"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Azyl schematu, czyli „Dziewczyna z konbini” Sayaki Muraty

Hikikomori to przypadłość, która polega na odcięciu się od społeczeństwa – samo słowo pochodzi od czasownika oznaczającego „wejście do środka i niewychodzenie na zewnątrz”. Rządowe wyliczenia wskazują, że fenomen ten dotknął 1,15 miliona mieszkańców Japonii, ale według ekspertów liczba ta może być znacznie większa. Co prawda hikikomori występuje też w innych częściach Azji, ale to właśnie Kraj Kwitnącej Wiśni jest centrum tego zjawiska. Dziewczyna z konbini Sayaki Muraty opowiada co prawda o nieco innej przypadłości, ale z gruntu zbliżonej.

dziewczyna z konbini

Konbini to japońska odmiana amerykańskiego convenience store, czyli niewielkiego sklepu z towarami głównie potrzeb bieżących. Dorywczo pracują tam głównie studenci i inne osoby, które chcą sobie dorobić po godzinach. Jednak dla Keiko Kurukury jest to jedyne źródło dochodu i to z pozoru nie z konieczności, a z wyboru. Gdy jednak przyjrzeć się osobowości trzydziestosześcioletniej kobiety i jej ogromnym trudnością z komunikacją międzyludzką oraz (współ)odczuwaniem emocji, ten wybór zaczyna wyglądać na konieczność. Schematyczność, powtarzalność i ściśle zorganizowana codzienność konbini stanowią dla Keiko oazą wytchnienia. Trwającą wiele lat stabilizację zaburza dopiero Shiraha, który też ma duże problemy ze społeczną bytnością.

Powieść Sayaki Muraty jest krótka, treściwa i nieskomplikowana pod kątem fabuły. Pod tym ostatnim względem Dziewczyna z konbini przypomina w zasadzie epizod z większej całości. Widać, że celem autorki było nie tyle snucie opowieści, a przedstawienie pewnego typu osobowości, a przez nią pewnego problemu. Czytelnik poznaje w dużym skrócie życiorys głównej bohaterki, pierwsze przejawy jej przypadłości, a także członków jej rodziny i relacje z nimi. Jednak są to głównie dodatki, tło, osadzające Keiko w wykreowanej dla niej (nie)rzeczywistości. Natomiast spotkania siostrą i koleżanką pozwalają odbiorcy skonfrontować sposób bycia protagonistki z tym oczekiwanym od „normalnych” kobiet, zaś samej pracownicy konbini przypominają o jej odmienności. Najbardziej znaczącym wątkiem jest krótka historia związku/znajomości z Shirahą, czyli niemal przypadkiem podjęta próba wkroczenia na ścieżkę zmiany.

dziewczyna z konbini

Konbini Seven-Eleven w Tokio, źródło: unsplash.com

Za sprawą takiego rozłożenia akcentów, to właśnie portret psychologiczny Keiko, czyli ukazanie dyssocjalnej (choć bez elementu agresywnego) osobowości, stanowi największą zaletę książki. Ważnym elementem tej kreacji jest fakt, że Dziewczyna z konbini napisana jest z perspektywy pierwszej osoby. Bezpośredni dostęp do rozumowania protagonistki, wgląd w jej postrzeganie świata potrafi solidnie namieszać w czytelnicznym postrzeganiu. Osoby dyssocjalne są przeważnie przedstawiane jako niebezpieczne lub stanowią drugoplanowe kurioza, a tu zyskują swój głos. Choć osobowość głównej bohaterki odstaje od normy, to jej codzienność jest boleśnie niemal przeciętna. Ta zwyczajność dodatkowo ułatwia wczucie się w sytuację Keiko, a specyficzny humor (po angielsku można go określić jako deadpan humour) budzi wręcz sympatię.

Pewnym zaskoczeniem jest natomiast fakt, że w powieści bardzo małą rolę odgrywa japońskość. Zhierarchizowane społeczeństwo Kraju Kwitnącej Wiśni wraz z problematycznym traktowaniem kobiet (patrz Kwiaty w pudełku) wydaje się być co prawda idealnym tłem dla przypadłości Keiko, ale w gruncie rzeczy można by je podmienić na niemal dowolne inne. Przemyślenia głównej bohaterki oraz tyrady Shirahy poświęcone wtłaczaniu jednostek w społecznie akceptowane tory i tłamszenia indywidualizmu są bowiem uniwersalne. W tym kontekście sama dyssocjalność stanowi fakt drugorzędny, liczy się sama inność – wystarczy przypomnieć sobie jak w małym francuskim miasteczku traktowany był zniewieściały chłopak. Tak jak niemal na całym świecie napotkać można bezosobowe convenience stores, tak inność przeważnie oznacza zepchnięcie na margines.

dziewczyna z konbini

Dziewczyna z konbini to intrygująca, zaskakująca powieść. Sayaka Murata pozwala czytelnikom spojrzeć na świat oczami osoby dyssocjalnej, a także w przekonujący sposób ukazuje traktowanie inności w zhierarchizowanym społeczeństwie. Serdecznie dziękuję pewnej rozkminiającej Hadynie za lektury mi umożliwienie.


Dziewczyna z konbini zawitała też tu:

Świat normalnych ludzi nie znosi odmienności. Obce elementy są po cichu likwidowane. Ci, którzy nie pasują. zostają usunięci. „Ach, czyli dlatego muszę naprawić w sobie to coś. W przeciwnym razie normalni się mną zajmą”, uświadomiłam sobie. Nareszcie zrozumiałam, dlaczego rodzina tak bardzo chciała mnie uleczyć.

Poprzedni

Niebo nad portem, czyli Nowa Fantastyka 1/20

Następne

Książki zmieniają świat – „Śpiączka” Robina Cooka

12 komentarzy

  1. Dzięki za podlinkowanie mojej notki 🙂 Bardzo sobie cenię Serię z żurawiem, niesztampowe książki wydają.

    • pozeracz

      Nie ma problemu. Staram się zawsze linkować, ale czasem mi ucieka po pisaniu.

      Pierwszy kontakt z serią bardzo dobry, liczę na kolejne.

      • Od siebie mogę polecić „Kwiat wiśni i czerwona fasola” D. Sukegawy czy „Budząc lwy” A. Gundar-Goshen (szczególnie tę drugą).

        • pozeracz

          Dziękuję. A tak w trzech słowach: dlaczego akurat te polecasz?

          • „Budząc lwy” – bo to powieść w konwencji thrillera, w której wszelako chodzi o coś więcej, ciekawy eksperyment pisarski, no i literatura izraelska, u nas stosunkowo mało znana.

            „Kwiat wiśni i czerwona fasola” – bo to taka historia piękna i mądra w swojej prostocie. Tylko uważaj, wywołuje ochotę na japońskie łakocie 😛

          • pozeracz

            Z krótkich opisów ta pierwsze intryguje mnie bardziej.

            A co do japońskich łakoci: niedawno jadłem po raz pierwszy mochi i nawet mi zasmakowały.

    • Zgadzam się, że to świetna seria i zamierzam przeczytać całą. Od siebie mogę polecić zbiór fantastycznych opowiadań Helen Oyeyemi „Krótka historia Stowarzyszenia Nieurodziwych Dziewuch”. Tytuł może nie jest zbyt zachęcający :), choć zwraca uwagę, ale opowiadania są dziwne i fascynujące. Płynnie łączą baśnie, mity, folklor, elementy fantastyki ze współczesnością.
      „Dziewczyna z konbini” też mi się podobała. 🙂

      • pozeracz

        O, o! Bardzo, bardzo podoba mi się ten skrócony opis. Jak to mówią Anglosasi: „right up my alley”.

  2. Skusiłem się na tę lekturę pod koniec grudnia w ramach wyzwania LC i jestem całkiem usatysfakcjonowany. Bardzo spodobało mi się wspomniane przez Ciebie ukazanie rzeczywistości z perspektywy osoby niedostosowanej do życia na łonie społeczeństwa. Przekonujący portret.

    • pozeracz

      A kojarzysz jakieś inne podobne portrety? Niekoniecznie japońskie.

      • „Dom z obserwatorium” Edwarda Careya. Czytałem lata, lata temu, ale pamiętam, że książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Trudno mi jednak stwierdzić, jak oceniłbym ją dzisiaj 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén