"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Kategoria: Książki Strona 78 z 89

Więcej wojny niż gwiazd, czyli „Star Wars. Dług życia” Chucka Wendiga

Zaiste bardzo wiele Mocy potrzeba, by nie zacząć wpisu poświęconemu czemukolwiek związanemu ze Star Wars od jakiejś wariacji „Dawno temu w…” albo też nie zabawić się w składniowego Yodę. Unikając tej pułapki, stwierdzę więc po prostu: nieco ponad rok temu recenzowałem całkiem pozytywnie pierwszą część trylogii Chucka Wendiga. Opowieść o tym, co działo się bezpośrednio po zniszczeniu drugiej Gwiazdy Śmierci wypadła dynamicznie, a nowe postaci ciekawie. Czytelnicza pomroczność jasna sprawiła zaś, że niemal przegapiłem premierę tomu drugiego. Co się odwlecze, to nie uciecze – przekonajmy się, czy kontynuacja wypada równie dobrze. Oto Dług życia.

dług życia okładka

Polityczne emocje, czyli „Cień w środku lata” Daniela Abrahama

Przy okazji recenzji Przebudzenia Lewiatana wspominałem społecznościowo o seriach napoczętych przez polskich wydawców. Daniel Abraham na wyjątkowego pecha do takowych perypetii. Oprócz wspomnianej space opery, ma na koncie jeszcze Smoczą drogę oraz Cień w środku lata. Tę pierwszą czytałem czas jakiś temu, a ta druga czekała w odmętach stosu odłożonych na później. Po chwili refleksji uznałem, że trudno będzie o lepszy moment, by po nią sięgnąć.

cień w środku lata

Fokus idealista i jego świat, czyli „Hel 3” Jarosława Grzędowicza

Pan Lodowego Ogrodu to rodzima seria fantastyczna, która popularnością ustępuje chyba tylko Wiedźminowi. Pamiętam masowe wyczekiwanie na ostatni tom i nerwy towarzyszące przekładaniu daty jego premiery. I tu należy poczynić pewne zastrzeżenia: ekscytacja ta nie była moim udziałem. O ile bardzo mi się podobały opowiadania Grzędowicza, to w przypadku przygód Vuko entuzjazm opadł prędko po pierwszym tomie. Do Hel 3 podchodziłem więc z heterogeniczną mieszaniną nadziei i niepokoju.

hel 3 okładka

Bliskie trójkąty trzeciego stopnia, czyli „Przebudzenie Lewiatana” Jamesa S.A. Corey’a

Space opera to podgatunek science-fiction, którego nazwa wzięła się z… pejoratywnego porównania z operami mydlanymi, które wtedy (lata 40-te zeszłego wieku) zaczęły dominowały w amerykańskim radio. Z kolei „mydlana” część wzięła się stąd, że wiele z tych słuchowisk sponsorowanych było przez producentów mydła. Wracając jednak do sedna – space opera kojarzy mi się z bardzo odległą przyszłością, ludzkością wędrująca między gwiazdami albo też z zupełnie innymi światami. SF bliskiego zasięgu to zaś raczej rozgrywki na powierzchni planet. Dość jednak mym skojarzeniom, dość gatunkowym ciekawostkom – próbuję po prostu odwlec moment przyznania się do tego, że wpadłem w sidła kolejnej długiej serii. Oto Przebudzenie Lewiatana.

przebudzenie lewiatana okładka

Ballada o zapomnianym Johnie, czyli „Do androids dream of electric sheep?” Philipa K. Dicka

Od mojego pierwszego czytania tego powieści Philipa K. Dicka minęło około osiemnastu lat, więc uznałem, że dojrzałem do czytania drugiego. Moja dickowska inicjacja zostawiła po sobie wrażenie bardzo pozytywne, choć głównym odczuciem było zagubienie. Były to początki mojej przygody z science-fiction w ogóle i jedna ważniejszych książek mej czytelniczej inicjacji. Takie powroty po latach bywają ryzykowne, ale wszelkie me obawy zniknęły już po pierwszych stronach.

Strona 78 z 89

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén