Relacje na linii dziecko-rodzic to temat, którym literatura zajmuje się od samego początku. Od Tytanomachii po pewien polski sad – problematyka ta pozostaje jedną z centralnych dla sztuki w ogóle, nawet (a może i zwłaszcza) teraz, gdy rodzinne związki podlegają znacznym przeobrażeniom. Jednocześnie przemoc, fizyczna i psychiczna, wobec dzieci pozostaje tematem niezmiennie drażliwym, wymagającym doskonałego wyczucia. Nasz chłopak, debiut Daniela Magariela, to skok na głęboką wodę – autor zagląda pod podszewkę rodziny, męskości i odpowiedzialności.
Wojna wygrana, wróg pokonany, ofiary jednak dopiero będą. Dwunastoletni chłopiec może w końcu stać się „naszym chłopakiem”, dołączyć do paczki złożonej ze starszego brata i ojca. Matka zaś to wróg, od której ucieczka była możliwa dzięki fałszywym zeznaniom złożonym odpowiednim służbom. I dobrze! W końcu matka była tą złą, nieudacznicą niepotrafiącą utrzymać żadnej pracy, żaden z chłopaków jej nie znosił. Teraz czeka ich upragniona przeprowadzka do Nowego Meksyku, gdzie wszystko będzie w końcu tak, jak być powinno, gdzie będą mogli zakosztować beztroski. W tym pełnym nadziei, naiwnym obrazie rzeczywistości szybko zaczynają pojawiać się pierwsze skazy.
Nasz chłopak to przede wszystkim powieść przerażająca – nie grozą namacalną, a tą codzienną, skrywającą się pod pozorem normalności. Czytelnik z perspektywy dwunastoletniego chłopaka obserwuje rozpadanie się związków, prawd i znanego świata. Trauma powiązana z kłótniami rodziców i ich rozstaniem (co miało miejsce przed główną akcją powieści) zostaje tu przekuta w ślepe niemal uwielbienie dla ojca oraz przywiązanie do brata. Ojciec jest tu postrzegany jako ideał, jego wszelkie przewiny są wypierane lub usprawiedliwiane. Wstrząsające jest zobaczenie niemal na własne oczy, jak łatwo jest wykorzystać przywiązanie i miłość dziecka, które w środowisku pełnym niepewności i przytłaczających emocji szuka jakiegoś punktu oparcia. Gdy to oparcie w ojcu zaczyna być źródłem cierpienia, którego nawet wyparcie nie wymaże, pozostaje tylko brat. Ale i tu czytelnik napotka pewien problem, gdyż z początku brat jest rywalem w walce o atencję i przychylność ojca. Jednak na koniec to właśnie ta więź pozostaje światełkiem w międzyludzkim tunelu.
Debiut Daniela Magariela opowiada też o tym, jak na źle niektórzy reagują na ogromną odpowiedzialność związaną z rodzicielstwem. Po tym, gdy fasada dobrego ojca upada, to matka zaczyna się jawić jako ratunek dla chłopaków, ale czas pokazuje, że płonne to nadzieje. Owszem, to nadużywający narkotyków tatuś, który nie waha się użyć przemocy fizycznej jest figurą centralną, ale źródłem bólu dla dzieci jest oboje rodziców. Porywczy narkoman postrzega siebie jako tego, któremu los rzuca kłody pod nogi i nie daje szans na powodzenie. Dla niego dorosłość jest w zasadzie prostym przedłużeniem dzieciństwa, a najlepszym sposobem by się z nią zmierzyć jest ucieczka. Rozpaczliwie szuka akceptacji swoich synów, a gdy jest ona zagrożono, próbuje ją wymuszać psychologicznym szantażem i siłą. Matka w kluczowym momencie też woli przymknąć oko i szukać łatwego życia. To synowie zdają się tu być tymi bardziej odpowiedzialnymi, którzy próbują szukać jakichś rozwiązań, gdy tylko ich dziecięca wiara zostaje skruszona.
