"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Wykrakana zemsta dowcipu, czyli książkowo-blogowe podsumowanie roku 2022

We wstępie do wpisu podsumowującego rok 2020 popełniłem grzech niewybaczalny: przywołałem pewien króciutki dowcip o pesymiście i optymiście, po cichu licząc na losu poprawę, a w dodatku poprzednioroczne zamknąłem zdaniem: „Pewnie rok 2022 szybko sprowadzi mnie nazad do parteru, ale póki co chwilo trwaj”. Los zaś takich igraszek nie lubi, więc po pandemii zasiedzianej (także w głowie) przyszła wojna. Ta co prawda doprowadziło do pewnych pozytywnych mobilizacji i działań, ale poza globalną jest i sfera prywatna, o której gdybym miał pisać, to z bloga książkowego skręciłbym w stronę melodramatu… Na szczęście i o dziwo, podsumowanie roku 2022 w wydaniu książkowo-blogowym nie wypada wcale tragicznie.

Czytelniczo rok ten numerycznie wypadł całkiem nieźle: co prawda z 51 pozycji odnotowanych na Goodreads 6 stanowiły komiksy/powieści graficzne, ale i tak przeczytanych stron było sporo więcej niż rok wcześniej. Na dobór lektur znaczący wpływ miała natomiast wyrażona w zeszłorocznych (nie)postanowieniach rezolucja rezygnacji z egzemplarzy recenzenckich. Można przyjąć różne definicje „nowości”, ale tych w rozumieniu rynkowo-marketingowym czytałem bardzo mało. Nadal zdarzały się poważne czytelnicze zawieszki i lektury, które teoretycznie wciągnąć powinny i podobały się bardzo, ale pożarły czasu wiele. Jednak ogólnie rzecz ujmując, statystycznie odbicie nastąpiło i nie obrażę się, jeśli tendencja wzrostowa utrzyma się. Nie do końca wiem, skąd ta poprawa się wzięła, gdyż na froncie prywatnym odbicia brak, ale nie będę przecież tu Wam smęcił – zwłaszcza, że więcej przeczytanych książek, to i (w teorii) więcej treści na blogu.

Natomiast pod kątem blogowo-statystycznym kontynuowana była stagnacja ze wskazaniem spadkowym. Podsumowanie roku 2022 pokazuje, że nadal całkiem nieźle blog niniejszy wypada pod kątem wywiadowczym, gdyż rozmowy opublikowane zostały aż cztery. Rok zaczął się od pogadanki z Marcinem Zwierzchowskim, potem była Maria Krześlak-Kandziora i Ula Słonecka, a na koniec Krzysztof Cieślik. Znów pojawił się tylko jeden wpis o książkach zmieniających świat (tym razem było niszowo i narkotykowo). Nie było zaś żadnego poświęconego motywom (może w tym roku będzie lepiej…), ale za to do quasi-publicystycznego marudzenia zmotywował mnie przedziwny trend do nietłumaczenia tytułów, a i zadowolony (jak rzadko) byłem też z wpisu poświęconego książkom sfabrykowanym. Nie było żadnego wielkiego zrywu, intensyfikacji wysiłków SEO ani innych niespodziewanych cudów, więc i nic dziwnego, że pod kątem odwiedzin było ciut gorzej niż rok temu, czyli znacznie gorzej niż wcześniej. Pewnym zaskoczeniem natomiast była intensyfikacja aktywności interakcyjnej na profilu facebookowym. Nie było tam żadnego cudownego skoku w polubieniach, ale regularnie zdarzają się mi tam posty, pod którymi pojawiają się dyskusje dużo ciekawsze od socjalno-mediowej średniej. To zresztą dzięki jednemu z nich zebrałem niemałą listę potencjalnych lektur powieściowo-graficznych (czyt. komiksowych).

goodreads 2022

Kto kliknie obrazek, szczegóły zobaczy

Jeśli zaś chodzi o książkowe konkrety, to nadrobiłem kilka zaległości świeżych, kilka ciągnących się od lat, wróciłem do wielkiego klasyka i przeczytałem kilka miłych ramotek. Innymi słowy: pozytywna, typowa dla Pożeracza mieszanka. Nietypowa, lecz od dawna wyczekana, była intensyfikacja w zakresie powieści graficznych. Za sprawą Waszych sugestii i własnych doborów trafiłem z nimi bardzo dobrze i intelektualnie pobudzająco, więc w tym roku trend ten mam zamiar kontynuować. Pewnym zaskoczeniem było ponowne polubienie się z Lee Childem.

