We wstępach na tym blogu wspominałem na pewno kilka razy o tym, że recenzowana książka bardzo długo pozostawała blisko szczytu mej listy „do przeczytania”. Jednak chyba nie zdarzyło mi się jeszcze tak napisać o wydawnictwie, a właśnie tak było w przypadku Wiatru od Morza. Czytałem pozytywne recenzje, czytałem o nowościach, a w końcu kupiłem sobie nawet pakiet ArtRage. Było to na początku zeszłego roku, a po Utracony dar słonej krwi sięgnąłem dopiero teraz. I mogę sobie pluć w brodę, że zrobiłem to tak późno.
Ostatnie wpisy
-
Zaskakująca intensywność, czyli „Gry Nemezis” Jamesa S.A. Coreya
25 lutego, 2021
-
Surowa subtelność, czyli „Utracony dar słonej krwi” Alistaira MacLeoda
19 lutego, 2021
-
Parszywa (nie)dwunastka, czyli „Zodiaki. Genokracja” Magdaleny Kucenty
12 lutego, 2021
-
Na sinusoidzie, czyli „Każde martwe marzenie” Roberta M Wegnera
4 lutego, 2021
-
Szeroki margines, czyli „Kwiaty w pudełku” Karoliny Bednarz
27 stycznia, 2021