Przygotowując to zestawienie, porywam się na rzecz ryzykowną podwójnie. Z jednej strony nie tak dawno temu popełniłem wpis o podobnym zakresie tematycznym, ale skupiający się na metafikcji. Z drugiej zaś postmodernizm jest tworem na tyle płynnym, że na poły żartobliwie mówi się, że jeśli ktoś pisze, że wie, czym jest postmodernizm, to znaczy, że nie wie, czym jest postmodernizm. Jednak mimo efemeryczność za gatunkiem tym przepadam, a wpis wspomniany postmodernizm obejmował niejako pobocznie, polecankę postanowiłem ponowić.
Tym razem jednak natężenie postmodernizmu będzie zdecydowanie większe, ale bez obaw – postaram się dobrać i coś, od czego można zacząć. Będzie na pewno też opcja skoku na głęboką wodę. Nadal nie mam zamiaru porywać się na żadną skrótową definicję tego trendu w literaturze. Problem polega bowiem na tym, że to w zasadzie nie jest gatunek literacki, a raczej zbiór stylistyk, czasem przeciwstawnych. Potocznie można postmodernizm określić jako zmęczenie modernizmem i zdystansowanie się od awangardy, ale nie musi oznaczać z awangardą sprzeczności. Czegoż jednak spodziewać się po ruchu, który wyrósł też na krytyce jednorodnego postrzegania świata, eurocentryzmu i dominacji kultury zachodniej? Ta charakterystyka idzie zresztą w parze z cechami dzieł, które w poczet postmodernizmu zaliczać można.
Nim przejdę do samej listy, napomknę tylko ku formalności, że postmodernizm obecny jest w wielu innych gałęziach sztuki. O tych jednak pisał nie będę, gdyż wiedzę o nich mam marną iście. Chętnie jednak poczytam o Waszych doświadczeniach z innymi szczepami tego ruchu.
※ ※ ※ ※ ※
Gra w klasy
Początek będzie dość oczywisty. Powieść Cortazara jest jedną z pierwszych, które przychodzą do głowy w reakcji na hasło „postmodernizm”. Wiele powieści można dopasować do tego, co Eco nazwał dziełem otwartym, ale Gra w klasy jest chyba przykładem modelowym. I do tego niejako specjalnie w ten sposób „zaprojektowanym”. Przeróżnych eksperymentów formalnych w literaturze było wiele, ale żaden chyba nie spotkał się z tak szerokim odzewem. Ciekaw jednak szalenie jestem, czy ktoś z Was czytał Cortazara w porządku niestronniczym?
Niewidzialne miasta
Tu pewnie znalazłoby się bardziej rozpoznawalne dzieło Włocha, Jeśli zimową nocą podróżny, ale… jeszcze jego nie czytałem. Uparcie próbuję zdobyć piękne wydanie od W.A.B., ale na razie mam tylko Niewidzialne miasta właśnie. Nie ma jednak tego złego, gdyż opowieści snute przez Marco Polo na dworze Kubłaj-Chana to niesamowity popis wyobraźni, literackiego bogactwa i potęgi światotwórstwa. W zasadzie każdy z miastotworów mógłby spokojnie rozrosnąć się do osobnej powieści. Marzy mi się, by ktoś kiedyś stworzył taki właśnie projekt literacki i zaprzęgnął do niego grono pisarzy fantastów pokroju Mievilla, Wattsa czy wręcz Dukaja.
Tęcza grawitacji
Thomas Pynchon gościł już na blogu, ale w wydaniu zdecydowanie lżej strawnym. Jednak pierwsze trzy powieści amerykańskiego powieściopisarza to niemal manifesty postmodernizmu. Tęcza grawitacji i V. to powieści złożone, trudne w odbiorze i drobiazgowo zaplanowane. Pynchon nazywany jest matematykiem prozy, a Timothy Leary uznał Tęczę właśnie za „Stary Testament” cyberpunku. Ale z kolei rada doradcza nagrody Pulitzera odrzuciła tę powieść (po wybraniu jej przez jury), gdyż poczuła się urażona jej treścią, którą uznała za „nieczytelną, napuszoną, przerośniętą, a momentami obsceniczną”. Ja nie będę tu nawet próbował ministreszczenia, ale zajrzycie sobie w sieć i sprawdźcie cóż to szalona podróż.
