Proza thrillerowo-sensacyjna była kiedyś stałym elementem diety Pożeracza. Zaczęło się od Cusslera jeszcze w liceum, potem był różnorodny etap biblioteczny (Coben i spółka) aż w końcu lat niemal dziesięć temu nastąpił czas lumpeksowo-anglojęzyczny. Za sprawą miłych kobiet w średnim wieku (sądząc po większości książek w koszach) oddających książki mężów Armii Zbawienia miałem okazję poznać Lee Childa oraz wielu innych mniej znanych (choć nierzadko bardzo ciekawych) autorów. Od tamtego czasu jednak nabawiłem się jednak awersji do gatunku (dowodem na to ma lektura Cobena). Dopiero udana serialowa sesja z amazońskim wcieleniem Jacka Reachera zmotywowała mnie do sięgnięcia po Jednym strzałem.