Pewien witz głosi, że gdy pesymista przekonany jest, że gorzej być nie może, optymista odpowie mu: „Oj, może, może”. W zeszłorocznym podsumowaniu starałem się patrzeć optymistycznie na czytelniczą formę prywatnymi przeszkodami powodowaną i choć pisałem, że i w tym roku z tempem czytelniczym nie będę przesadzał, to nie spodziewałem się, że podsumowanie roku 2020 będzie owocem optymisty rodem z żartu. Ale któż w ogóle mógł przewidzieć ten rok?
Podobnie jak w zeszłym roku, na sztuki licząc, spadek czytelniczy był minimalny (przeczytałem jedną książkę mniej niż rok temu), to licząc stronami przeczytałem niemal o ćwierć mniej niż w roku zeszłym. Wiem, że to tylko cyferki i same w sobie nie byłyby powodem do zmartwienia, ale po dodaniu kondycji głowologicznej już tak różowo nie jest. Mówiąc zaś prosto: czasu na czytanie było mało, ale często jeszcze mniej było sił. Niektóre z powodów są oczywiste i powszechne (pandemia, praca z domu od samego jej początku, dwóch zdalnie uczących się potomków pod opieką, ogólne kondycja polityczna naszego pięknego kraju), a niektórych — na poziomie osobistym ważniejsze — na blogu na pewno nie poruszę. Dość napisać, że gdyby nie opór w wypełnianiu zobowiązań, to bardzo możliwe, że Pożeracza zakątek wniwecz by się obrócił. Podsumowanie roku 2020 jednak powstało, więc jeszcze broni (ni klawiatury) nie składam.
Wszystko to odbiło się też niestety i na samym blogu, a w zasadzie na różnorodności wpisów. Od czerwca na blogu pojawiały się tylko recenzje. Przez cały rok pojawił się tylko jeden wpis poświęcony motywowi (w marcu), tylko jeden wywiad (w lutym) i opisana została tylko jedna książka zmieniająca świat (w styczniu). Nawet żadnego chodliwego tematu nie skomentowałem. I choć to kwestia przyziemno-próżna: zignorowałem też z premedytacją piąte bloga urodziny. Wiadomo, że recenzje stanowią podstawę bloga książkowego, ale zawsze chciałem by ten zakątek był czymś więcej. Rozczarowałem więc sam siebie do pewnego stopnia, a i nie wiem, czy będę chciał prowadzić bloga po linii najmniejszego oporu. Może to i średnio interesujące, ale wszystko to tylko nieznacznie odbiło się na blogowych statystykach. Jest gorzej niż rok temu, ale lepiej niż w latach wcześniejszych — nadal też dużo więcej osób trafia do mnie od wujka Google’a niż z Facebooka. Chciałbym też, by ktoś kiedyś dał mi dostęp do tajnych danych wyszukiwarkowej korporacji, żebym mógł rozgryźć niektóre tajemnicze skoki odwiedzin. Tak czy tak: postaram się, by rok ten lepszy był pod tym kątem.
Na całe szczęście w tym wszystkim nie zawiodła literatura. Powolne tempo czytania sprzyjało kontemplacji, na początku roku miałem jeszcze czas i siłę, by pisać o Nowej Fantastyce, dorzuciłem nieco literatury faktu (i za sprawą współpracy z wydawnictwem Czarne w tym roku może być podobnie), nadrobiłem nieco zasiedziałych zaległości. Pierwsza połowa roku wyglądała też bardzo dobrze pod kątem proporcji czytania „własnego” i egzemplarzowo-recenzenckiego. W drugiej połowie spadły jednak siły głowologiczne, spadło tempo czytania, więc i wywiązywanie się ze zobowiązań było bardziej czasochłonne. Żeby nie było: nikt na mnie naciska, żadne wydawnictwo nigdy mnie nie pogoniło, tylko sam od siebie wymagam solidności. Ale, ale… O (nie)postanowieniach będzie we wpisie innym. Teraz pora na me wyróżnienia ważne, poważne, nieważkie i krotochwilne.
▂ ▃ ▄ ▅ ▆ ▇ █ █ ▇ ▆ ▅ ▄ ▃ ▂
OFIARA RYZYKOWNEJ DEKLARACJI
Wit Szostak
Cudze Słowa
Jeśli dla kogoś niejasna jest nazwa niniejszego wyróżnienia, niech kliknie okładkę książki i przewinie do ostatniego akapitu. Deklaracja ryzykowna i zapewne nieco pochopna, ale cóż poradzić? Wit Szostak zachwycał mnie i wcześniej, ale tym razem poczynił to w sposób tak drobiazgowy, językowo precyzyjny i literacko inspirujący, że wyjścia innego nie miałem. Drodzy Dysydenci Literacko-Nagrodowi, naprawdę nie chcę niszczyć tak dobrej książki…
CERTYFIKAT UROCZEGO ROBOTA_ZaBÓJCY
Martha Wells
MURDERBOT DIARIES 1-4
Wystarczy połączyć sarkastycznego robota, odrobinę mizoginii oraz zjadliwego poczucia humoru, a Pożeracz będzie kupiony. Cztery nowelki Marthy Wells to nie jest literatura przełomowa czy gatunek przełamująca, ale za to stanowi doskonały przykład świetnie napisanej, inteligentnej prozy rozrywkowej. I pamiętajcie: Muderbot is best bot.
