Kontynuuję swą przygodę z Marvelem i tak sobie pomyślałem, że to trochę dla mnie tak, jak oglądanie filmów akcji. Nastawiam się głównie na rozrywkę – czasem trafię na coś, co nawet tej rozrywki nie zapewnia, a czasem na zeszyt, który nie tylko bawi, ale i do myślenia daje. Tak było właśnie z pierwszą piątką, a w przypadku drugiej jest lepiej. Tak, tak – według mnie części to części od szóstej dziesiątej powinny otwierać kolekcję. Pal licho kolejność, pora na moje wrażenia.
Uncanny X-Men: Mroczna Phoenix
Na początek uwaga nieco na marginesie – saga Mrocznej Pheonix przekonała mnie, że ciężko trawi mi się ten klasyczny styl komiksowy. Niby wiem, że powinienem podchodzić do niego z pewnym dystansem, ale i tak momentami mnie odrzucało. Może to tylko moje urojenia, ale akurat w tym zeszycie było wiele miejsc, w których widać było albo lenistwo, albo pośpiech rysownika. A jedno z ujęć twarzy White Queen będzie mnie nawiedzać w koszmarach. do tego starego stylu należą też moralistyczne mowy ekspozycyjne, ale te aż tak nie rażą.
Ale, ale! To wcale nie jest zły komiks. Całość dobrze może oddać parafraza pewnego powiedzonka: „Mają rozmach, Stana syny”. Właśnie ten rozmach, dramaturgia i natężenie akcji sprawiają, że tę część czytało się nieźle. Zdaję sobie sprawę, że dla historii X-Men jest to bardzo ważny komiks, ale dla mnie to była po prostu solidna dawka rozrywki.
Hulk: Niemy Krzyk
Albo to bardzo dobry komiks, albo wmieszał się mój brak oczekiwań. Niemy krzyk to mój pierwszy komiksowy kontakt z Hulkiem i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Banner i jego rozdwojone alter ego są tu przedstawieni jako postaci skomplikowane i interesujące. Mamy tu rozterki życiowe, walkę szarego Hulka z zielonym i Bannera gdzieś po środku, a do tego w tle toczy się całkiem interesująca akcja, a w zasadzie to nawet więcej niż jedna. Muszę przyznać, że Hulk zdecydowanie awansował w mym (niesprecyzowanym) rankingu superbohaterskim.
Thor: Odrodzenie
Ten komiks to świetne wprowadzenie do nowej serii i stanowi to jednocześnie wadę i zaletę tego komiksu. Z jednej strony bardzo skutecznie rozbudza chęć na więcej, ale z drugiej to tylko wstęp. Pozostałe komiksy w kolekcji stanowią raczej zamknięte historie, a tu mamy do czynienia z pierwszymi akordami historii, która zapowiada się bardzo ciekawie. Nie ma tu jednak żadnej kulminacji, żadnego efektownego finału. Świetnie za to sprawdza się kreska – wrażenie robią zwłaszcza duże kadry z piorunami, burzami i inną pogodą w wydaniu ekstremalnym.
Avengers: Upadek Avengers
Ten komiks to idealne odzwierciedlenie tego, o czym pisałem we wstępnie. Jest to po prostu przejażdżka na niezłym rollercoasterze i ilustracja suspensu według Hitchcocka. Momentami można odnieść wrażenie, że scenarzyści wypadli za bandę, ale tylko momentami. Jednocześnie rozumiem, dlaczego komiks w momencie premiery wywował negatywny odzew ze strony fanów. Qbuś sentymentu do Avengers jednak nie ma, więc bawił się świetnie.
The Amazing Spider-Man: Ostatnie łowy Kravena
Tom 10 to strzał w dziesiątkę. Według mnie to zdecydowanie najlepsza pozycja z pierwszej dziesiątki. Może przemawia przeze mnie sympatia do Człowieka Pająka i rozczarowanie Narodzinami Venoma, ale czytało mi się świetnie. Nawet kreaska mi nie przeszkadzała – pięknie wyglądały niektóre kadry bezdialogowe (choć pare ochydziątek było). Jest to jedna z pierwszych serii z mrocznych lat Marvela (przełom lat 90-tych ubiegłego wieku) i ten mrok widać. Może trup nie ściele się gęsto, ale też nie ma przed tym wielkich oporów. Ważniejsza jest jednak tematyka – scenarzyści mocno zgłębiają psychikę Kravena i Petera. Narkotykowe odjazdy Łowcy mogą nieco odrzucać, ale za to zakończenie jego wątku jest prześwietne.
Dodatkowy plus: komiks zawiera parafrazę jednego z moich ulubionych wierszy, czyli „The Tyger” Williama Blake’a.
Muszę przyznać, że ta piątka zdecydowania rozbudziła pożeraczowe apetyty na więcej. Ale może nadchodzi też pora, by sięgnąć po jakieś ambitniejsze pozycje?
Tyger Tyger, burning bright,In the forests of the night;What immortal hand or eye,Could frame thy fearful symmetry?
Ann RK
Nie znam się ani na Marvelu, ani na komiksach. Tego pierwszego kojarzę jedynie z oglądanych dla towarzystwa ekranizacji. Te drugie – planuję nadrobić od bardzo dawna, ale jakoś nie wychodzi. Cena komiksów trochę odstrasza, czasu brakuje i w ogóle jest mnóstwo wymówek.
pozeracz
Miałem podobnie z wymówkami i pewnie dalej bym miał, ale mam to szczęście, że mam od kogo pożyczać. Bez tego raczej daleko w tym temacie bym nie zaszedł. Gdy przychodzi do pieniędzy, to wygrywa książka. I to pomimo tego, że niektóre komiksy to dzieła sztuki pod względem wizualnym.