Chciałem Wam w tym wstępie podrzucić linka do filmu z Kanału fantastycznego, w którym to Tomek Kołodziejczak (swego czasu nawet przeze mnie zwywiadowany) poleca komiksowe space opery, i rzucić coś zabawnego o skuteczności influencerów. Jednak ze wspomnianego kanału odszedł nie tylko rzeczony Tomasz, ale i jego filmy. Duchy twórcze pustki nie znoszą, więc powstał kanał nowy, czysto komiksowy i powróciła dzisiejsza bohaterka. Nie będę nawet próbował wnikać w powody jutubowej separacji, a tu na szczęście tworzę sam. Saga też samodzielnie opisana przeze mnie poniżej zostanie.
Alana i Marko to dwoje kochanków różnych ras, które toczą ze sobą długą i krwawą wojnę. Mieszkańcy zaawansowanej technicznie planety walczą z posługującymi się magią mieszkańcami jej księżyca. Ponieważ zniszczenie jednego ze światów spowodowałoby wypadnięcie drugiego z orbity, wojna została „outsourcowana” do innych światów. Chociaż na macierzystych globach formalnie panuje pokój, to w konflikt wciągnięta zostaje reszta galaktyki. Uciekinierzy są na celownikach obu stron, a ciąża Alany tylko całą aferę zaognia.
Saga to dla mnie (przypomnę: komiksowego [raczej] amatora) ciekawy amalgamat gatunków i motywów. Pierwszą i najbardziej oczywistą szufladką, którą to skusił mnie Tomasz Kołodziejczak, jest tutaj space opera. Trudno byłoby mi bez dłuższego zastanowienia podać twór, której lepiej i bardziej kompletnie pasowałby do definicji tegoż gatunku. Ta wikipedystyczna przywołuje jawne lub niejawne wykorzystanie elementów fantasy lub baśniowych. Innymi słowy: space opera często sprzęga się z science fantasy. U Vaughana i Staples dzieje się to zdecydowanie jawnie i do imentu: jest tu magia, smoki, duchy i wiele innych elementów tego anturażu. Efektem bywają kadry tak efektowne, jak ten poniżej…
Jeśli zaś chodzi o motywy, to Saga jest doskonałym przykładem kreatywnego wykorzystania dobre znanych wątków i dorzucenia czegoś od siebie. Efektem jest fabuła rozrywkowa, ale przy tym świeża i niestroniąca od przemycania przesłań poważniejszych. Motyw międzygatunkowego mariażu to nie tylko okazja do ukazywania romeo-juliowych dramatów osobistych, ale w połączeniu z wojennym tłem daje szerokie pole do popisu. Najbardziej oczywistym przekazem niezbyt podprogowym jest ten antywojenny właśnie. Konflikt jest krwawy, brutalny i odczłowieczający, a generałowie i reszta hałastry u władzy widzi w nim co najwyżej okazję do ugrania czegoś dla siebie. Gdzieś w szczelinach pomiędzy kryją się zdający sobie z tego sprawę, a związek Alany i Marko zasiewa ziarna wątpliwości u podatnych. Dużo ciekawego, emocjonalnie naładowanego dzieje się także na poziomie rodzinno-osobowym – relacje i postaci (nie tylko te główne i „dobre”) ewoluują z czasem i pod ciśnieniem.
Na koniec zaś słów kilkanaście o sferach dwóch: wizualnej i światotwórczej. Piszę o tym za każdym razem, ale ku jednostkowemu bezpieczeństwu powtórzę: o tej pierwszej wypowiadam się z perspektywy laika-podziwiacza. A napawać się jest zdecydowanie czym! Podoba mi się tu w zasadzie wszystko: od projektu postaci, przez dynamiczne sceny akcji aż po wygląd odwiedzanych światów. Nie brak tu szerokich kadrów efektownych krajobrazowo, ale nie brak też szczegółów do wyłapywania. Sam z nie do końca jasnych dla mnie powodów mam słabość do rasy robotów z Królestwa Robotów, które miast głowy mają telewizory i są ekstrawagancko hierarchiczni. Saga pokazuje, jak kreatywnie można wykorzystać dwugatunkowy potencjał (drzewostatek kosmiczny, arachnołowczyni).
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko podziękować Tomaszowi Kołodziejczakowi za skuteczny akt influencerstwa. Saga to doskonały przykład komiksu niby rozrywkowego, ale mającego do zaoferowania więcej niż samą rozrywkę. W opisach często przywoływane sę Gwiezdne Wojny i coś tych porównaniach zdecydowanie jest…
Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny:
Są one nakształt prochu zatlonego,
Co, wystrzeliwszy, gaśnie.[William Shakespeare, Romeo i Julia / tłum. Józef Paszkowski]
Dodaj komentarz