Inga Iwasiów to jedna z pisarek, które w mej czytelniczej świadomości obecna jest już od dawna, ale jak dotąd się nie spotkaliśmy (o ile nie czytałem nieświadomie nic jej autorstwa w Dużym Formacie). Jednak poprzez literacki transfer Wydawnictwo Drzazgi umożliwiło mi poznanie kolejnego głosu w polskiej literaturze współczesnej. Ja zaś zaprezentuję Późne życie poprzez ten wpis.
Ostatnie kilka lat jest bolesnym potwierdzeniem siły znanej chyba każdemu chińskiej klątwy przywołującej ciekawe czasy. Takie właśnie czasy chwyciły w swe geopolitycznie i wirusologicznie katastrofalnie lata mieszkańców i gości nadbałtyckiego (ledwo) kurortu. Nadmorscy bywalcy utknęli tam w różnych momentach życia, różnych życiowych sytuacjach i z różnymi oczekiwaniami. Teraz zaś mają aż nadto czasu, aby wszystkie swe orzechy rozgryźć i na części pierwsze rozebrać.
Późne życie to powieść z gatunku niepozornych, ale bardzo trudnych do napisania. Jest to bowiem zbiór różnych punktów widzenia powiązanych ze sobą miejscem i kilkoma związkami międzyludzkimi oraz przyczynowo-skutkowymi, lecz zbiór pozbawiony typowej struktury narracyjnej. Mówiąc zaś prosto: nie ma tu konkretnego początku (poza stronowo-numerycznym), żadnego zawiązania akcji ni zakończenia. Brak takich ram musi zostać skompensowany w innych elementach literackiego rzemiosła, aby czytelni nie odczuł tego ubytku. Inga Iwasiów postawiła w tym zakresie na styl oraz kreację postaci – oba te elementy współgrają, lecz nacisk kładziony jest raczej na ten drugi element.
Siłą tej (o)powieści są bowiem właśnie bohaterki – jest tu co prawda jeden mężczyzna narracyjnym punktem widzenia obdarzony, ale i on wtłoczony przez autorkę zostaje w rolę stereotypowo kobiecą. Wartość tych postaci wynika z mieszanki różnorodności i wiarygodności. Niezależnie od tego, czy osoba czytająca ma wgląd w myśli osoby ze stref (choćby trochę) wyższych, młodej kobiety z Ukrainy chwytających się prac przeróżnych czy też intelektualistki w kwiecie wieku, ma ona wrażenie obcowania z człowiekiem może nie prawdziwym (w końcu to fikcja), ale wysoce prawdopodobnym. W dodatku aktualność wyzwań (czy też, za okładką, „stanów wyjątkowych”) sprawia, że nietrudno odnaleźć cząstki siebie i swoich kryzysów w tym wielogłosie.
Styl jest natomiast w większości bezpośredni, ale zdecydowanie nie pozbawiony fragmentów poetyckiego natężenia czy też przyciągającej uwagi metaforyki. Późne życie potrafi też zaskoczyć – robi to za sprawą drugiego zbioru narracji. Ten zbiór głosów jest skromniejszy pod względem ilości i długości, ale za to skręca w stronę niemal niesamowitości (znaczy się das Unheimliche). Osoby, które z przeróżnych powodów trafiły do ogromnego, pandemicznie z rytmu wybitego i do otoczenia niepasującego H’oteliska wpadają w przedziwny stan otępienia. Momentami wydawać się wręcz może, że to nie nadmorski moloch wypoczynkowy, a jakaś technowariacja na temat czyśćca czy innego limbo przez duchy nawiedzanego. Przesunięcie jest delikatne, więc poczucie dysonansu raczej wzmacnia a nie zaburza lekturę. Zaś czytelnikom z fantastycznymi będzie ciut szkoda, że Inga Iwasiów nie posunęła się w tym zabiegu dalej.
Późne życie okazało się być udanym pierwszym spotkaniem z prozą Ingi Iwasiów. Jest to wiarygodny zbiór głosów różnych osób mierzących się z sytuacjami granicznymi, napisany stylem spod znaku „prosty a piękny”. Delikatny zwrot w stronę niesamowitości możne niektórych delikatnie skonfundować, ale mnie przypadł do gustu i wymiar nowy przydał interpretacyjny.
Za egzemplarz do recenzji serdeczne dziękuję…
Późne życie zakwitło i tu:
O, jakże nie chcę i jak brnę przez ogromną piaskownicę, boso i radośnie, mimo niedawnej zapaści. Nie chcę sączyć wody z bidonu, popijać kawy z termosu, jeść kanapek z razowego chleba. Zamówię stanowczym głosem campari z ginem i sokiem pomarańczowym i kieliszek czystej, colę smakową i skrzydełka z grilla. Wszystko tu nabiera wartości, staje się nową szansą, zyskaną perspektywą, rozrzutnym wyborem, głosem na rzecz życia. Kto wie czym jeszcze.
Luiza
O, to autorka, do której twórczości przymierzam się od lat xD *wstyd*
Ale piszesz, że ta książka była dla Ciebie udanym pierwszym spotkaniem z tą autorką. Hm. Może w takim razie warto spróbować.
pozeracz
A u mnie było o tyle dziwnie, że czytałem/słyszałem o autorce od dawna, ale nigdy jakoś nie miałem nawet okazji przymierzyć się do żadnej z jej książek. Ale „Późne życie” sprawiło, że mam chęć nadrobić dorobek.
Ambrose
Hehe, to i ja dołączę do tego ekspiacyjnego grona i wyznam, że ja także o autorce sporo słyszałem, ale jak dotąd nie zetknąłem się z jej twórczością. Prezentowana książka wydaje się być dobrą kandydatką, by to zmienić – lubię takie eksperymenty afabularne.
pozeracz
To ja tylko dodam, że wydawnictwo Drzazgi nie wydaje może wiele, ale ani razu się nie zawiodłem. To dobrze, że takie małe inicjatywy mogą startować i warto je wspierać.