Wracając jeszcze na koniec na chwilkę do kwestii egzemplarzy (nie)recenzenckich… Przyznam, że jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji w tym zakresie. Z jednej strony dobrze mi tak było bez terminów i pokus, ale jednocześnie kilka ciekawy okazji koło paszczy przeszło. Wiem, że mogę te same książki sobie kupić, lecz mimo wszystko pokusa pokusą pozostaje. Jednocześnie wiem, że zupełny brak egzemplarzy do recenzji i nikła nowości bytność na odwiedzalność pozytywnie nie wpływają, ale tym się nadmiernie nie martwię. Może Wy coś doradzicie?

✎﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

PUCHAR PRZERAŻONEGO POŻERACZA

Mark Z. Danielewski

house of leaves dom z liści

DOM Z LIŚCI

Zaczynam chwytem marketingowym: od powieści, o której wpis dopiero powstanie. Dom z liści był na mojej liście „koniecznie do przeczytania” w zasadzie od początku bloga, ale dopiero niedawno spiąłem się finansowo i zakupiłem. I nie żałuję ni trochę. Z horrorem się nie lubię za bardzo, ale ta książka wywołała we mnie poczucie niepokoju, jak… nie wiem, czy żadna inna, ale na pewno bardzo mało która. Jest to metanarracyjna, wielowątkowa inkarnacja freudowskiego „unheimlich”, a przy tym swoista zagadka do rozwiązania. Zadziwiające jest nie tylko to, że nikt tego jeszcze nie zekranizował lub zegranizował, ale też, jak wiele z tej powieści znaleźć można w innych liminalnych tworach.

GRAND PRIX GRAFICZNEJ GRATYFIKACJI

Brecht Evens & Michał Śledziński

powieści graficzne

PANTERA & OSIEDLE SWOBODA

Czytelnicze wybory rządzone są czasem przypadkiem. Wizyta u dawno nie widzianego znajomego, dostrzeżony na półce i pożyczony Maus, a następnie przypadkowa gratyfikacja odfirmowa w połączeniu z prośbą o poradę na Facebooku doprowadziły do zakupów i skoku na głęboką wodę powieści graficznych. Osiedle Swoboda to słodko-gorzka wyprawa w jakże charakterystyczne lata dziewięćdziesiąte w wydaniu bydgoskim, ale tak w zasadzie uniwersalnym. Sporo odjechanego humoru, absurdalnej akcji i przemycone wcale nie tak rzadko celne obserwacje. Natomiast Pantera to akwarelowa, wysoce niepokojąca (słowo klucz dla tego roku) wyprawa w magiczną wyobraźnię dziewczynki zbrukaną przez obecność pewnego płynnie zmiennego kotowatego. Nie ufajcie nikomu, kto poleci Wam ten komiks.

(NIE)MEDAL (NIE)PRAWDY (NIE)HISTORYCZNEJ

Anna Brzezińska

woda na sicie

WODA NA SICIE

Obecność tej książki w tym podsumowaniu zaskoczyła nawet… mnie samego. Woda na sicie zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, ale dopiero perspektywa czasu pokazała, jak bardzo w guście Pożeracza była to powieść i jak często wracała w mych literackich rozmyślaniach. Anna Brzezińska stworzyła pięknie napisaną opowieść o (nie)prawdzie, kreowaniu (nie)prawdy, o tym, kto w zasadzie pisze historie i historię, a także o kobiecej słabości (w kontekście społecznym) i znajdowaniu siły w tej słabości.

DYPLOM KRÓTKIEGO OTWARCIA I ZAMKNIĘCIA

Nghi Vo & Seanan McGuire

novellas collage

THE EMPRESS OF SALT AND FORTUNE &
DOWN AMONG THE STICKS AND BONES

Jakoś tak się złożyło, że Kindle służy mi głównie do czytania krótkich form (niemal)powieściowych w języku angielskim. Jakoś tak się złożyło, że rok rozpocząłem od lektury The Empress of Salt and Fortune, a zakończyłem z Down Among the Sticks and Bones. Jakoś tak się złożyło, ze te krótkie historie o długich tytułach wywarły na mnie wrażenie na tyle silne, by podsumowanie roku 2022 obejść się bez nich nie mogło. Pierwsza z nich to opowieść motywami (autorstwo historii i siła kobiet) przywodząca na myśl Wodę na sicie, ale i bardzo od niej różna: bardziej kameralna i intrygująco pobocznej perspektywie. Natomiast Seanan McGuire wykorzystuje fantastyczny sztafaż i tropy grozy do stworzenia powiastki o rodzicielskich błędach, wtłaczaniu w sztywne role i siostrzanych relacjach. Polscy wydawcy: do roboty!

CHŁODNE HONORY

Ilona Wiśniewska

hen wiśniewska

HEN

Zastanawiałem się, czy nie umieścić tu recenzowanych niedawno Pogrzebać kajdany, ale Hochschilda się już wcześniej nachwaliłem, a nieco przypadkiem z biblioteki wypożyczona książka Ilony Wiśniewskiej wzięła mnie z zaskoczenia. Hen w wyważony sposób łączy poznawczą warstwę współczesną z historyczną i faktograficzną, zachowując przy tym humanistyczny pierwiastek. Innymi słowy: autorka odwaliła solidny kawałek roboty, a przy tym zachowała czułość i szacunek dla swoich rozmówców. Na pewno jeszcze się z nią na północ wybiorę.

TRANSLACYJNA MRZONKA SPEŁNIONA

David Markson
(tłum. Krzyszof Majer)

kochanka wittgensteina podsumowanie roku 2022

KOCHANKA WITTGENSTEINA

Na sam początek zastosuję autopromocję bezczelną i napiszę tak: jeśli chcecie poznać historię wydania Kochanki Wittgensteina, to pędźcie czytać moją rozmowę z Krzysztofem Majerem. Bardzo cieszę się, że bydgosko-poznańsko-łódzki tłumacz dopiął swego i nie tylko doprowadził do wydania powieści Marksona, ale i prześwietnie ją przełożył. Jest to ambitna, podlana sosem science fiction wariacja na temat samotności i sztuki. Dla znawców filozofii i żywota tytułowego filozofa będzie to uczta tym bardziej sycąca, ale i dla pozostałych śmiertelników (np. mnie) jest to cymes nie lada.

✎﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

Jeśli przyszło rok będzie literacko podobny pod kątek zróżnicowania i jakości, to będę zadowolony. Póki co nic też nie zapowiada nagłego zwiększenia mego czytelniczego tempa, ale to mnie wielce nie martwi. Gdyby tylko jeszcze w innych przestrzeniach poprawy nastąpiły… Na koniec zaś nie uciekniecie od nieuchronnego, czyli pytań. Jak Wy zapamiętacie zeszły rok pod kątem literackim? Wam też życie weszło między lekturę a zakładkę?

podsumowanie roku 2022

Nie wiem, nie wiem. Nie znałem siebie i pewnie nigdy nie będę znał. Coś się we mnie ciągle miotało, czegoś chciałem, a nie wiedziałem czego, najgłupsza rzecz, a wyprowadzała mnie z równowagi, pragnąłem się do czegoś przywiązać, a wszystko odpychałem. Ogarniała mnie bez powodu wściekłość, a za chwilę próbowałem daremnie zrozumieć, dlaczego. A wszystkie tęsknoty, jakie mnie nachodziły, wydawały mi się tęsknotami nienawidzącymi. I nie świata, ludzi, życia, lecz samego siebie. Czy zresztą jakakolwiek tęsknota nie jest skierowana do siebie, za sobą?

[Wiesław Myśliwski, Ostatnie rozdanie]

 

Poprzedni

Linoskoczkiem w piękny rejs, czyli „Vertical” Rafała Kosika

Następne

Podtrzymując rewolucję, czyli (nie)postanowienia na rok 2023

11 komentarzy

  1. Można żyć bez egzemplarzy recenzyjnych (albo prawie bez), chociaż słupki to wtedy słabiutkie. Ale nie o słupki nam chodzi, chyba 😀

  2. Luiza

    Podobno dużo więcej osób „przeniosło się” do TikToka (BookToka?) i na Instagram, względnie YouTube – w dużej mierze chyba dlatego, że tam krótko, lakonicznie, a zatem szybko 😉

    Z egzemplarzami recenzenckimi największym problemem jest niejednokrotnie proponowanie przez wydawców książek, które niekoniecznie są w sferze zainteresowań recenzenta.
    Po powrocie do regularnego pisania zdecydowałam, że jeśli wydawnictwo proponuje jakąś książkę, to wybieram tylko to, co mnie zainteresuje w jakiś sposób (niestety zdarza się mimo to, że bywam rozczarowana) – bo wolę stracić możliwość współpracy z wydawnictwem z powodu odrzucania ich propozycji, niż czytać to, co mnie nie interesuje i zabiera mi cenne chwile na lepsze książki. Innymi słowy – (ostra?) selekcja propozycji od wydawnictw.

    Nota bene, od dłuższego czasu nie do końca rozumiem nazywanie (w różnych mediach) komiksów powieściami graficznymi. Wydawało mi się, że czasy, gdy komiksy były „piętnowane” i uważane za „coś gorszego”, minęły.

    Pożywnego i owocnego nowego roku!

    • pozeracz

      Tak, TikTok i Instagram to teraz zdecydowanie kierunki najważniejsze, jeśli chodzi o słupki. Choć zwłaszcza na Instagramie rządzą akurat książki, z którymi mi raczej nie po drodze. Każda platforma ma coś w sobie, ale zdecydowanie nie są to pogłębione analizy 😉

      Co do egzemplarzy recenzenckich, to do mnie sam z siebie mało kto się zwracał (a po zeszłym roku to już w ogóle). Swego czasu dostawałem wszystko od Pauzy i teraz Drzazgi mi podsyłały, ale poza tym to głównie ja pisałem po prośbie – także selekcję miałem jak gdyby na poziomie wejściowym. Problem w tym, że za dużo wychodzi kuszących nowości – nawet tylko od tych wydawnictw, które uległy mym pokusom.

      Co do powieści graficznych i komiksów… Nie wiem, czy ten stygmat zniknął. Wydaje mi się, że sporo osób nadal z komiksem kojarzy raczej komiks superbohaterski. Ale na pewno to po części też zabieg marketingowy – coś jak ze „speculative fiction” na rynku anglojęzycznym.

  3. Ja też zrezygnowałam z większości współprac. W zasadzie została mi jedna stała współpraca z jednym wydawnictwem + od czasu do czasu, jak napisze jakiś autor, a książka mnie ciekawi, to mogę przytulić. 😉
    Może słupki nie są przez to najlepsze, ale co mi tam, ja mam się dobrze bawić. 😀

    • pozeracz

      Ja bym się nie obraził, gdybym mógł sobie co chcę wybrać od MAGa, ale po kilku maila bez odpowiedzi machnąłem ręką i od czasu do czasu sam sobie kupuję to, co mnie od nich interesuje, ale złośliwie często w oryginale 😛

  4. Wydaje mi się, że taka regularna współpraca wymaga niemałej dyscypliny, którą w dłuższej perspektywie czasowej (szczególnie, gdy ma się jeszcze życie prywatne, w którym zdarzają się różnorakie psikusy) trudno jest utrzymać. No i wg mnie takie nakładanie na siebie presji terminów prowadzi do szybszego wypalenia się – to, co miało być hobby, przyjemnością, pasją przechodzi w obowiązek, z którego łatwiej jest zrezygnować.

    • pozeracz

      Dyscypliny mi nie brakowało… Albo inaczej: wiem, ile jestem w stanie „zrobić” na biężąco i nie przyjmowałem zbyt wielu egzemplarzy na raz. Bardziej chodziło o to, że robiłem to aż za dobrze i mało czasu zostawało na te nierecenzenckie.

      Ale masz rację – ułatwia to rezygnację.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén