Pierwszy dzień nowego roku to nieco dziwny dzień na wpis blogowy. W dodatku na temat pozornie z tym dniem niezwiązany. Jednak nie dla mnie. Przyznam Wam bowiem, że nigdy nie przywiązywałem specjalnej wagi do przełomów lat. Nie uciekałem może od sylwestrowych celebracji, ale nie czyniłem żadnych postanowień, ani też na większe refleksje mi się nie zbierało. Jednak 1 stycznia 1818 po raz pierwszy wydane zostało dzieło uważane za pierwszą powieść science-fiction albo choć za prekursora tego gatunku: Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz. Ja postanowiłem nieco skorzystać z okazji i napisać o najlepszych według mnie powieściach ze sztucznymi bytami.
Wstęp przydługi, ale od razu muszę go uzupełnić i przyznać się do pewnego uproszczenia. 1 stycznia 1818 to data, która pojawia się w wielu miejscach, ale i 18 marca tegoż roku wygląda prawdopodobnie. Może pomoże specjalista z zakresu Mary Wollstonecraft Shelley? Od razu też wytłumaczę się z tych nieszczęsnych „sztucznych bytów”. Otóż stwora stworzonego przez doktora Frankensteina nie można przecież nazwać robotem, nieprawdaż? Nieco szerzej rzecz ujmując, chodzi mi o twory ludzkie, które zyskały świadomość.
Temat to przebogaty, a poruszany przecież i dawno przed Frankensteinem. Jest przecież jakże piękna i pełna symboliki legenda żydowska o golemie. Ciekawostką jest to, że niektórzy wyznawcy tej wiary uważają, że biblijny Adam przed nadaniem mu duszy przez Boga był właśnie golemem. Im bliżej współczesności, tym więcej takich stworzeń, które na stałe zakorzeniły się kulturze. Od filmowo-książkowych replikantów stworzonych przez Philipa K. Dicka, których „twarzą” został Rutger Hauer, przez mangowo-animowe Ghost in the Shell aż po androidy obsługujące w japońskich hotelach (polecam Futu 02/15 w dużej mierze poświęcone androidom właśnie). O grach nie ma co wspominać, bo tam jest to chleb powszedni.
Czemu androidy i twory im pokrewne tak intensywnie fascynują, przerażają i inspirują? Z jednej strony gdzieś z tyłu głowy czai się strach przed sztuczną inteligencją, ale to jest angst współczesny. Sięgając dalej, przywołać można Freuda z jego koncepcją niesamowitości (unheimlich, czy coś co wywołuje lęk poprzez łączenie w sobie obcości i czegoś znanego) oraz wynikającej z niej zjawiska zwanego uncanny valley. Dolina niesamowitości to termin, który opisuje wzrost negatywnych reakcji na roboty wraz z ich coraz większym upodobnianiem się do człowieka. Innymi słowy – im bardziej „ludzki” robot, tym większą odrazę budzi. Rozrosła mi się ta przedmowa, ale nie żalu nie czuję, gdyż temat to przebogaty.
Powstrzymuję jednak swe quasi-publicystyczne zapędy i przechodzę do samych dzieł.
Body of Glass
W jaki sposób natknąć się na nieznaną w Polsce postępową literaturę ekologiczno-feministyczną? Chodzić do lumpeksów! Tak, tak. To w bydgoskim lumpeksie nabyłem swego czasu Women on the Edge of Time Marge Piercy. Na pewno kiedyś o tej powieści, ale na razie pora na Body of Glass (w USA wydane pod tytułem He, She and It). Ta powieść jest tak naładowana treściami, że może przeładować rozmysły. Postapokalipsa, korporacje, środowisko, role płciowe, tożsamość – pokarmu dla umysłu aż nadto. Jednym z ważniejszych wątków jest związek kobiety z cyborgiem stworzonym, by chronić jej społeczność. W dodatku w powieść wpleciona jest też poruszająca historia z praskiego getta żydowskiego z początków XVII wieku. Nie muszę chyba wspominać, że pojawia się tam golem? Bardzo mocno polecam. To chyba najbardziej oryginalne podejście do tematu rozbudzonej sztucznej inteligencji.