Zagubiony w labiryncie śmiechu
Wybaczcie powtórzenie względem wpisu o metafikcjach, ale zdecydowałem się Johna Bartha uraczyć powrotem z dwóch powodów. Pierwszym jest fakt, że jest to zbiór opowiadań. Drugi zaś wiąże się po części z pierwszym, a jest to przystępność. Zróżnicowanie tematyczno-eksperymentalne i bardziej przyziemną zwięzłość może to być całkiem niezły wybór na pierwszą postmodernistyczną przygodę. Opowiadania z tego zbioru pełne są autotematyczności, zagadek i humoru. Na pewnym poziomie to po prostu dobra literacka zabawa.
W ramach uzupełnienia warto przeczytać sobie esej Literatura wyczerpania (tu dostępny po angielsku), który można uznać za manifest początków postmodernizmu.
S.
To w zasadzie nie jest książka, a raczej drobiazgowo rozplanowany projekt literacki i nawet nie jestem w stu procentach pewien, czy to jest postmodernizm, ale me czytelnicze serduszko boli niezmiernie, że tak mało ludzi czytało S. i nikt jeszcze tego w Polsce nie wydał. Dzieło J.J. Abramsa i Douga Dorsta to eksperyment formalny, trzy narracje i wielka zagadka wykraczająca poza samą książkę. Jest to też powieść o zmianie, dojrzałości, prawdzie i wielu innych, ale i (a może i przede wszystkim) o miłości do książek i dzieleniu się nią. Może i zabrzmi to patetycznie, ale dla mnie jest to jedna z najdoskonalszych celebracji czytelnictwa, jakie można sobie sprawić.
※ ※ ※ ※ ※
Na koniec pozostaje tylko pożegnać się grzecznie i zapytać o Wasze przygody, polecanki i niepowodzenia. No i życzyć powodzenia w waszych postmodernistycznych poszukiwaniach.
PS Nie przepraszam za aliteracje.
What begins at the water shall end there, and what ends there shall once more begin.
M. S.
Z takich rzeczy mniej znanych, przeczytaj koniecznie „Jaskinie filozofów” Jose Carlosa Samozy.
pozeracz
Dzięki za rekomendację. Chyba nawet gdzieś mi to przemknęło przed oczami.
Agata Adelajda
Grę w klasy czytałam na studiach. Od pewnego czasu mam wielką ochotę sobie przypomnieć tę książkę.
Tęczę grawitacji podczytuję w wolnych chwilach na komputerze (tylko takim wydaniem dysponuję).
pozeracz
O, i jak wrażenia z „Tęczy”? Ja wspominam ją jako lekturę wymagającą i wymagającą dużego skupienia.
Ambrose
Ha, wpis, po przeczytaniu którego mogę stwierdzić, że czuję się jak w domu, bo bardzo cenię sobie twórczość Julio Cortázara, Thomasa Pynchona czy Italo Calvino. Ze swojej strony dorzucę jeszcze nazwiska Pétera Esterházy’ego (miałem przyjemność obcować z „Niesztuką„) oraz Harry’ego Mulischa („Czarne światło „, „Procedura„, „Zamach„).
pozeracz
O, dzięki za propozycje wraz z łączami. Znam obu autorów, ale – póki co – w zasadzie tylko ze słyszenia.
Agnes
„Tęcza grawitacji” – aż się uśmiechnęłam 🙂
Polecam wpis: https://mcagnes.blogspot.com/2012/04/30-dni-z-ksiazkami-dzien-7-ksiazka.html
pozeracz
Ha, to właśnie taka książka. Trzeba mieć do nich słabość i dużo cierpliwości.
Czepiam się książek
Na tej liście zdecydowanie powinna się znaleźć „Rzeźnia numer pięć”, o której krótko wspominasz w poprzednim wpisie. Właśnie odświeżałam sobie tę lekturę po latach. Jest wyjątkowo oryginalna i bardzo „inna” na tle pozostałych książek zaliczanych do powieści postmodernistyczych.
„Gra w klasy” i u mnie znalazłaby się na szczycie listy. Trudna. ale świetna książka. Warto się porwać na lekturę.
Tym „S.” mnie zaintrygowałeś. Chyba coś dla koneserów… Chętnie przekonałabym się na własnej skórze, czy to coś dla mnie.
P.S. Zestawienia książkowe i filmowe są zazwyczaj takie nudne i przewidywalne, tylko u Ciebie coś naprawdę interesującego. Chcemy więcej wpisów z tej serii 😉
pozeracz
W sumie to nie do końca wiem, czemu nie umieściłem na liście Vonneguta. Ja chyba co prawda wolę absurd i szaleństwo „Śniadania mistrzów”, ale „Rzeźnia numer pięć” na pewno na miejsce na liście zasługuje.
Nie wiem, czy „S.” jest dla koneserów… Według mnie to książka dla kochających książki. No i znających angielski 😉