MEDAL MAŁOMIASTECZKOWEGO MELANCHOLIKA
Larry McMurtry
OSTATNI SEANS FILMOWY
O ile wspomnianego powyżej Szostaka można uznać za mistrza słów cyzelowania, to McMurtry’ego określić należy specjalistą do snucia opowieści. Amerykanin stawia przed czytelnikiem grupę pamiętnych, pogubionych postaci i uwodzi go cudownie oddanym klimatem małomiasteczkowego Teskasu. Melancholia przemieszana z rozczarowanie i tęsknotą za sensem. Zbliża się pora, by podpytać Michała Stanka o to, co przeczytać następnego.
PRIX PARADOKSALNEJ PARY
Yōko Ogawa
GROBOWA CISZA, ŻAŁOBNY ZGIEŁK
UKOCHANE RÓWNANIE PROFESORA
Bardzo rzadko zdarza się bym jednego roku przeczytał dwie książki jedne(ego/j) autor(a/ki), zwłaszcza nieznane(go/j). Urzeczony historią o przyjaźni, zrozumieniu i pięknie matematyki zgodziłem się na propozycję recenzencką i natrafiłem na drobiazgowo przemyślaną, niesamowitością i grozą naznaczoną oraz pięknie napisaną (i przetłumaczoną) kolekcję opowiadań. A przy okazji miałem okazję docenić dbałość i estetyczne wyczucie kobiet odpowiedzialnych za Tajfuny. Na pewno sięgnę i po Ogawy inne dzieła, i zaufam tajfunowym wyborom wydawniczym.
CZEMUŻŻE DOPIERO TERAZ?
Italo Calvino
JEŚLI ZIMOWĄ NOCĄ PODRÓŻNY
Tłumaczyłem już to rozlegle i osobno: nie przywiązuję się do fizycznych egzemplarzy. Nie do końca więc wiem, dlaczego tak bardzo uparłem się na to, by Jeśli zimową nocą podróżny przeczytać w tym właśnie wydaniu. Me irracjonalne postępowanie tym bardziej bolesne jest, że Calvino stworzył piękną, intelektualnie pobudzającą kawalkadę falsyfikatów, wielowarstwowo finezyjną fintę, która połechtała pożeraczowe gusta wyśmienicie.
DZBAN ANTYANTYPROMOCJI
Wojciech Wencel
Początkowo podsumowanie roku 2020 chciałem pozbawić wyróżnienia negatywnego — uznałem bowiem, że dość złego dzieje się w kraju i na świecie. Jednak z czasem stwierdziłem, że nie umiem się powstrzymać od choćby wspomnienia tego wykwitu poety z politycznymi plecami. Nawet pomijając me polityczne przeciwieństwo do zasłużonego dla pisowszczyzny, bezsensowność takiego apelu przezabawnie smutna jest.
▂ ▃ ▄ ▅ ▆ ▇ █ █ ▇ ▆ ▅ ▄ ▃ ▂
Podsumowanie roku 2020 zakończone i to w dodatku w czasie odpowiednim, czyli rzeczywiście po roku rzeczonego zakończeniu. Literacko-czytelniczo był to rok dobry: zachwyciłem się nieraz, poznałem się z Tajfunami, zakolegowałem z Czarnym, z różnorodnością tragicznie nie było… A jak Wy zapamiętacie 2020 pod tym kątem? Co Was zachwyciło? Co odrzuciło? Które wrażenia zostaną z Wami na dłużej?
Kierują nami złudzenia, powodują nami złudzenia. Złudzenia nas pchają, wstrzymują, wyznaczają nam cele. Rodzimy się ze złudzeń i śmierć też jest tylko przejściem z jednego złudzenia w inne.
[Wiesław Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli]
Piotr (zacofany.w.lekturze)
Trudny rok, zaiste. U mnie statystyki ratował napływ uczniów ze zdalnego nauczania w poszukiwaniu streszczeń lektur 😀 No ale może będzie lepiej, tego się trzymajmy. Lepiej w każdej dziedzinie, rzecz jasna.
Bazyl
Lepiej już ponoć było, ale jako wiejski głupek nie tracę nadziei 🙂 Najlepszego! 😀
pozeracz
Kiedyś to były (w)czasy, teraz to nie ma (w)czasów 😉
pozeracz
U mnie nadal całe rzesze (zachowując proporcje, oczywiście) przyciąga recenzja „Prawieku…”, która to ponoblowsko pobiła wszelkie rekordy.
Piotr (zacofany.w.lekturze)
Prawiek, to takie intelektualne, nie to co pytania „Jak sie nazywa kolega Miziołka” 🙂
pozeracz
U mnie malutko jest jawnych haseł z wyszukiwarek, ale mieszanka na szczycie jest ciekawa: „Czarodziejska góra” plus rysowanie map fantasy.
