Nie będę się tu rozpisywał o swych tłumaczeniowych perypetiach czy też tęsknotach, gdyż poczyniłem to w poprzednim wpisie. W ramach drobnego uzupełnienia dodam jedynie, że me westchnienia krystalizują się także w formie zamiłowania do czytania o przekładzie. Pisałem już o zebranych wywiadach Adama Pluszki oraz o esejach Małgorzaty Łukasiewicz i gdy tylko Tłumacz między innymi wskoczył mi na horyzont zapowiedziowy, oczywistą stała się konieczność jego przeczytania. Oto zaś efekt konieczności tej wdrożenia.
Jerzy Jarniewicz to osoba, która powinna być dobrze znana miłośnikom poezji, przekładu oraz/lub Literatury na Świecie. Jednak jako że dość bezpiecznie można założyć, że nie wszyscy czytający słowa niniejsze zaliczają się do tych grup, kilka słów przedstawiających będzie na miejscu. Autor zbioru Tłumacz między innymi studiował filologię angielską oraz filozofię na Uniwersytecie Łódzkim, z którym związany jest aktualnie jako wykładowca. Swą karierę literacką zaczynał nie od przekładu, ale od poezji – w 1984 roku wydał tomik Korytarze. Za swoje tomiki nominowany był między innymi do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” i Nagrody Poetyckiej Orfeusz, a za Listę obecności (eseje poświęcone prozie brytyjskiej i irlandzkiej) zdobył nominację do Nagrody Literackiej Nike. Jego praca na rzecz kultury zdobyła uznanie w postaci Złotego Krzyża Zasługi oraz Brązowego Medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Jednak Tłumacz między innymi pokazuje Jerzego Jarniewicza od strony translatorskiej. Jest to zbiór artykułów, esejów i wykładów, które co prawda nie zostały napisane na potrzeby tego zbioru (z wyjątkiem wstępu i posłowia), ale za to zostały pod jego kątem zredagowane. Nie jest to więc po prostu zrzutka tego, co autor miał pod ręką, a z rozmysłem przygotowany tom, co widać w chronologicznie poprawnych nawiązaniach międzytekstowych. Co więcej, większość tekstów w mniejszym lub większym stopniu nawiązuje do tematu przewodniego, czyli nieprzekładalności literatury. Po cudownie nastrojowym wstępie, lirycznym niemal obrazie nocnej pracy tłumacza, czytelnikowi zaserwowanych zostaje kilka tekstów poświęconych ogólnym rozważaniom dotyczącym przekładu, jego postrzegania i związanych z nim (nie)możliwości. W dalszej części teksty są już raczej monograficzne – uwaga autora skupia się na przykład na translatorskiej pracy Stanisława Barańczaka, próbom popularyzowania przekładów Tadeusza Różewicza czy też granicy pomiędzy opieraniem się na czyimś tłumaczeniu a plagiatem.
Humanistyczne rozważania miewają to do siebie, że czasem popadają w nadmierną akademickość, a co za tym idzie – bezosobowość. Jednak Jerzy Jarniewicz nie tylko „pokazuje się” w tekstach, ale też obficie korzysta ze swoich talentów stylistycznych. Mówiąc zaś prosto: pisze on przystępnie, przekonująco i momentami osobiście. Ta klarowność i elegancja stylu sprawiają, że trudno nie dać się przekonać autorowi co do pozornie paradoksalnego założenia mówiącego o tym, że prawdziwy przekład nie jest możliwy. Wiąże się to z nieprzystawalnością języka, a wynika z tego bezpośrednio, że tłumacz musi stać się współautorem dzieła. Nie będę tu przywoływał wszystkich argumentów i przykładów, ale po Tłumacz między innymi wyraziście podkreśla znaczenie twórczego elementu przekładu. Mnie osobiście zainteresował też esej argumentujący za przydatnością tworzenia współczesnych „tłumaczeń” klasyki literatury polskiej. Jarniewicz przekonuje, że wiele wartościowych dzieł żyje wyłącznie efemeryczno-smutnym żywotem pojedynczego czytania szkolnego, co oznacza, że jest to literatura w praktyce martwa, dostępna wyłącznie w bibliotekach i antykwariatach. Przywołuje przy tym przykład tego, jak aktywna na tym polu jest Wielka Brytania z twórczymi adaptacjami Chaucera, takimi jak Telling Tales Patience Agbabi.
Tłumacz między innymi to jedna z tych książek, o których treści mógłbym rozmawiać godzinami, ale trudno mi napisać zwięźle zwartą recenzję. Lekkość pióra Jerzego Jarniewicza sprawia jednak, że z łatwością mogę ją polecić nie tylko osobom zainteresowanym przekładem, ale też literaturą w ogóle. Tylko niech ktoś obyty w temacie jeszcze mi powie: czy autor żywi jakąś urazę do Barańczaka czy to tylko takie „branżowe” złośliwostki?
Za egzemplarz do recenzji dziękuję
Noc jest porą tłumacza. Porą najbardziej intymnego spotkania z tekstem, do jakiego zaprasza tłumacka profesja. To czas intymności, a więc też – piszę z pełną odpowiedzialnością i świadomy konsekwencji – wolności od wstydu, bez której nic naprawdę istotnego nie powstanie.
5000lib
Jeśli będę miała okazję, to się zapoznam, ale nie zamierzam kupować specjalnie. Temat ostatnio, słusznie, bardziej popularny, za sprawą wspomnianych przez Ciebie wywiadów. :-). Czy miałeś w ręku najnowszą (chyba) książkę Michała Głowińskiego?
pozeracz
Niestety, nie miałem żadnej jego książki w rękach. O którą dokładnie chodzi? I czy któreś polecasz?
Ambrose
Ha, już poprzedni wpis zapowiadał, że „Tłumacz między innymi” to intrygująca lektura, a ta recenzja tylko to potwierdza. Książka kojarzy mi się trochę z eseistyką Lema i choćby z tego powodu będę się za nią rozglądał.
Ta teza nieprzekładalności, na pierwszy rzut oka, wydaje się trochę gryząca i człowiek ma ochotę ją podważać, ale po głębszym namyśle, kiedy weźmie się pod uwagę wszystkie czynniki językowo-kulturowe, trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że dobry przekład to w istocie współtworzenie nowego płodu.
A co do współczesnych przekładów klasyki, to na naszym rodzimym podwórku całkiem niedawno podjął się tego Jacek Dukaj (chociaż jest to trochę naciągane, bo oryginał wydano w j. angielskim). Jego „Serce ciemności” to spolszczenie „Jądra ciemności”.