Przystępując do pisania niniejszego wstępu, przejrzałem sobie listę wpisów opatrzonych tagiem „wydawnictwo PIW” i z pewnym zdziwieniem odkryłem, że jak dotąd recenzowana była tylko jedna książka z ich serii Proza Dalekiego Wschodu. Może gdybym zdał sobie sprawę z tego nieco wcześniej, to Wyznanie maski nie siedziałoby ponad rok na półce, cierpliwie czekając. Wyczekiwać zaś nie musicie Wy, gdyż poniżej przekonacie się, jak udało się moje pierwsze literackie spotkanie z jednym z wielkich nieunoblowanych.
Japońskiego nastolatka ogarnia namiętność wobec kolegi z klasy. Wyobraża sobie jego ciało podziurawione strzałami, jak ciało świętego Sebastiana na pewnym obrazie. Każdej nocy w jego prywatnych fantazjach obiekty jego pożądania są torturowane, zabijane i okaleczane. Ale w sztywnym świecie cesarskiej Japonii czasu wojny nie ma miejsca na takie transgresyjne pragnienia. Musi nosić maskę i ukrywać swoją prawdziwą naturę, bez względu na koszty.
Z miejsca tegoż pozwolę sobie przejść na tryb pierwszoosobowy i wykorzystać asekurację w postaci przejrzystej subiektywności. Wyznanie maski mogę bowiem zaliczyć do nie aż tak mikrej grupy (może stworzyć im osobny tag?) powieści ciekawych pod względem formalnym oraz/lub wdzięcznych do rozkładania na literackie czynniki pierwsze, ale jednocześnie emocjonalnie nierezonujących. Jest to przede wszystkim opowieść o dorastaniu młodego mężczyzny i jego wewnętrznych konfliktach, ale także o Japonii przed- i powojennej widzianej z perspektywy głównego bohatera. Czytelnik niejako na marginesie dostaje garść obrazów ukazujących ten wycinek czasu i przemiany, jakie w trakcie jego zaszły. Mimo jednak tych zmian normy społeczne pozostają sztywne i to one są kluczowe dla historii.
Wyznanie maski to bowiem właśnie opowieść o chaosie budzącym się we wnętrzu Kochana w wyniku starcia między pożądaniem a oczekiwaniami społeczeństwa. Urzeka go męskie piękno czy obrazy torturowanych świętych, ale tym uczuciom towarzyszy wstyd, wyobcowanie i strach. Mishima eksploruje tę traumę i opisuje dyskomfort noszenia tytułowej „maski”, która staje się metaforą tłumienia prawdziwej tożsamości na rzecz społecznego konformizmu. Intymna, a i często niepokojąca, narracja oddaje nienawiść protagonisty do samego siebie, co podkręcane jest żywymi scenami ukazującymi jego obsesje. Uwypuklone to zostaje przez styl autora, który łączy momenty mroczne i surowe z opisami bujnymi i sugestywnym językiem.
W powyższych akapitach padło niemało pochwał i innych superlatywów, ale zgodnie z deklaracją z początku: wszystko to nie doprowadziło do zachwytu. Elementy składowe zdają się być na miejscu – od stylu, przez ważki temat aż po zapadające w pamięć sceny. Jednak przyznam szczerze, że sam nie do końca jest pewien, czemu nie złożyło się one na bardziej emocjonalny odbiór, jakiego spoiwa dla nich zabrakło. Mógłbym wskazać na odmienność społecznych położeń, ale przecież do dziś polskie obyczaje pozostają mocno konserwatywne, a homoseksualizm w wielu domostwach postrzegany jest jako wynaturzenie i do wstydu powód. Mógłbym rozważyć różnice w życiowych doświadczeniach i charakterze utrudniające wczucie się w dolę bohatera, ale przecież literatura od tego jest, by takie przepaście zasypywać i perspektywy inne ukazywać. Pozostaję więc bezsilny wobec swego nieukontentowania.
Oto więc macie obraz mojej porażki interpretacyjnej. Wyznanie maski nie przemówiło do mnie, choć na czytelniczy rozum powinno. Nie pozostaje mi nic, jak tylko pogodzić się z tym faktem… i zachęcić Was do lektury. Styl, tematyka i inne elementy literackiego rzemiosła sprawiają bowiem, że mimo mego subiektywnego xxx, polecić mogą ją z czystym sumieniem recenzenckim.
Jeśli przyjmiemy, że ludzka namiętność posiada moc wzbijania się ponad wszelką irracjonalność, to przecież powinna też chyba mieć moc wzbijania się ponad własną absurdalność.
Luiza
Mishima! <3
To pisarz specyficzny, nie każdemu przypadnie do gustu. Ja swoją przygodę z jego twórczością zaczęłam od wyboru opowiadań "Zimny płomień". Podobnie wydaje mi się z twórczością Dazaia Osamu – też może stawiać opór czytelniczy.
Ale spróbuj z tej serii PIW-owskiej Ōe Kenzaburō, Kawabatę Yasunariego, Lao She (koniecznie!), Yan Liankego, Yu Hua, Li Ang, Can Xue (chociaż to też może być ryzykowne spotkanie xD)
pozeracz
Będę próbował, na pewno. Tych ryzykownych też. A i z samego Mishimy też nie rezygnuję.
Ambrose
U, szkoda, ale jak zauważa Luzia, Mishima to człek i pisarz specyficzny. Jego proza mocno przesiąknięta jest jego wewnętrznymi konfliktami, czego zresztą rzeczony tytuł jest najlepszym przykładem. „Złotej pagody” nie będę więc polecał, bo to powieść znakomita, ale jednak dość zbliżona do „Wyznania maski”.
Raz jeszcze odnosząc się do komentarza Luizy, także gorąco polecam dorobek Kawabaty oraz Ōe Kenzaburō. Z Państwa Środka uważam, że godny uwagi jest natomiast Wang Xiaobo.
pozeracz
Dam mu na pewno jeszcze szansę. Ale skoro widzę dwa głowy na Kawabatę i Ōe Kenzaburō, to pewnie im szybciej.
Ambrose
Co do Ōe, to polecam nie ograniczać się do polskich przekładów, bo wiele świetnych tytułów jeszcze nie przetłumaczono. Z dostępnych po angielsku, polecam choćby bardzo ciekawą i eksperymentalną powieść „The Pinch Runner Memorandum„.