Czas mknie nieubłaganie – wydawać by się mogło, że dopiero co pisałem o Na południe od Brazos, a było to ponad dwa lata temu. Przekonany byłem wtedy, że kolejną powieść Larry’ego McMurtry’ego przeczytam znacznie szybciej, ale czytelnicze ścieżki przewidywalne są jedynie w swej nieprzewidywalności. W dodatku złożyło się tak, że Ostatni seans filmowy dołączył do honorowego (i wcale nie aż tak wąskiego) grona książek przeczytanych w pociągu do Zakopanego. A oto co z tego wyszło.
Sonny i Duane to najlepsi kumple, którzy powoli zaczynają wkraczać w dorosłość. Kończą szkołę, którą nie są za bardzo zainteresowani, a po godzinach dorabiają i korzystają z nielicznych rozrywek oferowanych przez teksańską dziurę w latach 50. zeszłego wieku. W Thalii niemal wszyscy zachowują pozory moralności i cnoty, ale mało kto nie ma czegoś na sumieniu. Dwaj kumple intensywnie zabiegają o przekroczenie grzesznych progów inicjacji seksualnej, ale nie spodziewają się jak aktywni bywają małomiasteczkowi Amerykanie pod kołdrą fałszywej przyzwoitości.
Ostatni seans filmowy to powieść – charakterystycznie dla tych ponadczasowych – przebogata mimo zwięzłości. McMurtry skutecznie wykorzystuje sztafaż małego miasteczka, w którym to za sprawą grupy wyrazistych postaci ogniskują się przeróżne problemy. Owszem, część z nich jest charakterystyczna dla tego miejsca i czasu, ale nie brakuje i obrazów uniwersalnych. Na przykład przeciwstawione zostaje zagubienie powiązane z wkraczaniem w dorosłość z podszytą rozpaczą (i często alkoholem) rezygnacją i spokojem wypływającymi z doświadczenia i świadomości straconych szans. To drugie jest widoczne w osobach Lois i Sama, dawnej pary kochanków, którzy jednocześnie stanowią przeciwwagę dla pruderii i fałszu reszty społeczności. Jest i samotność, rozpacz, hipokryzja i inne imponderabilia.
Jest to też jednak w dużej mierze powieść o małym, teksańskim miasteczku początku lat 50-tych XX wieku. We wstępie Mary Karr (poetka i eseistka też z Teksasu pochodząca) wspomina o dorastaniu w takim miasteczku i poczuciu odosobnienia w swej miłości do literatury oraz pocieszeniu, że w podobnym miejscu wyrosnąć może ktoś piszący tak, jak McMurtry. Ostatni seans filmowy pokazuje bowiem, że Thalia (czyli w zasadzie Archer City, rodzinne miasteczko autora) to miasteczko bez przyszłości zamieszkałe większości przez ludzi bez przyszłości. Sonny i Duane zapewne nie uwolnią się z tej matni i wyrosną na zbyt dużo pracujących, zbyt wiele pijących starych wkurwionych (excusez le mot, choć to Kofta). Powieść obnaża też hipokryzję małej społeczności, w której seks to tabu, a zdrada to codzienność. Widać to zwłaszcza w osobie trenera Poppera, który wypiera swe homoseksualne skłonności, co z kolei prowadzi do tym bardziej zajadłego ataku na nauczyciela angielskiego, którego o homoseksualizm podejrzewa.
Jednak główną siłę powieści stanowią postaci. Ostatni seans filmowy to przekonująca galeria osobowości i życiowych dróg. W zasadzie każda z postaci, której McMurtry poświęca uwagę, pozostawia ślad w pamięci czytelnika i pokazuje coś ważnego. Ruth Popper, rozczarowana małżeństwem (ze wspomnianym wcześniej trenerem) i tak spragniona bliskości, że uwodzi o połowę młodszego chłopaka, nie zważając „co ludzie powiedzą”. Świetnie wypada też kreacja dwóch głównych postaci, Jacy i Lois Farrow, oraz ich relacja. Zblazowana, zadufana w sobie córka początkowo postrzega matkę jako wroga i działa jej na złość, ale z zaskoczeniem odkrywa, że matka w zasadzie zna ją niemal lepiej niż ona sama i dawno przejrzała jej plany. Czytelnik z kolei odkrywa, że antypatyczna z pozoru Lois wykazuje zaskakująco wiele wrażliwości i mądrości. I można by tak długo – jest tu wiele postaci wartych osobnego akapitu (albo i więcej).
Larry McMurtry zachwycił mnie po raz drugi, tym razem powieścią tematycznie od Na południe od Brazos odległą. Ostatni seans w mieście to na smutny sposób piękny obraz małomiasteczkowego Teksasu i dojrzewania w nim. Stworzone przez Teksańczyka postaci na pewno zostaną ze mną na długo. Ja poszukam teraz sobie świetnej ponoć ekranizacji (młoda Cybill Shepherd, ech), a Wam polecam rozejrzeć się za wznowieniem wydanym niedawno przez Vesper, bo to solidna firma.
Ostatni seans filmowy odbył się i tu:
Sometimes Sonny felt like he was the only human creature in the town. It was a bad feeling, and it usually came on him in the mornings early, when the streets were completely empty, the way they were one Saturday morning in late November.
awita
Nareszcie sięgnąłeś po książkę z kręgu moich literackich zainteresowań!
„Ostatni seans filmowy” od dawna już chcę przeczytać, a film sobie przypomnieć.
„Na południe od Brazos” to moja ukochana książka, literacka perła – jedyne dzieło Larry’ego McMurtry’ego jakie poznałam. Szkoda, że jego twórczość tak marnie jest reprezentowana na polskim rynku wydawniczym. Wspaniały amerykański klasyk.
pozeracz
O, a tak szerzej: jakie są Twe kręgi zainteresowań? Albo i kręgi Twych zainteresowań?
A „Na południe od Brazos” to zdecydowanie jedna z najlepszych powieści przeze mnie czytanych.
awita
Przez jakiś czas, gdy wchodziłam na Twojego bloga, napotykałam tylko fantastykę, której nie czytam raczej. Ale to się zmieniło od jakiegoś czasu i bardzo się cieszę 🙂
Zdecydowanie wolę powieści, powiedzmy „obyczajowe” (chociaż nie lubię tego określenia), historyczne, literaturę piękną różnych kręgów kulturowych, nie tylko anglosaską.
pozeracz
Hmm… A mi się wydawało, że od początku było zróżnicowanie, tak się przynajmniej starałem i zamiar miałem. Ale możliwe, że były fantastyczne serie.
Aż mnie naszło na jakieś zestawienie statystyczne 😉
Ambrose
Od pewnego czasu obiecuję sobie poznać tego autora i przyznaję, że tą książką narobiłeś mi ogromnej ochoty, by uczynić to czym prędzej. Rozejrzę się za tą książką w oryginalnym wydaniu w ramach szlifowania j. Szekspira – jeśli uda mi się ją nabyć to połączę przyjemne z pożytecznym 🙂
pozeracz
Hmm… Czytałem w oryginale i wydaje mi się, że do szlifowania nadaje się całkiem nieźle. Język trudny raczej nie jest, ale z drugiej strony ja niekoniecznie jestem tu dobrym sędzią.