Choć to paralela pozornie bardzo odległa Nasz chłopak pod kątem stylistycznym czerpie swą siłę z podobnego źródła, co Inwazja porywaczy ciał, a mianowicie zwięzłości. Magariel postanowił bowiem ograniczyć świat powieści i chłopaków w stopniu niemal drastycznym. Bracia bardzo rzadko oddalają się od ojca, a jak już to robią to są ze sobą. Nie ma tu miejsca dla innych, nie ma inne świata. Owszem, wymazanie niemal w zupełności życia szkolnego jest pewnym przejaskrawieniem, ale przesada ta spełnia swą rolę. Jest to bowiem odzwierciedlenie tego, że świat dzieci jest ograniczony do i zależny do rodziców właśnie. Oszczędność językowa nie tylko idzie w zgodzie w dziecięcą perspektywą, ale też podkreśla wyrazistość wielu sytuacji. W tym miejscu pochwalić należy Dobromiłę Jankowską, która wykonała świetną pracę translatorska i w przekonujący sposób oddała styl autora.
Nasz chłopak to kolejny dowód na to, że Anita Musioł ma świetnego nosa do ambitnej literatury. Debiut Daniela Magariela jest niczym szybki prosty w trzewia czytelnika – zwięzła opowieść o tym, jak długo ofiara może łudzić się względem oprawcy. Ta bolesna historia o rozpadzie rodziny pozostanie z Wami na długo.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Pauza
– To zakończy wojnę – powiedział. – Żadnej opieki. Żadnych alimentów. To nas uwolni. Będziemy mogli zacząć życie od nowa. Zobaczysz. W Nowym Meksyku znowu stanę się dzieciakiem. Wszyscy będziemy dzieciakami. Jak ci się to podoba? Nie tego chcesz?
Ambrose
W niejednej dystopii pojawia się wątek kontrolowania liczby urodzeń czy posiadania odpowiednich „uprawnień” do bycia rodzicem czy tez opiekunem – te wizje w powszechnym mniemaniu uchodzą za nieludzkie i przerażające, ale gdy się nad nimi głębiej zastanowić to okazuje się, że faktycznie nie wszyscy gotowi są na rodzicielstwo, a niekontrolowany przyrost ludzkości może bardzo szybko doprowadzić do przeludnienia planety.
A sama książka – interesująca. Będę rozglądać się za nią w bibliotece.
pozeracz
Kwestia to trudna i wysoce drażliwa, a ja sam mimo wszystko optuję za wolnością w tym zakresie. Jednak czasem mam chwile zwątpienia i wraca do mnie to uproszczone porównanie z prawem jazdy. Skoro do kierowania samochodem trzeba odpowiednich uprawnień, to czemu nie potrzeba ich by stać się de facto władcą czyjegoś życia. Staram się jednak szybko te myśli przegonić w czym pomaga mi pewność, że wszelka regulacja w tym temacie byłaby zapewne polem do nadużyć.
Ania || SlowReading.pl
Ta książka zwodzi formą, można ją przeczytać w niecałe 2h, ale tym istotniejsze jest, by przeczytać ją uważnie. Magariel dokładnie wie, co chce powiedzieć i w jakich słowach. Tak sobie myślę, że warto, by tę książkę przeczytał każdy rodzic – pokazuje, choć w drastyczny sposób i na przykładzie dysfunkcji, jak silna potrafi być dziecięca miłość i jak wiele rodzicielskich błędów dzieci są w stanie wybaczyć – do czasu. Rozdzierająca serce lektura.
pozeracz
Nie zawsze się to sprawdza, ale mam wrażenie, że przy tak trudnych tematach i traumatycznych opisach dużo lepiej sprawdza się właśnie precyzja i zwięzłość. Wydłużone znęcanie się nad bohaterami i czytelnikiem jednocześnie potrafi doprowadzić do przesytu i wyparowania empatii.