ale nie wie jak do tego doszło – autorka zaś krok po kroku ukazuje szczegóły i stopniowo konstruuje świat, którego już nie ma. Dość szybko można domyśleć się, że Jimmy i Glenn nie byli bezwolnymi świadkami tego upadku, a wraz z tą świadomością ciekawość się wzmaga. Ciekawie wypada też skontrastowanie Ziemie sprzed i po wyrugowaniu z niej homo sapiens sapiens. Szkody poczynione przez nasz gatunek są uwypuklone, ale dobrze widać też, że najbardziej szkodziliśmy sobie samym. Część strat jest nieodwracalna, ale z całą resztą natura poradzi sobie względnie szybko.
Wszystkie te elementy spaja zaś trójca bohaterów z Yeti/Jimmym na czele. Protagonista należy do grupy, którą lubię nazywać „niezwyczajnymi zwyczajnymi”. Nie jest ani tytanem intelektu, wybitnym dowódcą ni też mistrzowskim intrygantem – w gruncie rzeczy jest pokiereszowanym przez życie facetem ze sporym bagażem emocjonalnym. Można niby go polubić, ale właśnie ze względu na te boleśnie znajome niedoskonałości. Czytelnik może z mieszanką żalu i współczucia obserwować jego starania o uwagę rodziców i rówieśników, celowe pakowanie się w związku z góry skazane na rozpad czy też codzienną walkę o to, by po prostu dalej funkcjonować. Jako Yeti pozbawiony jest już wszelkich złudzeń i na przeszłość patrzy z ogromną dozą goryczy. Mając pełną świadomość tego, co doświadczył, trudno mu się dziwić. Choć Jimmy jest niedoskonałym bohaterem w jeszcze mniej doskonałym świecie, jego historia budzi emocje. Ciekawie zaś zestawia się go z pozostałą dwójką. Na pierwszy rzut oka Derkacz może wyglądać na człowieka sukcesu – wybitnie inteligentny, po studiach zlicytowany przez najlepsze firmy. Emocjonalny chłód to jedyna skaza dostrzegana przez ogół – Jimmy widzi więcej niż inni, ale nawet on domyśla się, że prawdziwego Derkacza nie zna nikt. Oryks można natomiast do pewnego stopnia postrzegać jako promyk nadziei w tym świecie pełnym g…uano. Życie doświadczyło ją zdecydowanie najsurowiej z całej trójki, ale to właśnie ona zdaje się mieć najzdrowsze życie wewnętrzne. Proweniencja nadziei jest jednak dobrze znana.

Jean Malek/Random House
Powyższe akapity dają to pewnie wyraźnie do zrozumienia, ale streszczę na potrzeby zakończenia: Oryks i Derkacz to świetna powieść. Margaret Atwood stworzyła kolejną przerażającą wizję przyszłości, jednak tym razem dużo bardziej prawdopodobną. Skutecznie wykorzystała do tego dwudzielną konstrukcję fabularną i ludzkie niedoskonałości uosobione przez Jimmy’ego. Nie zabrakło emocji, nie zabrakło refleksji nad kondycją człowieczą, nie zabrakło szacunku dla słowa – to po prostu bardzo wartościowa literatura. Ciekawi mnie jednak, jak wypadną kolejne tomy po tak mocnym uderzeniu.
It’s the fate of these words to be eaten by beetles.
Izabela Łęcka-Wokulska
Mam problem z tą autorką, bo już jej książki czytałam. Najbardziej nie spodobała mi się 'Kobieta do zjedzenia; – jej wizja kobiecości jest dziwna.
Ambrose
Ha, mój problem sprowadza się do tego, że twórczości tej Pani jak dotąd w ogóle nie dane mi było poznać. Nie będę powtarzał banałów, że sięgnięcie po prozę Atwood to jedno z moich tegorocznych postanowień, ale byłbym niezmiernie zadowolony, gdyby udało mi się przeczytać którąkolwiek z jej książek.
pozeracz
Dla mnie to było jedno z postanowień. Rok temu się nie udało, ale teraz się poprawiłem. I to podwójnie, bo mam zakupiony też egzemplarz „Blind Assassin”.
pozeracz
Szczegóły, proszę o szczegóły! Co znaczy „dziwna”?
Dominika Fijał
Nie będę obiecywać, że przeczytam, bo właśnie to zrobiłam… Było to moje pierwsze doświadczenie z książką tą pisarki. Niesamowita, choć przerażająca wizja, a jednocześnie zaraz zasiadam do drugiego tomu, bo ciekawa jestem, co wymyśliła Atwood w „Roku Potopu”.
pozeracz
Przerażająca i przez to tak niesamowita. Jak napisałem w recenzji – me przerażenie bierze się z tego, że ta wizja tak potencjalnie bliska.
Justyna W. (Owca z Książką)
Qubusiątko, czy Ty mi chcesz powiedzieć, że powinnam rzucić wszystko i czytać Atwood? (;
Rozkminy Hadyny
Rzucać prawie wszystko i czytać Atwood, tak trzeba;)
pozeracz
Rzucić wszystko i do Kanady!
Justyna W. (Owca z Książką)
Dobrze. Zatem rzucę (prawie)wszystko – a czego, Hadyno, nie? – i będę czytać Atwood, stojąc w kolejce po wizę do Kanady (bo jak już wybywać to na stałe). Taki plan na… yyy… hmm… /poszła sobie/
Agnes
W drugim tomie nie jest gorzej, jest tak samo zdziwnie i coraz zdziwniej.
Rzucajcie wszystko i czytajcie Atwood!