Łukasz Orbitowski to pisarz doceniany od dawna w fantastycznym światku. Jest też jednym z nie tak wielu, którzy doceniani są poza tym światkiem, czego dowodem jest zeszłoroczna nominacja do Paszportów Polityki. Szczęśliwa ziemia, która przyniosła mu tę nominację, to powieść, której treść Szczepan Twardoch (także zresztą zdobywający uznanie ogólno-literackie) podsumowuje w słowach: „o Życiu i wszystkim, co kryje się pod jego powierzchnią”. Jest to także powieść ostrożnie dawkująca zarówno elementy grozy, jak i te fantastyczne – autor skupia się bohaterach, ich pragnieniach i niedoskonałościach.

szczęśliwa ziemia

Szczęśliwa ziemia rozpoczyna się od ukazania niezbyt szczęśliwego dzieciństwa Szymka spędzonego w Rykusmyku, fikcyjnym mieście położonym w okolicach Legnicy. Bohater musi radzić sobie nie tylko z rozchwianą emocjonalnie matką i porzuceniem rodziny przez ojca, ale też ze skrzekiem – bolesnym jazgotem, który słyszy tylko on. Jakby tego było mało Rykusmyku zdaje się być miejscem obciążonym fatum, które żyje w cieniu tajemnicy czającej się w podziemiach miejscowego zamku. Szymek oparcie znajduje w paczce znajomych. DJ Krzywda, Trombek, Blekota i Sikorka to typowi kumple – idealnie nadający się do wspólnych wypadów w mroki zamku, lecz niekoniecznie do emocjonalnych zwierzeń. Nastaje jednak pomaturalne lato, czas wyjazdów, czas ucieczki.

Siłę prozy Orbitowskiego oraz jej emocjonalny rys czuć już od pierwszego zdania („moja matka nazywała się Wściekłość”). Opowieść o paczce znajomych i ich losach jest opowieścią o bólu i bólu rozczarowaniach, których życie im nie szczędzi. Pomimo różnorodności dramatów i związków z innymi pozostają oni mężczyznami bez trwałych więzi, pozbawionymi oparcia w innych. Na skraju ludzkiej wytrzymałości pozostają sami. Nie zmienia tego nawet fakt, że razem wkroczyli w mrok, który sprowadził na nich te dramaty. Według Orbitowskiego cierpienie nie uszlachetnia, wręcz przeciwnie – sprowadza ono człowieka do parteru, powoli niszczy jego i wszystkich dookoła. Wszelkie złudne nadzieje zostają szybko i brutalnie rozwiane, nie tylko w przypadku bohaterów, ale i czytelnika. Dzieła zniszczenia dopełnia zaś ostatnie zdanie powieści, które stanowi bolesną szpilę.

szczęśliwa ziemia

Rykusmyku istnieje…

W pewnym sensie można także rzec, że Szczęśliwa ziemia jest bardzo męska. Dzieje się tak nie dlatego, że brakuje w niej kobiet i kobiecego cierpienia, ale dlatego, że to mężczyźni są tą bardziej wyraziści. Warto dodać, że dotyczy do także postaci drugoplanowych, z których większość ma swą historię do opowiedzenia i wzbogaca całą opowieść. Jednak kobiety, których spotykają bohaterowie, są emocjonalnie niestabilne. Począwszy od matki Szymka, przez odrzuconą przez miasto Teklę, aż po szaloną Maję – przedstawicielki płci pięknej stają się źródłem zmian i zamętu. Orbitowski niezwykle celnie i drobiazgowo analizuje toksyczne związki damsko-męskie, więc nieco dziwi ta (zapewne zamierzona) dychotomia.

Nieco wątpliwości budzi zaś oparcie głównego mechanizmu fabularnego na zgranym motywie „uważaj, czego sobie życzysz” w wydaniu nadprzyrodzonym. Elementy fantastyczne pełnią dwie ważne role – stanowią tło oraz zagęszczają atmosferę. Orbitowski nie do końca wyzbył się bowiem grozy. Tajemnicza istota z zamku, skrzek słyszany przez Szymka i sama atmosfera miasta sprawiają, że Szczęśliwej ziemi nie można czytać, jako powieści obyczajowej. Tu zawsze coś może czaić się za rogiem, coś nieokreślonego. Jeśli chodzi o tło, to elementy nadprzyrodzone łączą się tu z historią, zapewniając podwaliny dla specyficznej atmosfery Rykusmyku, dla nieszczęść od dawna je trapiących. Przez większość powieści warstwa magiczna wywiera jedynie pośredni wpływ na „normalną” rzeczywistość, pozostaje niejako ukryta. Lecz na koniec powieści równowaga ta zostaje zachwiana i budzi to mieszane odczucia.

Szczęśliwa ziemia to powieść, po którą powinni sięgnąć nie tylko fani literatury fantastycznej, ale i miłośnicy literatury tradycyjnej. Elementy fantastyczne stanowią tu bowiem jedynie tło i pretekst, a Orbitowski skupia się na drążeniu ludzkiej egzystencji. W umiejętny sposób ukazuje, jako daleko można być od bliskich i jak wiele cierpienia człowiek może zgotować samemu sobie. Nie jest to literatura lekka, prosta i przyjemna, lecz na pewno daje wiele czytelniczej satysfakcji.

– Widzisz, myślałem kiedyś, co znaczy być dobrym człowiekiem. Dobry człowiek to taki, który postępuje dobrze, ale również wie, kiedy może dobrze postąpić, a kiedy nie. Rozpoznaje sytuacje, które go przerastają. A jeśli nie rozpozna, skrzywdzi siebie i jeszcze kogoś. Tak niestety jest i nic z tym nie zrobimy.
– No dobrze, ale czasem jest tak, że trzeba zaryzykować. Gdy nie wiesz, czy dasz radę, co powinieneś zrobić? Uciec czy się postarać?
– Tego nie wiem. Właśnie to jest bardzo trudne. Powiedz mi lepiej, z czym ci będzie łatwiej żyć. Z tym, że odpuściłeś, czy że zawiodłeś?