Nakręcana dziewczyna
Powieść ta to jedna z bardziej przekonujących wizji przyszłości w literaturze fantastycznej ostatnich lat. Z pomocą wielowątkowej fabuły, grupy ciekawych bohaterów oraz przekonywającej wizji zdegenerowanego świata Paolo Bacigalupi stworzył dzieło, które nie daje o sobie zapomnieć. Ta proza zmusza czytelnika do stawiania pytań o ludzką (i nie tylko) naturę, koszty rozwoju technologicznego i rosnącą rolę koncernów. Widać to zwłaszcza w postaci Emiko, która miota się pomiędzy pragnieniem wolności i godności, a wszczepioną w jej DNA potrzebą posłuszeństwa i posiadania „pana”. Staje się też zwierciadłem dla zezwierzęconych bywalców baru, którzy lubują się w podziwianiu tortur, jakim jest poddawana nielegalna w ich kraju „trzęsiłapa”. Jest to proza dla wszystkich, którzy nie stronią od wyzwań.
Mówca umarłych
Cykl poświęcony Enderowi (cykl Cienie w zasadzie też) to jedna z moich ulubionych cykli science-fiction. O ile Gra Endera była powieścią młodzieżową z kilkoma poważnymi wątkami, to w późniejszych częściach środek ciężkości przesuwa się w te poważne strony. Problemy gatunkowe, odpowiedzialność, pierwszy kontakt – to tylko część z nich. Jedną z niespodzianek, a jednocześnie ważniejszych, choć obecnych głównie w tle bohaterów jest Jane. Jane zaczynała jako złożony program, a skończyła jako świadoma istota zrodzona wśród ansibli. Ciekawe było zwłaszcza to, że stała się niezależnych graczem – rozgrywała niebezpieczną grę pomiędzy Enderem, a wrogimi mu bytami politycznymi.
Odyseja kosmiczna 2001
Bez tego dzieła chyba nie mogło się to zestawienie obejść. Jest to co prawda powieść nietypowa, gdyż tworzona w sprzężeniu ze scenariuszem filmowym wraz ze Staneleyem Kubickiem, ale jest HAL i tak musiał się tu znaleźć. Jako, że film był świetny, to skojarzenia głosowo-scenowe będą związane pewnie z tym medium. Ale nie ma co się dziwić – scena, w której HAL wypowiada pamiętną kwestię „I’m sorry, Dave. I’m afraid I can’t do that” zapada w pamięć bardzo mocno. Zaręczam jednak, że powieść jest warta poznania i daje dużo lepszy wgląd w niektóre wątki niż film. Daje też więcej czasu na refleksję nad tym, jaki wpływ na sztuczną inteligencję mają ludzkie niedoskonałości.
Widmopis
Debiut pisarski Davida Mitchella nie jest wolny od niedostatków, ale moim zdaniem w pełni zaspokoi oczekiwania tych, którzy szukają stonowanej lektury, gdzie za cel postawiono wywołanie w czytelniku różnego rodzaju refleksji. Jest to książka w sam raz na spokojny wieczór z dobrym jazzem i dobrą herbatą. Nie chcę niepotrzebnie zdradzać szczegółów fabuły, gdyż nie jest to powieść dobrze znana, ale wątek ze sztuczną inteligencją jest jednym z ciekawszych, a w dodatku jest przesycony czarnym humorem.
Nie wiem, czy Was też tak ciekawi ten temat, ale bardzo chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach literackich w tym zakresie. A na koniec wycinek z jednej z moich najulubieńszych ścieżek dźwiękowych.
Spędziłam lato 1816 roku w okolicach Genewy. Było wyjątkowo zimno i deszczowo i wieczorami zbieraliśmy się przy kominku, delektując niemieckimi opowiadaniami o duchach. Te baśnie budziły w nas chęć by je naśladować. Dwoje przyjaciół […] oraz ja postanowiliśmy, każde z osobna wymyślić historię opartą na fenomenach nadprzyrodzonych. [Mary Wollstonecraft Shelley, Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz]
Olga
Z wymienionych przez Ciebie powieści czytałam tylko cykl o Enderze (Carda wielbię od lat) i zgadzam się – postać Jane jest istotnym i niezmiernie ciekawym punktem tej serii. Strasznie zainteresowałeś mnie „Body of Glass”. Chyba zacznę odwiedzać lumpeksy!
pozeracz
Cieszy mnie zainteresowanie. Polecam gorąco i „Body of Glass”, i „Woman on the Edge of Time”. Sam chcę zapolować na coś następnego tej autorki.