Zaryzykować można stwierdzenie, że Sheri S. Tepper padła ofiarą przemian ustrojowych w Polsce. Jak bowiem inaczej wyjaśnić niewydanie w Polsce powieści nominowanej do dwóch najważniejszych nagród fantastycznych, czyli Hugo i Locusa? Przez wiele lat żadne wydawnictwo nie chciało zaryzykować wydania tej pozycji, nawet po tym, jak Trawa została ponownie wydana w uznanej serii SF Masterworks. Na ratunek czytelnikom przyszedł dopiero MAG i jego Artefakty. I chwała mu za to.
W odległej przyszłości Ziemia (a po części i cała ludzkość) jest obrazem nędzy i rozpaczy. Przeraźliwe przeludnienie, rządy religijnych fanatyków i wszechobecna bieda łączą się w smutny obraz dogorywającej rasy. W dodatku całe narody dotyka tajemnicza zaraza, na którą nikt nie potrafi znaleźć leku. I chociaż Świętość (wspomniana organizacja religijna) dwoi się i troi, by zataić prawdę przed ludem, to ukrywanie nadchodzącej zagłady jest skazane na porażkę. Jedyna szansa na ratunek zdaje się leżeć gdzieś na planecie Trawa, które pozostaje wolna od choroby. Nazwa nie jest przypadkowa – powierzchnia planety porośnięta jest wieloma gatunkami traw o różnych rozmiarach i kolorach. Zamieszkująca ją ludność jest przedziwną mieszanką szlacheckich wygnańców, przedsiębiorczych mieszczan, Zielonych Braci badających ruiny zaginionej cywilizacji Arbaiów oraz rdzennych mieszkańców. Gdzieś pomiędzy tym kryją się mroczne tajemnice i zbawienie ludzkości.
Ważnym elementem Trawy jest świat przedstawiony. Wykreowana przez Tepper wizja świat jest drobiazgowa i prawdopodobna. Autorka umiejętnie radzi sobie tak z dużą, jak i małą skalą. Udaje jej się bowiem nie tylko ciekawie ukazać złożone relacje panujące pomiędzy mieszkańcami Trawy, ale też wskazać problemy trapiące ludzkość. W dodatku robi to bez zarzucania czytelnikami tonami informacji. Wystarczy krótka scena z życia Marjorie Westriding, aby pokazać, jak rozwarstwione jest społeczeństwo przyszłości i jakie dręczą je problemy. Dużo informacji przekazywanych jest w dialogach lub rzucanych mimochodem uwagach, co pozwala czytelnikowi budować obraz jakby „przy okazji”, bez wytrącania go z rytmu czytania. O ile z ogólnego punktu widzenia motywy nadrzędne (zaginiona, zaawansowana obca rasa oraz tajemnicze obce istoty) nie są niczym nowym w science fiction, to już szczegółowe spojrzenie ukazuje ich oryginalność. Niestety, nie da się ich omówić bez uciekania się do spoilerów.

Okładki trafiały się… różne
Prawdziwa siła powieści kryje się jednak w postaciach oraz w przekazie utworu. Jeśli chodzi o te pierwsze, Tepper udało się coś rzadkiego: przy dużej liczba postaci niemal każda z nich jest wyrazista, posiada własną motywację, a i często budzi emocje. Oczywiście, historia jest opowiadana z perspektywy tylko części z nich, ale nawet postacie poboczne potrafią zapaść w pamięć. Bardzo pozytywnie wypada także różnorodność charakterów i postaw, a także przedstawienie tego, jak Trawa i spotkanie z nieznanym zmienia te postaci. Ważne i dobrze zarysowane są także interakcje między postaciami. Wiele napięć, niezrozumienia i konfliktów. Czytelnik zyskuje wgląd w związki małżeńskie, rodzicielskie czy też mentorskie. Wszystko to wiąże się z ważkimi kwestiami, z którymi mierzą się bohaterowie. Głównym tematem jest kondycja i pozycja ludzkości, lecz poruszane są także wątki natury, ksenofobii, feminizmu, społeczeństwa, winy, odkupienia i wiele innych. Nie są to tematy łatwe, a w dodatku większość przemyśleń nie jest zbyt optymistyczna, lecz bez problemów wiele z nich można odnieść także do dzisiejszych czasów. Przy tym natłoku tematów i postaci Trawa trzyma czytelnika w napięciu sprawnie prowadzoną fabułą – przestojów jest bardzo mało.
Lektura sprawia, że czytelnik żałuje, że Trawa wydana została z takim opóźnieniem i jest ona póki co jedyną przetłumaczoną na język polski książką z dorobku Sheri S. Tepper. Ciekawy świat przedstawiony, na tle którego przewija się wiele ciekawych, dynamicznie na siebie oddziałujących postaci. W centrum zaś czytelnik odnajduje refleksje na ważkie tematy. Jak na razie seria Artefakty to źródło doskonałych przygód literackich. Oby tak dalej.
Trawa zaszumiała i tam:
Zawsze kończy się w taki sposób, czyż nie? Niezależnie od tego, co mówi nasze sumienie, ile przyswoiliśmy doktryn, ile etycznych kwestii przeżuliśmy, połknęliśmy i spróbowaliśmy przetrawić, ostatecznie zawsze bierzemy najgroźniejszą posiadaną broń i ruszamy do walki.
Luiza
O, to bym chciała przeczytać!
Matka Przełożona
MAG zapowiadał wydanie kontynuacji, ale zniknęła już z zapowiedzi na ten rok :/ Cóż, czekam, cieszę się też, że tobie też się podobało ^_^