Pożeracz bywa nieświadomym ignorantem lub też zwyczajnie ma sklerozę. Na wakacyjny wypad do stolicy Albionu zabrałem ze sobą czytnik, na którym to czekał sobie grzecznie od dawna anglojęzyczny Stop prawa. Gdy skończyłem czytać poprzednią książkę, padło w końcu na tę i jakoś zupełnie nie byłem świadom (lub wyparłem) tego, że to początek drugiej trylogii w serii. Okazało się jednak, że ma indolencja zbytnio mi nie zaszkodziła.

stop prawa okładka

Waxillium Ladrian jest rzadkim Podwójnym, obdarzonym zdolnością do odpychania metali za pomocą Allomancji oraz zmiany własnej wagi za pomocą Feruchemii. Po spędzeniu dwóch dekad w bezprawiem stojącej Dziczy, tragedia rodzinna zmusza Waxa do powrotu do tętniącego życiem miasta, Elendel. Spodziewa się, że będzie musiał złożyć broń i podjąć się obowiązków, na dodatek konieczne będzie wdrożenie zachowań wymaganych od przywódcy szlacheckiego rodu. Wkrótce jednak odkrywa, że eleganckie posiadłości i wysadzane drzewami aleje metropolii mogą okazać się jeszcze bardziej niebezpieczne niż surowe, piaszczyste równiny, które pozostawił za sobą.

W przypływie pośpiesznego szufladkowania gatunkowego Stop prawa nazwać można by było fantastycznym westernem w angielskim mieście. Dzicz, choć obecna głównie w retrospekcjach, przypomina klimatem i zamysłem Dziki Zachód, a i Wax z Waynem wyglądają na kowboji-dżentelmenów przerzuconych do stolicy Albionu, w której rewolucja przemysłowa doznała turbo przyspieszenia za sprawą magii. Owszem, jest to uproszczenie i to nieco krzywdzące dla Brandona Sandersona, ale na cele recenzji użyteczne. Od razu jednak zaznaczam, że — jak to u Amerykanina — nie brak tu bogactwa szczegółów, ciekawych drobiazgów i machinacji w tle.

mistborn okładki

Powieść Sandersona dobrze wypada też w innej dziedzinie ważnej dla dobrych westernów (choć tak w zasadzie dla większości opowieści): wyrazistych bohaterów. Wax i Wayne to para stworzona na sprawdzonej zasadzie uzupełniających się kontrastów. Z pozoru grubiański i nieokrzesany Wayne podkreśla bardziej ustatkowany charakter swego towarzysza, ale obu ich łączy podobna moralność i wzajemna lojalność. Znacząca sprzeczność została też wspomniana w streszczeniu: jednym z głównych motywów jest stopniowe odkrywanie przez protagonistę faktu, że miejskie życie potrafi być bardziej brutalne i bezwzględne niż to surowe bytowanie w Dziczy. Jedyne co nieco kuleje to wątek romantyczny — niby konflikt rozsądku (małżeństwo zgodnie z konwenansem) i serca ma potencjał, ale rozegrany został frustrująco. Na plus za to zasługuje wątek traum głównego bohatera związanych z utratą ukochanej i wpływu tej straty na działania ówczesne.

Stop prawa jest jednak westernowy nie tylko pod kątem światotwórczym, ale i fabularno-akcyjnym. Mamy to bowiem do czynienia z mieszanką historii detektywistycznej (jest zagadka, są ślady do zbadania itp.) z niemałą dawką magią wspieranych scen akcji. Część dochodzeniowa jest poprawna, ale zyskuje na niekiepsko wykreowanym antagoniście. No i (oczywiście) kusząco zapowiada eskalację w tomach następnych. Świetnie wypadają za to przeróżne potyczki, pojedynki i inne popisy allomagiczno-feruchemiczne.  Sanderson kreatywnie wykorzystuje potencjał wymyślonego przez siebie systemu magii, co w połączeniu ze sprawnymi opisami tworzy

brandon sanderson

Stop prawa spodobał mi się na tyle, że mimo wrodzonej potrzeby czytania wszystkiego w kolejności wydawania, mam przemożną ochotę najpierw dokończyć ten (pod)cykl, a potem dopiero sięgnąć po Z mgły zrodzonego. Dobrze dobrana i kontrastami wykreowana para postaci, ciekawy światotwór i sprawnie napisana fabuła zaowocowały bowiem bardzo solidną porcją rozrywki z większą tajemnicą skrytę w tle. Czegóż więcej mógłby Pożeracz sobie życzyć?

— Na szczęście, ja mogę zmieniać kapelusze — powiedział Wayne z akcentem sprzedawcy precli — a pan, psze pana, utknął z tą facjatą.