Wydawać by się mogło, że jeszcze nie tak tak dawno zachwalałem krótkiego acz treściwego Przyjaciela Sigrid Nunez, a tu Wydawnictwo Pauza raczy czytelników kolejnym tytułem amerykańskiej pisarki. Rok z hakiem temu pisałem o tym, jak to w krótkiej powieści zawrzeć można wiele treści, a przy tym i ciepła. Pełnia miłości to historia w treści różna, ale duchem bardzo zbliżona do poprzednio przeze mnie czytanej.
Bezimienna protagonistka to wykładowczyni, która prowadzi ustatkowane życie pozbawione partnera. Ma za sobą związki, które wspomina raczej pozytywnie, ale na tym etapie życia wydaje się być ukontentowana takim stanem rzeczy. Pozostaje otwarta na kontakty z innymi, czytelnikom relacjonuje rozmowy i opisuje spotkania z bliższymi i dalszymi ludźmi. Mimo że większość z nich zdaje się emanować pragnieniem zrozumienia i chęcią dzielenia się własnymi doświadczeniami, ona głównie chłonie, nie oddając zbyt wiele od siebie. Zmienia to dopiero prośba od dawno nie widzianej przyjaciółki.
Może i takie postawienie sprawy zapachnie nieco truizmo-banałem, ale Pełnia miłości to powieść jednocześnie bardzo różna, ale i bardzo podobna do wspomnianego we wstępie Przyjaciela. Pierwsze podobieństwo jest prozaiczne, gdyż chodzi o długość. Sigrid Nunez celuje w fabuły zwięzłe, w stylistyczną oszczędność i skondensowanie emocji. Wątek poświęcony sąsiadce głównej bohaterki oraz odwiedzającemu ją synowi to krótki fragment poboczny, ale i w nim treści oraz materiały do refleksji nie brakuje. Kolejna zbieżność dotyczy części motywów – żałobę zastępuje tu co prawda kwestia choroby i odchodzenia, ale wraca miłość, światek literacki czy przyjaźń. Główną różnicą jest sama fabuła i jej dwudzielność. Pierwsza część składa się głównie ze scen z udziałem postaci pobocznych, a druga oddana jest przyjaciółce i jej prośbie.
Nunez znów udało się zaś zebrać znaczącą liczbę wątków bez uszczerbku dla ich wydźwięku. Pełnia miłości jest w pewnej mierze powieścią o radzeniu sobie z własną śmiertelnością oraz eutanazji, ale ta oś stanowi też punkt wyjścia dla innych przemyśleń. Niektóre z nich są niemal oczywiste: choroba zmusza do spojrzenia na swoje dotychczasowe życie, zmienia optykę postrzegania innych czy nawet gusta artystyczne. Sporo miejsca poświęcone jest też na relacje rodzicielskie widziane z różnych perspektyw – chora przyjaciółka cierpi z powodu nieczułości (a wcześniej i wrogości) córki, starszej sąsiadki nie odwiedza żaden z wnuków, a były partner prowadzi wykłady zahaczające nie aż tak delikatnie o antynatalizm. Co ciekawe, to macierzyńskie nagromadzenie nie wywołuje żadnych wyrzutów u protagonistki. Wspomniane wykłady to z kolei jeden z przykładów na nienachalną aktualność prozy Amerykanki. Gdzieś pomiędzy wierszami poruszane są kwestie polityczne czy klimatyczne, ale nie ma tu ni śladu moralizatorstwa ni propagandy.
Sigrid Nunez pokazuje znów też, że potrafi poruszać bardzo trudne tematy bez dramatyzmu, bez taniego szafowania emocjami. Choroba nowotworowa czy też uczucie rodzące się między przyjaciółkami w rękach innej autorki mogłyby stać się przyczynkiem do wielu scen łzy wyciskających czy wręcz epatowania cierpieniem. Na szczęście Pełnia miłości napisana jest z wyczuciem i ciepłem. Jedynym słabszym momentem powieści jest natomiast fragment biograficzny poświęcony… kotu. Losy zwierzęcia, które trafia pod opiekę starszej pani wynajmującej pokój poprzez Airbnb, nie są wielce porywające, a w dodatku trudno w zasadzie określić, po co on się w Pełni miłości znalazł. Trzecioosobowa perspektywa kocia wskazuje na wątek fantastyczno-oniryczny, ale przeskok ten nie jest w żaden sposób zaznaczony i odstaje od reszty fabuły.
Nie mogę co prawda napisać, że Pełnia miłości to powieść typowa dla Sigrid Nunez, gdyż nie znam reszty jej twórczości, ale na pewno mogę ją polecić tym, którym do gustu przypadł Przyjaciel. Mnogość wątków i tematów do refleksji połączona jednym ważkim, wszystkie potraktowane z wyczuciem i czułością to ma skrótowa rekomendacja. Jeden słabszy fragment nie zmienia zaś tego, że Wydawnictwo Pauza wespół w zespół z tłumaczką, Miłką Jankowską, dostarczyły nam świetną prozę.
Za egzemplarz do recenzji podziękowania dla…
Pełnia miłości objawiła się i tu:
Cyrk dotyczący uważności to kolejne odwracanie uwagi. Oczywiście, że powinniśmy się stresować. Powinniśmy być wręcz zżerani przez strach, ulegać panice. Praktykowanie uważności może pomóc człowiekowi odzyskać spokój ducha, ale nic nie uratuje „Titanica”. To nie indywidualne wysiłki, by osiągnąć wewnętrzny spokój, to nie empatyczny stosunek wobec innych mogłyby doprowadzić do podjętych w porę działań prewencyjnych, ale kolektywna, fanatyczna, przesadzona obsesja na punkcie zbliżającego się końca – przekonywał zgromadzoną na wykładzie publiczność.
Ambrose
Kusisz coraz mocniej, żeby poznać tę pisarkę! Z mojego punktu widzenia trochę szkoda, że to Amerykanka, bo od pewnego czasu staram się sięgać po prozę spoza anglosaskiego kręgu kulturowego, stąd m.in. Amerykanie i Amerykanki oczekujący w kolejce „do przeczytania” ustępują u mnie miejsca literatom z innych krain 🙂
pozeracz
Chodzi o ogólne unikanie Amerykańskiej dominacji rynkowo-wydawniczej czy coś jeszcze?
Ambrose
O ciekawość, czystą ciekawość – bardzo interesują mnie inne regiony, które są słabiej reprezentowane na naszych rynkach wydawniczych. Europa Środkowo-Wschodnia, Afryka, Azja, Ameryka Łacińska. Jeśli chodzi o lit. brytyjską czy amerykańską, to mamy tego na pęczki, a nie chciałbym się zamykać tylko w tym jednym kręgu kulturowym.
pozeracz
Wszystko jasne i zrozumiałe. Choć akurat w moim przypadku łapię się na tym, że w sumie nowej prozy amerykańskiej czytam raczej mało.
Matka Przełożona
Weszłam dla kitku, zostałam dla recenzji – generalnie zachęciłeś!
pozeracz
Jest kitku, są kliki 😉