W zamierzchłych czasach recenzowałem na tym blogu początki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, a we wstępie do pierwszego tekstu wspomniałem o swych przygodach z wydawnictwem TM-Semic. Jednak, podobnie jak i dziś, superbohaterski świat dwudzielnym jest – prócz Marvela, jest i DC Comics. To właśnie w tej drugiej grupie znaleźć można tego, który najbardziej z pierwszoplanowych się wyróżnia, nie mutanta, nie obcego, nie obdarzonego magicznymi mocami, a (nie)zwykłego człowieka. Batman, mściciel z Gotham, pod tym kątem jest wyjątkowy, a Powrót Mrocznego Rycerza to jeden z ważniejszych komiksów w historii tej postaci.
W niedalekiej przyszłości Gotham uległo jeszcze większemu zepsuciu niż zwykle. Mroczny Rycerz od dziesięciu lat jest na emeryturze, nie do końca z własnej woli i coraz mniej z tego faktu zadowolony, eufemistycznie rzecz ujmując. Działania gangu Mutantów i rosnąca frustracja zmuszają go do działania, lecz by zmierzyć się z nowym pokoleniem przestępców będzie musiał się dopasować do ich poziomu przemocy. Wkrótce okazuje się, że do gangów dołączą starzy wrogowie Batmana, jeszcze bardziej wykrzywieni przez lata odsiadki. Czy pomocą okaże się nowa Robin? I co na to wszystko pewien przybysz z Kryptona?
Wiem, że pewnie odrzucam całą tonę ciekawych historii związanych z innymi bohaterami, ale dla mnie to Batman był tym, który mierzył się z najpoważniejszymi, „ludzkimi” problemami. To Bruce uzależnił się od zwiększającego siłę narkotyku, gdy nie mógł pogodzić się ze śmiercią dziewczynki. To on miał przetrącony kręgosłup i nie mógł sobie poradzić z poczuciem winy po śmierci Robina. Powrót Mrocznego Rycerza nie ma żadnego tak dramatycznego wątku, ale ma kilka poważniejszych tropów rozsianych po całości fabuły. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z człowiekiem nie umiejącym pozostać na bocznym torze. Zachowanie Bruce’a można interpretować jako powrót sprawiedliwego, który nie potrafi znieść tego, co się dzieje z jego miastem, ale też można w nim widzieć manię podstarzałego wojownika, który na nowoczesną brutalność chce odpowiedzieć jeszcze większą brutalnością. Ogólnie i z szerszej perspektywy jest to też opowieść o świecie, który popędził na przód, i tym, czy warto za nim gonić.
Wraz z tymi dylematami wraca też częsta w późniejszych komiksach oraz w filmach z ostatnich dziesięciu (z hakiem lat), czyli moralności czynów Batmana. Jak daleko można posunąć się, żeby zatrzymać przestępców? Ilu policjantom połamać kości? Czy w pompie manie stróżów prawa nie pogłębia tylko chaosu? Czy brutalne postępowanie nie nakręca tylko spirali przemocy? Co ciekawe, dylematy te są pozostawione czytelnikowi, gdyż decyzję podejmuje na samym początku i trzyma się jej kurczowo. Ciekawy są też elementy satyryczne w formie telewizyjnych „gadających głów”. W regularnie powracających przerywnikach Miller daje głos ekspertom przeróżnej maści i autoramentu, nie do końca subtelnie obśmiewając i wyolbrzymiając pełną gamę stanowisk. Widząc jakim indywiduom i dziś oddaje się głos w telewizji, nie sposób się nie zaśmiać (aczkolwiek ze smutkiem).
Nadal nie uważam się za speca od stylistyki graficznej (i pewnie nigdy za takiego nie będę się miał), ale znalazłem ciekawy artykuł, który pozwoli mi się pomądrzyć pośrednio. Niejaki H.W. Thurston w artykule napisanym dla The Comics Journal wziął na warsztat Powrót Mrocznego Rycerza, by pokazać dlaczego jest tak ważny. Mnie jednak najbardziej zainteresowała część poświęcona kolorom i ją tu króciutko zreferuję. Otóż za sprawą kolorystki, Lynn Varley, w komiksie znalazła się prosta, ale znacząca symbolika kolorystyczna właśnie. Otóż Kostium Batmana składa się w tym wydaniu z czterech podstawowych kolorów: niebieskiego, czarnego, żółtego i szarego. Właśnie te kolory służą jako tła dymków głównych bohaterów: Clark Kent myśli na niebiesko, porucznik Gordon w czarni (i bieli), Robin w żółtym, a łączący ich wszystkich Bruce Wayne w szarym. Te asocjacje kolorystyczne sugerują, że te postacie to cztery różne aspekty osobowości i motywacji Batmana, a jednocześnie różne odpowiedzi na wspomniany wcześniej dylemat stosowania przemocy. I tu skończę tłumaczone parafrazowanie – jeśli tylko znacie angielski, zachęcam do lektury całego artykułu.
Powrót Mrocznego Rycerza to kolejny z (około) superbohaterskich komiksów, który można próbować podsunąć osobom zazwyczaj od takich wydawnictw stroniących. Jest to opowieść o uporze, przemocy i moralnych odcieniach odpowiedzi na tę przemoc. Nie brak niej też humoru (czarnego) oraz komiksowych smaczków.
I want you to remember, Clark. In all the years to come, in your most private moments, I want you to remember, my hand, at your throat, I want you to remember, the one man who beat you.
Luiza
Tak, jak do szkół jeszcze chodziłam, to komiksy DC Comics były wydawane wpierw przez TM-Semic (poza Marvelami), a później przez Egmont.
Masz rację, Batman może być dobry na początek przygód z komiksami o superbohaterach. Ja bym jeszcze dodała mojego ulubionego superbohatera – Spider-mana xD
pozeracz
Ale czy TM-Semic nie wydawał też właśnie Spidermana?
Ambrose
Kino czy komiks superbohaterski w ogóle do mnie nie przemawia, ale akurat Batmana cenię i szanuję, i ma to związek z tym, o czym wspomniałeś we wstępie. Tzn. Bruce nie jest obdarzony żadnymi supermocami , co czyni go na wskroś ludzkim herosem 😉
pozeracz
No właśnie… Trochę inaczej się patrzy nawet na teoretycznie te same problemy, ale doświadczane przez „zwykłego” człowieka a np. obdarzonego supermocami. Choć mi po części psuje całość fakt, że Bruce Wayne jest milionerem i tak w zasadzie w pewnej mierze walczy w problemami, które sam tworzy 😉