Ze względu na me ograniczone doświadczenia z literaturą afrykańską na liście swych (nie)postanowień mam odpowiednią pozycję. Los zaś dziwnie się jakoś tak układa, że duża część mych wojaży w te strony z Nigerią się wiąże. Swego czasu zachwyciła mnie Połówka żółtego słońca, której fabuła koncentrowała się wokół wojny biafrańskiej, a dziś recenzuję nowelę autorki, której rodzice zostali na stałe w USA właśnie ze względu na tę wojnę. Nnedi Orokafor mieszka i pracuje w USA, ale jej twórczość bardzo mocno z jej korzeniami jest związana. Doskonałym dowodem na to jest właśnie Binti.
Plemię Himba to lud wierny swojemu miejscu na Ziemi. Opuszczenie ojczyzny postrzegane jest za zdradę i dla większości Himbów jest nie do pomyślenia. Binti, najbardziej utalentowana harmonizatorka, ma zamiar dopuścić się tego czynu, lecz ma ku temu najlepszy z powodów. Utalentowana dziewczyna została bowiem przyjęta na Uniwersytet Oomza, najlepszą uczelnię w galaktyce. Nim jednak zacznie pobierać nauki w tym wspaniałym przybytku musi wymknąć się z domu i odbyć pierwszą w życiu podróż kosmiczną. W dodatku trasa przechodzi przez terytorium zamieszkałe przez Meduzy, które mają krwawy zatarg z pracownikami uniwersytetu.
Binti to nowela, która zawiera niemal tyle samo ciekawych pomysłów, co problemów z fabułą. Główną zaletą opowieści spisanej przez Okorafor jest kreatywne wplecenie w nią plemienia Himba, jego zwyczajów i wierzeń. Wizje przyszłości są najczęściej wysoko stechnicyzowane i skupiają się raczej na rozroście korporacji lub też różnych uniach geopolitycznych. Narodowości zanikają, a o plemionach nikt raczej nie wspomina. Interesująca jest długowieczność tradycji Himbów oraz fakt, że upływ czasu nie zmienił sardonicznego podejścia do nich. Znamienna jest scena, w której przedstawicielki fikcyjnego (acz bardzo arabskiego) plemienia Khoush zaczepiają Binti i podśmiewają się z jej włosów oraz smarowania się otizje (mieszanka tłuszczu z krowiego mleka, ekstraktu z roślin, popiołu i ceglasto-czerwonej ochry, która ma m.in. chronić przed słońcem). Autorka nie tylko daje więc czytelnikowi okazję do poznania ludu Himba, ale i pozwala przyjrzeć się własnym poglądom na egzotyczną plemienność. Wystarczy zaś przypomnieć sobie komentarze przed i po meczu Polaków z Senegalem, by przekonać się, że dla wielu to nadal duży problem. Ale to tak na marginesie.
Okorafor jednak nie poprzestaje na ziemskiej obcości. Ważną rolę w fabule odgrywa rasa kosmicznych Meduz, które pochodzą z planety pozbawionej wody, ale woda jest dla nich bogiem, gdyż sami zrodzeni z wody zostali wieki temu. W Binti odgrywają rolę terrorystów – przez większość postrzegani są jako brutalni i bezlitośni, ale Okorafor ma dla nich inne zadanie. Interakcje pomiędzy główną bohaterką a obcymi wypadają wiarygodnie, choć prawdziwej obcości nie ma w nich aż tak wiele. Ciekawie prezentują się też organiczne statki kosmiczne, hodowane specjalnie ku temu celowi. Jest też koncepcja „drzewienia” (ang. treeing), czyli matematycznego stanu zen, w który wprowadza się protagonistka w chwilach stresu. Mimo krótkiej formy autorce udało się przemycić całkiem sporo elementów światotwórczych. Są tu edany, artefakty z jakiejś zaawansowanej/zapomnianej przeszłości, co sugeruje jakąś apokalipsę. Na galaktycznym uniwersytecie tylko niewielki ułamek stanowią przedstawiciele rasy ludzkiej. Inny słowy: jest nieco niedosytu i ułamkowości, ale i jest co rozwijać (wydane zostały jeszcze dwie części w serii, obie już raczej powieściowej długości).
Wszystkie te pozytywy są jednak częściowo przyćmione przez logiczne luki w fabule. Większość z nich wymaga wskoczenia w środek historii, więc by nie psuć Wam potencjalnej zabawy, spoilerowe rozmazanie w kluczowych momentach zastosowanym zostanie. Najpoważniejsze zastrzeżenie dotyczy, niestety, głównej wolty fabularnej.
Binti to oryginalna opowieść, która jednak nie budzi pełnego zachwytu ze względu na luki w fabule. Brak konsekwencji psychologicznych czy wręcz prawnych pewnych działań sprawia, że czytelnikowi trudno w pełni zawierzyć tej historii. Szkoda tym większa, że Nnedi Okorafor stworzyła ciekawy świat z dużą dozą oryginalności i intrygującą protagonistką. Dla mnie jest to obiecujący początek, który ma duże szanse na dużo lepsze rozwinięcie. Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego nowela ta zdobyła i Hugo, i Nebulę. I w swym zdziwieniu sam nie jestem.
No Himba has ever gone to Oomza Uni. So me being the only one on the ship was not that surprising. However, just because something isn’t surprising doesn’t mean it’s easy to deal with.
Ambrose
Ha, przeczytałem Twój tekst z ogromnym zainteresowaniem, bowiem całkiem niedawno poznałem twórczość Nnedi Okorafor. Tyle, że mój wybór padł na „Lagunę„, powieść wydaną w ramach MAG-owskiej Uczty Wyobraźni. Ale czytając Twoje odczucia po lekturze opowiadania „Binti”, odniosłem wrażenie, jakbym słuchał swoich myśli, bo zapoznaniu się z „Laguną”. Z jednej strony podziw dla pomysłowości autorki, z drugiej całkiem spory niedosyt z racji niewykorzystanego potencjału, dziwnych, fabularnych uproszczeń oraz logicznych zgrzytów w snutej historii. Trochę szkoda, że pisarka zdaje się cały czas powielać te same błędy.
pozeracz
Rzeczywiście, wiele z przemyśleń można skutecznie odnieść do obu książek. Z mojej perspektywy „szkoda” wiąże się też z tym, że miałem nadzieję, że część z tych wpadek powiązana była z ograniczeniem formy, ale „Laguna” to już powieść pełnowymiarowa.