Nie kuszą mnie autografy, ni trochę. Owszem, osobista dedykacja od lubianego czy też podziwianego autora miłym akcentem być może, ale w większości przypadków jest to dla mnie sztuka dla sztuki i trochę przejaw niezbyt szkodliwej odmiany kultu jednostki. Jednak nawet ja nie potrafię się oprzeć przecenionemu egzemplarzowi kolejnego tomu serii, którą i tak chciałem przeczytać. I to w dodatku znalezionemu w londyńskiej Forbidden Planet. Tak, Szepty pod ziemią, towarzyszyły mi nawet rzeczonym metrze. A Wy potowarzyszcie mi tutaj.

szepty pod ziemią