Dawno, dawno temu, za górami, przed blogami napisałem recenzję pewnej skręcającej zwoje mózgowe powieści – wyraziłem podziw dla warstwy naukowej, ale pomarudziłem nieco na niedobory w zakresie wyciskania emocji z czytelnika. Dziesięć lat później inne już wydawnictwo sięgnęło po tego samego autora, a me szare komórki nabrały ochoty na solidny trening. Oto więc Miasto permutacji Grega Egana.
Żyjemy w złożonym, szalonym świecie. Od globalnego ocieplenia, przez trudne do ogarnięcia zmiany cywilizacyjne ostatni (dwu)stu lat aż po przeżarty konsumpcjonizmem kapitalizm. Trudno nie popadać w marazm i poczucie bezsilności, ale jest jedna rzecz wysoce pomocna: edukowanie siebie. Odpowiedni zasób wiedzy może pokierować jednostkę na ścieżki kreatywno-oporowe. A Skarby ziemi zdecydowanie ten zasób powiększą.
Chciałem Wam w tym wstępie podrzucić linka do filmu z Kanału fantastycznego, w którym to Tomek Kołodziejczak (swego czasu nawet przeze mnie zwywiadowany) poleca komiksowe space opery, i rzucić coś zabawnego o skuteczności influencerów. Jednak ze wspomnianego kanału odszedł nie tylko rzeczony Tomasz, ale i jego filmy. Duchy twórcze pustki nie znoszą, więc powstał kanał nowy, czysto komiksowy i powróciła dzisiejsza bohaterka. Nie będę nawet próbował wnikać w powody jutubowej separacji, a tu na szczęście tworzę sam. Saga też samodzielnie opisana przeze mnie poniżej zostanie.
Jakoś tak się zdarzyło, że mimo pochłaniania większości katalogu Powergraphu, nie wgryzłem się w poprzednią powieść Justyny Hankus. Nie wiem, czy to była kwestia recenzenckiego obłożenia, czy też niepewności względem gatunkowego namnażania w postaci podtytułowego folk noir, ale już mrocznemu kogutowi oprzeć się nie potrafiłem. Oto więc i Poświst.