"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Miło a zgrzyta, czyli „Czytać, dużo czytać” Ryszarda Koziołka

Mól książkowy molowi książkowemu nierówny – wgryzamy się w różne gatunki, mamy różne czytelnicze zwyczaje i nawyki. Poza konstytutywną dla grupy rzeczonej miłością do książek, jest jeszcze jedna słabość łącząca osoby literaturochłonne: upodobanie do książek… o książkach. Jakże bowiem nie lubić takiej samozwrotnej rozrywki ego łechcącej? Czytać, dużo czytać Ryszarda Koziołka do tej kategorii pasuje w sam raz.

czytać dużo koziołek

Ryszard Koziołek to autor, którego niby nie trzeba przedstawiać osobom interesujących się literaturą w zakresie choćby ciut szerszym niż książki same w sobie. Ku formalności jednak na kilka słów sobie pozwolę. Autor książki niniejszej jest bowiem nie tylko profesorem, ale od wpisu o poprzedniej książce awansował wręcz na nadprofesora (jest rektorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach). Doceniane jest także jego pisanie, o czym świadczy nagroda Literacka Gdynia w kategorii eseistyki czy też Nagroda im. Kazimierza Wyki za wybitne osiągnięcia w dziedzinie eseistyki oraz krytyki literackiej i artystycznej.

Czytać, dużo czytać to kolejny zbiór różnej długości rozprawek/artykułów, które Ryszard Koziołek napisał między innymi dla Tygodnika Powszechnego czy też Więzi. Jeśli ktoś nałogowo czyta wszystkie możliwe periodyki (około)kulturalne, to wartość niniejszego zbioru może być niższa, ale bezpiecznie założyć można niską liczebność takiej grupy. Z kolei nie tak mały poczet wie doskonale, czego się po pisaniu profesora spodziewać, lecz dla osób w temacie nieobytych mam jedno słowo-klucz: erudycja. Przez te kilka lat, które minęło od lektury Dobrze się myśli literaturą, autor nie stracił nic ze swojej godnej pozazdroszczenia (zwłaszcza przez innych o książkach piszących [np. Pożeracza]) umiejętności łączenia pisania zahaczającego o akademickie z przystępnością. Nadal są momenty wymagające aparatu humanistycznego bardziej rozbudowanego niż przeciętny, ale nie ma ich wiele.

mural ustroń czytać

Biblioteka w Ustroniu, © Witold Kożdoń

Na plus wypada też różnorodność tekstów, a w zasadzie poruszanych tematów. Dla niektórych może to być delikatnym rozczarowaniem, ale Czytać, dużo czytać nie jest poświęcone tylko i wyłącznie książkom jako takim (a przynajmniej nie bezpośrednio, bo w końcu i tak wszystko do literatury wraca). Jest więc tu na przykład tekst poświęcony niezwykle popularnej swego czasu wystawie Polaków portret własny czy też popularności serialowej formy telewizyjnej. Bardzo ciekawie wypadły też teksty poświęcone pisemno-młotkowemu aktowi Marcina Lutra (Jak reformuje się młotem) czy też wpływowi pisarstwa Darwina na twórczość tamtych czasów (Kompleks Darwina). Jest i oczywiście proza sama w sobie, tak w szerszej formie autorskiej (Tokarczuk i Pilch), jak i konkretnej (Grek Zorba Kazantzakisa).

Przy wspomnianej powyżej erudycji i różnorodności Czytać, dużo czytać jednak pozostawia z pewnym niedosytem czy też poczuciem braku czytelniczej satysfakcji, który nieco trudno przyszpilić. Nie chodzi tu o dający się zauważyć wzrost odwołań polityczno-współczesnych. Sztuka jest polityczna i zawsze taką była, a ostatnie lata są w Polsce zdecydowanie pod tym kątem wzmożone (o pandemii nie zapominając), więc i nie ma co się dziwić, że odbiło się to na refleksjach autora. Przyznać jednak trzeba, że analogie te potrafią nieco zaskoczyć i wyskoczyć w miejscu zaskakującym. Zupełnie nie przekonała mnie też obrona obecności W pustyni i w puszczy na liście lektur w kontekście rasizmu i europocentryczności. Profesor argumentuje, że „[…] właśnie dzięki temu doskonale nadaje się do ćwiczeń etycznych i empatycznych”, ale czy nie lepiej od razu wybrać literaturę promującą pozytywne wzorce? Że nie wspomnę o tym, że nikły ułamek polonistek/polonistów będzie miał dość motywacji, by taką lekcję w formie atrakcyjnej i do wieku dostosowanej poprowadzić.

Koziołek czytać dużo

© Agnieszka Szymala

Mimo marudzenia z ostatniego akapitu Czytać, dużo czytać i tak jest książką wartą uwagi każdego czytelnika zdolnego do refleksji nad własnym czytaniem. Można ponarzekać na brak klucza doboru tekstów czy też na pewne zatwardziałości, ale przystępny styl autora i bogactwo przemyśleń sprawiają, że warto pochylić się nad tekstami Koziołka… Nawet tylko po to, żeby się z nimi nie zgodzić.

Nie powinniśmy utożsamiać literatury z książką. Literatura jest wszędzie tam, gdzie są narracja i metafora. Nie ma sfery współczesnego życia, do której literatura by się nie wtrącała. I wydaje mi się, że czyni to mądrzej niż wiele innych dyskursów. Można powiedzieć, że te inne – naukowe, publicystyczne, informacyjne – dostarczają nam wiedzy, a literatura jeszcze mądrości, która wynika z uporczywego i uważnego studiowania pojedynczego życia.

Poprzedni

Dopóki demon smutku śpi, czyli „Pragnienie” Richarda Flanagana

Następne

Przezacne wypełnienie, czyli „The Tyrant’s Law” Daniela Abrahama

2 komentarze

  1. Luiza

    Jakoś po studiach omijam tego typu książki xD

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén