"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Narzędzia (r)ewolucji, czyli „Wściek” Magdaleny Salik

Zdarzało mi się już na tym blogu czynić niebezpieczne deklaracje dotyczące mej pewności względem nagrodowego potencjału recenzowanych powieści. Ma skuteczność profetyczna nieco do życzenia pozostawia – w przypadku w Płomienia żadnych przewidywań nie czyniłem, a ten zgarnął Zajdla i żuławia. Poniższy tekst pokaże, jak oceniam Wściek Magdaleny Salik, a na końcu zobaczycie, czy udało mi się wstrzymać prognostyczne konie.

wściek okładka

Niedaleka przyszłość nie wygląda diametralnie inaczej od naszej – korporacje nadal bezdusznie zgarniają wielką kasę, a elity szlifują swoją hipokryzję. Tylko katastrofa klimatyczna przybliżyła się o kilka kroków i zatrzymać jej chyba już nie sposób. Kariera naukowa Dagana Talbota, jako glacjologa, wiązała się nieodzownie z obserwowaniem namacalnych dowodów umierającego świata. Jego żona, Marie Duchêne, otrzymała szansę zrobienia czegoś niesamowitego – przywrócenia do życia mamutów. Jednak wymagało to paktu z jednym z korpodiabłów, najbogatszym z nich. Jednak gdzieś między tym wszystkim zaczyna dziać się coś, co będzie wymagało jeszcze bardziej mętnych sojuszy, lecz czasem los pozbawia nas wyboru.

Wściek to książka, na którą można spoglądać przez różne pryzmaty. Jednym z nich jest postrzeganie powieści Magdaleny Salik jako na doskonały przykład tego, jak może wyglądać umiejętne połączenie trzymającego w napięciu thrillera z inteligentną (hard) science fiction. Jeśli chodzi o ten pierwszy element składowy, autorka stworzyła bowiem złożoną, wielowątkową fabułę, która kusi i nęci. Całość nawet zaczyna się od trzęsienia ziemi i zgodnie z hitchcockowską zasadą napięcie potem tylko rośnie. Warto odnotować, że zostało to zrobione niemal bez „udziału” scen akcji – a te nieliczne raczej przytrafiają się bohaterom, są ich świadkami, nie zaś aktywnymi uczestnikami. Ferment bierze się tu z intryg, zwrotów i zaplecza naukowego.

Tiktaalik roseae – przeczytajcie, a jasnym się stanie, czemu tu się znalazł

Wszystkie te wolty i niespodzianki (oraz fabuła jako taka) mają bardzo mocne oparcie naukowe. Innymi słowy: Wściek to science fiction o bardzo dużym natężeniu science. Owszem, czas akcji nie jest zbyt odległy od naszego, więc czytelnik nie napotka tu żadnych mózg resetujących technologii rzeczywistość odmieniających, ale z drugiej strony pisanie o tak bliskim czasie wymaga jeszcze większej dyscypliny twórczej. W tej powieści zaś ten rygor widać na każdym kroku. Głównobohaterska para to naukowcy, którzy obracają się wśród innych naukowców, a do tego jeszcze (a to ci psikus) zajmują się nauką i o nauce dyskutują. Jest tu więc nie tylko niemało specjalistycznie i wiarygodnie brzmiących wypowiedzi, ale są to nie tylko obserwacje wieloaspektowe, ale i płynnie wtłoczone w narrację. Za przykład niech posłuży pierwszoplanowy dla fabuły klimat, który ukazywany jest nie tylko z kilku perspektyw ścisłych, ale też ciekawie komentowany filozoficznie. Co prawda do skrupulatnej oceny zawartych w książce pomysłów potrzeba by było specjalistów z kilku dziedzin, ale popularno-naukowe zaplecze Magdaleny Salik oraz widoczną prace ze źródłami zapewniają wysokie poczucie wiarygodności.

Jak wspomniane zostało w akapicie pierwszym, Wściek przy tym całym naukowym natężeniu nie nudzi ni trochę. Jest tak nie tylko za sprawą umiejętnie poprowadzonej fabuły i stopniowanego napięcie, ale i angażującego zestawu postaci. Marie i Dagan różnią się mocno od siebie, a ich niesnaski i konflikty bardzo osobiste (rozwodzą się ) są napisane na tyle wiarygodnie, że niewiarygodnym zdaje się, że wytrzymali ze sobą aż tyle. Wypadkową tego jest też jedyny potencjalny zgrzyt w powieści odbiorze, czyli Dagan właśnie i jego kreacja. Magdalena Salik tak skutecznie opisała go jako skupionego na sobie, wybuchowego i przez to trudnego w obyciu, że nie tylko wywołuje antypatię u czytelników, ale i poddaje w wątpliwość ścieżkę jego kariery naukowej. Może jednak (społecznościowa) przebojowość i bezczelność przebijają zdolności społeczne nawet w tym światku? Na koniec zaś zwrócić muszę uwagę na kwestię, która wymaga trybu pierwszoosobowego, na pewien pożeraczowy paradoks. Chodzi mianowicie o to, że czasem narzekam na to, że bohaterzy tylko reagują na to, co rzuca w ich stronę autor/ka. Tym razem też mógłbym na to pomstować, ale tu jest to ważnym elementem opowieści.

salik wściek

© Mikołaj Starzyński

Wściek to świetna mieszanka thrillera i science fiction bliskiego zasięgu, która – pozwolę sobie zaryzykować takie stwierdzenie – spokojnie mogłaby konkurować o laury nie tylko nad Wisłą. Bardzo solidne zaplecze naukowe wykorzystane jako szkielet dla pełnej napięcia i wysoce wciągającej fabuły, która w wytrącający z równowagi sposób komentuje rzeczywistość z jej społecznościowo-konsumenckim pędem ku (samo)zagładzie. Przy tym dostarcza kilka solidnych godzin wciągającej rozrywki. Czegóż chcieć więcej? Będą nagrody, będą na pewno. Zaręczam.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję…

powergraph logo

To proste. Wszystkie formy organizacji społecznych, w jakich żyjemy, dają się sprowadzić do wspólnego mianownika: planetarnego feudalizmu technologicznego. Tak, żyjemy w systemie feudalnym, który – dla niepoznaki – w niektórych miejscach świata nazywany jest republiką, a w innych socjaldemokracją, gdzieś indziej autokracją lub rządami ludu […] Dawny tak zwany Zachód eksploatuje behawioralnie i ekonomicznie, reszta zaś, dodatkowo fizycznie, rasowo i klasowo.

Poprzedni

Tułacz i siedmiokrotna pomsta, czyli „Kane – Bogowie w mroku” Karla Edwarda Wagnera

Następne

Znaczenia zwięzłe a zgrywne, czyli „Legendy” Torgny Lindgrena

4 komentarze

  1. Lekturę „Płomienia” wspominam całkiem dobrze, więc po „Wściek” z pewnością także sięgnę, choć trudno wyrokować, kiedy to nastąpi, bowiem czytelnicze ścieżki zawiłe są i poplątane. „Płomień” podobał mi się właśnie dlatego, że sporo nacisk położono w nim na „science” – pod względem stylu odrobinę skojarzył mi się nawet z prozą Lema, którego to autora bardzo, bardzo cenię.

    • pozeracz

      Tu w pewnym sensie science jest bardziej intensywne, bo bliższe, a więc i z mniejszym polem do ekstrapolacji.

  2. Luiza

    Intrygująco brzmi.

    • pozeracz

      Polecam sprawdzić, zdecydowanie. I według mnie najpierw lepiej „Wściek”, potem „Płomień”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén