Dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach pierwszej swej pracy etatowej Pożeracz poczynił niesamowite odkrycie: w lumpeksach sprzedają książki po angielsku i to sprzedają je śmiesznie tanio. Dla Qbusia nastąpił potem czas rozpusty i kupowania czego popadnie. Ten okres błędów, wypaczeń i często marnych powieści sensacyjnych zaowocował jednak znajomością z Donną Tartt. Okazją do poznania się była Tajemna historia, która pochłonęła mnie i oczarowała. Nadszedł rok 2014, nadszedł Pulitzer i ogromne zamieszanie. Minął rok, kurz opadł, a Qbuś pożarł Szczygła.
Theo Decker to introwertyczny, nieco wycofany młodzieniec. Wraz Andym lądują gdzieś na końcu szkolnej hierarchii, ale razem jakoś dają radę. Wielkim oparciem dla Theo jest jego matka – zabiegana, samotnie ich utrzymająca, lecz pełna miłości i poświęcenia. Nadchodzi jednak feralny deszczowy dzień: chłopiec ratuje się z zamachu na nowojorskie muzeum, jego matka jednak nie ma tyle szczęścia. Przypadek i ludzki dramat sprawiają, że Theo wykrada z muzeum Szczygła, obraz autorstwa Carela Fabritiusa. Od tego momentu dzieło sztuki staje się niejako punktem centralnym życia Theodora, które to życie zbacza na przedziwne ścieżki. A tle upadek, utrata i obsesja.
Szczygieł to powieść, której słowem kluczem jest „piękno”. Może brzmi to nieco górnolotnie, ale jest to po prostu piękna opowieść o pięknie. Donna Tartt potrafi oczarować słowem – jej zdania bywają jak misterne zaklęcia, które porywają czytelnika do innego świata. Równie skutecznie potrafi opisać piękno obrazu, jak i bezdenną rozpacz narkotycznego zejścia, sprawnie przenosi czytelnika na estetyczne wyżyny i sprowadza do emocjonalnego parteru. W prozie amerykanki mało jest krótkich, dosadnych zdań – tu moc kryje się w dłuższych zdaniach, czasem całych akapitach, które niezwykle mocno oddziałują na wyobraźnię. Za przykład niech posłuży zdanie:
With the news about Andy, it was like someone had thrown an x-ray switch and reversed everything into photographic negative, so that even with the daffodils and the dogwalkers and the traffic cops whistling on the corners, death was all I saw…
Długie, piętrowo budowane zdania przypominają nieco powieści rodem z XIX wieku. Jest to zresztą zabieg celowy – nie bez kozery w powieści kilka razy przywoływany jest Idiota Dostojewskiego (na marginesie – jedno z dzieł najważniejszych dla Qbusia). O tamtych czasach przypomina także nagromadzenie motywów i tematów – strata matki, pogoń za pięknem, stres pourazowy, zamach terrorystyczny, hazard, nałogi i czego sobie tylko czytelnicza dusza zażyczy. Sprawia to, niestety, że Szczygieł jest często piękny jedynie powierzchownie i momentami sprawia wrażenie wypchanej na siłę tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Nie przeszkadza to tak bardzo w trakcie czytania, gdyż proza Tartt hipnotyzuje, ale patrząc z szerszej perspktywy, szkodzi to powieści.
Z podobnych powodów problematyczna staje się też ocena głównego bohatera. Przez większość czasu żywot Theo jest poruszającym obrazem utraty i obsesji. Psychologiczne sponiewieranie po utracie matki, swoiste przeniesienie części uczuć na obraz, młodzieńca autodestrukcja napędzana narkotykami i alkoholem – wątki te mają w sobie spory ładunek emocjonalny. Z czasem jednak nagromadzenie motywów zaczyna zbyt intensywnie rozcieńczać ten ładunek. Czarę goryczy przelewa umieszczony blisko końca wątek sensacyjny. Niby styl powieści się tam nie zmienia, ale autorka zdecydowanie przesadziła z uniwersalnością. Jest to o tyle bolesne, że niektóre obiecujące wątki zostają albo porzucone, albo potraktowane po macoszemu. Nieco kłuje też to, że powieściowy „głos” Theo nie zmienia się właściwie ani na jotę przez 800 stron.
Szczygieł to dobra literatura, ale nie jest to arcydzieło. Książka Donny Tartt dobrze nadaje się do powolnego czytania i cieszenia się pięknymi zdaniami oraz poruszającymi fragmentami. Proza ta potrafi poruszyć i dać do myślenia. Jest jej jednak nieco za wiele – na 800 stronach upchnięto tyle tematów i motywów, że spokojnie starczyłoby na trzy inne powieści. Przez to na koniec Szczygłowi brakuje nieco wyrazu, wszystko jest nieco zbyt rozwodnione. Czytelnikom szukającym dzieła wybitnego doradziłbym sięgnięcie po Sekretną historię.
For only by stepping into the middle zone, the polychrome edge between truth and untruth, is it tolerable to be here and writing this at all.
Diana
Też uwielbiam książki z lumpów, chociaż wolę czytać po polsku jednak 😀 A „Szczygła” mam na Kindlu i przez to nie mogę go skończyć! Chociaż opowieść jest piękna.
pozeracz
Takie wolne czytanie może wyjść „Szczygłowi” na korzyść, więc nie ma co się śpieszyć. A czemu po polsku wolisz?
Adres Wyobraźnia
Ja jestem świeżo po Tajemnej historii, która zrobiła na mnie niemałe wrażenie, więc na pewno ze Szczygłem również poznamy się bliżej ; )
pozeracz
Ciekaw jestem wrażeń i porównania. Dla mnie pierwsze dzieło Tartt wypada lepiej.