Moreni
U mnie o dziwo więcej czytania niż rok temu wyszło, nie wiem jakim cudem. I też jakichś drastycznych zawodów brak. Ale po przeczytaniu Twojego podsumowania mam nadzieję,że ktoś tego Murderbota u nas wyda (jak sądzę z czterech nowelek zebranych razem wyszedłby przyzwoity tom).
pozeracz
Dawno, dawno temu wydawał ją u nas MAG, więc kto wie… Ale zdecydowanie: sklejenie czterech nowelek w jeden tom byłoby dobrym pomysłem.
Ambrose
W taki razie brawo za wytrwałość i upór. No i aby ten Nowy Rok był znacznie lepszy od tego, którego niedawno pożegnaliśmy.
pozeracz
Oby był! I Twój także.
naia
Zachęciłeś bardzo do McMurtry’ego, bo im starsza jestem, tym bardziej cenię w literaturze dobre opowieści. 🙂 I zmotywowałeś do sięgnięcia wreszcie po tego Szostaka (nie to, żeby motywacji brakowało, bo zachwyty słyszę wszędzie, ale z niczym się tej jesieni nie wyrabiałam – samodyscypliny recenzenckiej to Ci zazdroszczę!). Wszystkiego dobrego w nowym roku!
pozeracz
A czytałaś już „Na południe od Brazos”? Cegła to opasła, ale polecam nawet mocniej od „Ostatniego seansu”.
A na Twoje wrażenia z Szostaka czekał będę.
naia
Nie. 🙁 A mam już nawet dwa egzemplarze – jeden kupiony niedługo po premierze, drugi niedawno w pakiecie ArtRage książek o Dzikim Zachodzie. Bardzo chcę to nadrobić, ale w obecnych warunkach, kiedy wciąż wyskakuje mi do czytania coś pilnego, trochę boję się tej objętości. Do marca muszę się uporać z inną cegłą, „Braćmi Karamazow”, w ramach Nabokoviady, więc jeśli się uda, może pójdę za ciosem i zabiorę się wreszcie za „Brazos”.
pozeracz
Rozumiem… Taka cegła potrafi rzeczywiście być problematyczna przy niedoczasie. Ja nie lubię zaczynać książki, gdy wiem, że np. niedługo będę musiał przerwać lekturę. Nie lubię też czytać dwóch różnych jednocześnie. Trzymam jednak kciuki by czas się znalazł.
A do Dostojewskiego to bym wrócił.
Sylwka
Ja zapamiętam 2020 przejściem na stały HO. Jak nawet te cudaczki i inne obostrzenia miną, to ja z moimi tabelkami zostanę w domu, bo poza ważnymi spotkaniami, biurka nie muszę zajmować.
W 2021 życzę Ci wielu wspaniałości i tego uporu, który „ciągnie wózek” zwany Pożeraczem dalej 🙂
pozeracz
U mnie przejście na home office nie jest stałe, ale na pewno długotrwałe. Zacząłem w marcu, a będę minimum do czerwca. Dziwne to czasy i upór na pewno potrzebny.
Michał Stanek
Co do McMurtry’ego, to wśród najlepszych jego książek są jeszcze „Czułe słówka” (choć to zupełnie inne klimaty). Mnie najbardziej podobały się: debiutancka „Horseman, Pass By” i napisana po niej „Leaving Cheyenne”, ale nie mają polskich wydań. Ale to piękne, subtelne powieści w stylu „Seansu”, który powstał bezpośrednio po nich. Te trzy tytuły, choć nie tworzą ciągłości ani cyklu, w pewien sposób nawzajem się dopełniają, tworząc razem literackie epitafium dla weteranów Dzikiego Zachodu. Do tego McMurtry ma w dorobku świetne dwa zbiory esejów – o Teksasie i o historii Pogranicza, ale też nie ma przekładów.
Z kolei to co wyszło po polsku, sprawia trochę wrażenie chaotycznej łapanki, w dodatku ma w większości nieprawdopodobnie kiczowate okładki. Niemniej „Wszystko dla Billy’ego” i „Dziewczęta z prerii” to interesujące demitologizacje kilku legendarnych postaci (Billy Kid w pierwszej, a w drugiej m.in. Calamity Jane i Dziki Bill Hickok), ale to stylistyka odmienna od „Brazos”.
Jest jeszcze „Teksasówek”, czyli zjazd mieszkańców Thalii w 30 lat po wydarzeniach z „Seansu” – czytałem to ok. 1995 i prawdę mówiąc niewiele pamiętam. Za dużo masła jem.
Ale przynajmniej pamiętam, że Vesper zapowiedział „Ulice Laredo” na koniec 2021. Pozdrowionka.
pozeracz
Ha, wywołałem Stanka z lasu! Bardzo się cieszę i bardzo dziękuję. Brak polskich wydań w lekturze mi nie przeszkodzi, o ile będą dostępne w ludzkiej cenie na Book Depository lub innym takim.
A „Czułe słówka” to jeden z ulubionych filmów mojej mamy.