"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Epistolarny trójkąt nierównoboczny, czyli „Boli tylko, gdy się śmieję” Lipskiej, Lema i Lema

Na blogu i w komentarzach zostawianych tu i ówdzie wspominałem nie raz i nie trzynaście razy o tym, że do biografii mnie nie ciągnie. Wynika to z tego, że nie przepadam za zaglądaniem w autorskie życia. Mam jednak od tego wyjątek dwudzielny. Pierwszą składową są listy, a drugą jest Lem. Listy uznaję za coś, czymś autor podzielił się celowo, a Lem to… Lem. Boli tylko, gdy się śmieję to połączenie obu tych wyłączeń odpowiedzialności, więc konieczność przeczytania była niezaprzeczalna.

boli tylko

Wydawnictwo Literackie zebrało w tej książce listy Ewy Lipskiej i Stanisława Lema z lat 1983, listy Ewy Lipskiej i Tomasza Lema związane ze studiowaniem tego drugiego w USA, a także trzy rozmowy poetki i pisarza opublikowane swego czasu w Gazecie Wyborczej. Osoby Stanisława Lema nikomu przedstawiać nie trzeba (mogę jedynie odesłać do jego biografii), ale kilka słów poświęcę dwóm pozostałym osobom. Ewę Lipską na pewno kojarzą czytelniczki i czytelnicy poezję słabością darzący, ale dla pozostałych w skrócie: jest to jedna z najbardziej utytułowanych poetek polskich, która nie tylko ma koncie wiele nominacji do nagrody Nike, ale też pełniła wiele funkcji ważnych dla rodzimej kultury. Tomasz Lem jest zaś nie tylko synem Stanisława, ale też absolwentem fizyki na Princeton, ale też tłumaczem i autorem książki Awantury na tle powszechnego ciążenia.

W przypadku tej książki pozwolę sobie na pewną swobodę recenzencką. Boli tylko, gdy się śmieję jest bowiem cudnie wydane, ale ciężkie do recenzowania – ograniczę się więc do kilku słów ogólnego komentarza, a potem pozwolę przemówić cytatom. Podobnie jak w przypadku listów Mrożka i Lema, myślą przewodnią towarzyszącą lekturze jest: „Jakże oni pięknie piszą„. Początkowa nieśmiałość na linii Lipska-Lem szybko ustępuje zaufaniu, trosce i cudnemu słowotwórstwu. Stanisław Lem znany jest z zamiłowania do wykręcania słów na lewo i na prawo ku świetnym skutkom, a w listach Ewy Lipskiej czuć jej poetycki kunszt. Czasem widać go bezpośrednio w postaci okazjonalnych wierszy, ale co ciekawe – liryczne tendencje ukazuje i pisarz. W korespondencji tych dwóch zawarta jest nie tylko proza życia (niedobory PRL-u czy poważne perypetie zdrowotne Lema), ale i próby oporu wobec jej szarości. Są nawiązania do konkretnych postaci, jest nawet jeden list pocięty przez cenzurę.

boli tylko

Panorama Wiednia, źródło: unsplash.com

Niestety, takimi zachwytami nie da się obdzielić listów Tomasza Lema. Dysonans spowodowany jest nie tylko różnicą w kunszcie językowym, ale też samą treścią korespondencji. Studiowanie na Uniwersytecie Princeton, w kolebce imperialistycznego zepsucia, dla kogoś wychowanego w bloku wschodnim musiało być nie lada szokiem, a dla czytelnikiem źródłem ciekawej perspektywy. Niestety, listy skupiają się na stresach Lema młodszego związanych z egzaminami i kwestiach organizacyjnych. Szkoda, że nie zdecydowano się opublikować (lub nie zachowały się) listy z pierwszych dni Tomasza w USA. Na całe szczęście zamykająca książkę trójca rozmów pozwala zakończyć lekturę na refleksji nad obserwacjami Stanisława Lema tyczącymi się ówczesnej i współczesnej sytuacji w Polsce i nie tylko. Wszystko to zaś jest starannie wydane i opatrzone solidną porcją zdjęć osobowych i epistolograficznych.

A teraz cud miód i maliny, czyli cytaty…

Małżonko miła, twoje li to
Pod obcas wlazło mi jelito?

Inna rzecz, że czasy (XIV wiek) były koszmarne, tyle że inaczej całkiem niż obecne. Inne g., inne muchy, ale woń podobna.

Jak zapytałam potem przejeżdżającego przez Kraków poetę Różewicza, co to jest paradygmat, odpowiedział, że rodzaj reumatyzmu, i zaraz potem pytał z niepokojem, jak często to miewam… Jak więc Państwo widzicie, chodzenie na doktoraty jest niebezpieczne dla zdrowia.

Pani zna naszego pieseczka Protona. Zwany Tupciem, kocha i mnie, tylko lubi wskoczyć mi na tapczan i nieco go oszczać, co żona moja uważa za incydenty przez rzadkość bezistotne.

Drogi Panie Stanisławie, jeżeli tylko Najwyższy Urząd Paszportowy pracujący na nienagannej licencji będzie łaskaw mojej uniżonej suwerenności i niezależnej człekokształtności wręczy dokumencik przekraczalności granic, bezgraniczny ten odruch czułości spowoduje, że to my przyjedziemy do Państwa.

Trudno się nie zachwycać, prawda? Boli tylko, gdy się śmieję to książka warta zakupu mimo wspomnianego dysonansu związanego z listami Tomasza Lema. Lepiej byłoby chyba z nich zrezygnować, ale przecież ich obecność nie umniejsza w żaden sposób radości z obcowania z Ewą Lipską i Stanisławem Lemem w ich korespondencyjnej swawoli językowej.


Dziękuję wydawnictwo za egzemplarz do recenzji

boli tylko logo

Poprzedni

Gdzie jednooki królem jest, czyli o motywie ślepoty w literaturze

Następne

Fikcja w fikcji, czyli o książkach… nieistniejących

2 komentarze

  1. Dorobek pana Staszka znam w stopniu znacznym i cały czas planuję powrót do wybranych tytułów, ale jeśli chodzi o jego płody epistolograficzne, to noga ze mnie zupełna. Nie czytałem żadnej jego korespondencji, ale chyba będę musiał się przełamać i poznać Lema od strony bardziej prywatnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén