Harry Harrison mieści się dla mnie gdzieś pomiędzy kategoriami „dziwne, że jeszcze nie czytałem” a „nieco zapomniany klasyk do nadrobienia”. Teoretycznie mogłem bowiem po niego na początku mych czytelniczych bojów, gdy to biblioteki nawiedzałem intensywnie, albo też skorzystać z pewnego wehikułu czasu, ale (znów) dopiero Vesper skusił mnie skutecznie. Sprawdźmy więc, czy Początki Stalowego Szczura zachęciły mnie do nawiązania dłuższej znajomości z Jamesem Bolivarem DiGrizem.

początki stalowego szczura

Śliski Jim to zuchwały 17-latek, który opuścił farmę dzikoży swoich rodziców przed swoimi rodzicami, planując rozpocząć życie przestępcze. Zwyczajne, dorosłe życie na Kawałku Nieba było dla niego perspektywą nie do zniesienia. Ten przedsiębiorczy młodzieniec wcześnie zauważył u siebie tendencje antysystemowe i postanowił nabyć wszelkie umiejętności, które umożliwią mu skuteczne życie poza prawem. Brakowało mu jednak mentora, którego to chce poszukać w teoretycznie sensownym miejscu: w więzieniu. Realizację planu zaczął od celowo nieudolnego napadu na bank.

Wbrew recenzenckim dobrym praktykom napiszę od razu i w pierwszej osobie: nie polubiłem się z Jimem DiGrizem. Początki Stalowego Szczura to zbiór, który nie jest zalet pozbawiony (i napiszę o nich w akapitach kolejnych), ale po lekturze dochodzę do wniosku, że rozminąłem się z nim o dobre kilkanaście lat i tak literatura mnie porywa. Pierwszym elementem, który o tym decyduje jest sam protagonista. Może i nie do końca jest to Gary Stu, bo ma inklinacje przestępcze, wpadki mu się zdarzają i bywa rozgrywany przez innych, ale ten genialny samouk, spec od sztuk walki, mistrz wytrychów koniec końców zawsze wychodzi z opresji obronną ręką i coś dla siebie wykrawa. Nie brak mu humoru i jest kryminalistą o sercu złotym (porównania z Robin Hoodem słuszne), ale w ramach tego archetypu prezentuje się jako niemal ideał.

początki stalowego szczura

Były i komiksy…

Przez ten zgrzyt z głównym bohaterem uwypuklony zostaje też inna cecha tej prozy Harrisona: narracja pierwszoosobowa. Wszystkie trzy powieści, które składają się na Początki Stalowego Szczura, pisane są właśnie w tym trybie, co wzmacnia poczucie niezgrania z głównym bohaterem. W innym przypadku jego zwyczaj zwracania się do samego siebie (najczęściej z gratulacjami) czy też ogólnie wewnętrzne monologi nie byłyby tak drażniące. Drugi elementem o niedopasowaniu decydującym jest zaś fakt, że protagonista należy do tych podążających za fabułą. Niby ma pewną siłę sprawczą, ale jego pomysłowość przejawia się głównie w reakcji na to, co mu pod nogi rzuca autor. W literaturze awanturniczo-przygodowej jest to standard, ale dla mnie od pewnego czasu wywołuje to odczucia mocno ambiwalentne. Przyznać jednak trzeba, że i inne gatunkowe filary tych (mini)powieści wypadają dobrze: akcja toczy się wartko (dla mnie aż za bardzo), wolta woltę woltą pogania i co chwila napotykamy nowe postaci lub tarapaty. Tylko dla mnie właśnie jest tego aż zbyt wiele na jedną opowieść. W dodatku w wielu miejscach średnio wypada też tłumaczenie — Krzysztof Sokołowski dobrze poradził sobie ze słowotwórstwem Harrisona, ale w zauważalnej liczbie miejsc przydarzyły mu się zwroty brzmiące koślawo, o kalkę zahaczające.

Szkoda tych mych niezgrań, zwłaszcza w obliczu wielu elementów wartych docenienia. Dynamiczna, nasycona fabuła została już wspomniana i na pewno wielu przypadnie do gustu, ale dla mnie znacznie ciekawsze było jego światotwórstwo i humor. Harrison wybrał podejście mniejszościowe i oparł się pokusie zasiedlenia swego uniwersum zatrzęsieniem obcych ras, a do tego miał słabość do tworzenia prymitywnych społeczeństw w tym technologicznie zaawansowanym wszechświecie (jest nawet coś na kształt Federacji znanej ze Star Treka [a pierwsze odcinki serialu są o pięć lat starsze od pierwszej książki o DiGrizie]). Wykorzystuje on je zresztą do swych subwersywnych celów — choć bowiem z wierzchu opowieści o Stalowym Szczurze wyglądają na młodomęskie i sztampowo testosteronem przesycone przygody, których bohater to swój chłop i niemal ideał dla kobiet, to autor przemyca pod tym płaszczykiem niemało treści antywojennych, antykorporacyjnych czy antykonsumpcyjnych. I tu właśnie na scenę wkracza humor w postaci satyry na biurokrację, głupotę i okrucieństwo związane z takimi organizacjami. Poprzez spryt protagonisty obnażone zostają ich groteskowe oblicza.

harry harrison

Początki Stalowego Szczura stanowią więc zbiór, od którego się odbiłem, choć zalety jego doceniam. Subwersywne podteksty i rozbudowane światotwórstwo przegrały w mych czytelniczych oczach z nazbyt sztampowym protagonistą goniącym za fabułą i nadmiarem akcji na centymetr kwadratowy tekstu. Mam nadzieję, że teksty powyższy Wam podjąć decyzję, czy chcecie wybrać się na tę hektyczną przygodę z Jimem DiGrizem,


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

vesper logo

Kawałek Nieba przed paroma tysiącami lat zasiedlili wierni jakiegoś religijnego kultu, o którym na szczęście nikt już nie pamięta. Przybyli z innej planety, nazywała się Błoto czy tam Ziemia, niektórzy twierdzili, że była kolebką ludzkości, ale ja w to wątpię. Tak czy inaczej, niezbyt im się powodziło. Pewnie musieli zbyt ciężko pracować, bo w pierwszych latach życie tu nie było zabawne. W szkole nauczyciele przypominają nam o tym aż za często, a najczęściej, kiedy przyjdzie im ochota skarżyć się na rozbestwione młode pokolenie. Lepiej nie wypominać im, że też muszą być rozbestwieni, bo tu od stuleci nic się nie zmieniło.