Przy okazji recenzji Przebudzenia Lewiatana wspominałem społecznościowo o seriach napoczętych przez polskich wydawców. Daniel Abraham na wyjątkowego pecha do takowych perypetii. Oprócz wspomnianej space opery, ma na koncie jeszcze Smoczą drogę oraz Cień w środku lata. Tę pierwszą czytałem czas jakiś temu, a ta druga czekała w odmętach stosu odłożonych na później. Po chwili refleksji uznałem, że trudno będzie o lepszy moment, by po nią sięgnąć.
Co prawda państwo-miasto Saraykeht rządzone jest przez khaia i to on dzierży w nim władzę absolutną, lecz bez poety i zniewolonego przez niego andata całe jego bogactwo by przepadło. Tylko odpowiednio przeszkoleni i utalentowani poeci są w stanie ujarzmić potężne pół-bóstwa i nadać im ludzką formę. Z kolei Ci boscy niewolnicy utrzymują z dala Letnich Miast groźbę wojny, gdyż wynik każdego starcia byłby z góry przesądzony. Potężnej militarnie krainie Galt pozostają spiski i działanie za kulisami. Na ich korzyść działa marny stan Heshaia, aktualnego poety, którego tragedia z przeszłości pcha na skraj rozpaczy oraz w objęcia alkoholu i miękkiej dzielnicy. Jeśli powiedzie się plan narzucony Marchatowi przez przełożonych, Saraykeht znajdzie na skraju upadku.
Cień w środku lata to bardzo oryginalne podejście do fantasy, co wzbudza podziw tym bardziej, że to debiut Abrahama. Nie ma tu żadnych fantastycznych stworzeń, jedyną formą magii jest wiązanie andatów przez poetów, a główną krainę można porównać jedynie pośrednio z izolacjonistycznymi państwami Dalekiego Wschodu. Do tego porównania pasuje też ukazany na początku powieści rygorystyczny proce szkolenia poetów, który przywodzi na myśl surowe szkolenia w szkołach sztuk walki, oraz nacisk kładziony na gesty i hierarchiczność relacji między postaciami. Zaś sam pomysł zniewolenia istoty będącej połączeniem idei i bóstwa jest bardzo ciekawy, ale zdecydowanie zabrakło wyjaśnienia, jak to w ogóle się dzieje. Gdy już ktoś o tym wspomina, to w okrągłe słowa zastępują konkrety.
Ciekawe bez zastrzeżeń jest natomiast to, że fabuła skupia się na polityce, dworskich intrygach i relacjach międzyludzkich. Konflikt militarny jest tu realnym acz bardzo odległym zagrożeniem, a scen akcji jest jak na lekarstwo. Nie oznacza to jednak braku emocji czy napięcia. Jednak przez to ostrożne dawkowanie nieliczne sceny przemocy zyskują na intensywności i nadają wagę scenom. Najwięcej napięcia zaś czai się we wspomnianych więzach między postaciami. Zwłaszcza związek poety i Beznasiennego (tak zwie się andat) cechuje się wysokim poziomem psychologicznego okrucieństwa. W dodatku te podłości mają solidne uzasadnienie fabularne. Autor całkiem nieźle poradził sobie też z oddaniem bardziej subtelnych uczuć. Miłość, lojalność, zdrada i pogodzenie z powinnościami zostają przedstawione z wyczuciem.
Jak łatwo można się domyśleć – to emocjonalne bogactwo nie byłoby możliwe bez dobrze napisanych postaci. Co prawda niektóre z nich można wpisać w znane klisze, lecz nawet w tych przypadkach jest jakiś pozytywny wyróżnik. Czasem jest to jakaś cecha odchodząca od zgranego motywu, a czasem zachodząca w postaci zmiana. Doskonałym przykładem jest tu wspomniana już para andata i poety. Ten drugi pasuje jak ulał do motywu rozczarowującego mistrza, a pierwszy do archetypu trickstera. Jednak ich tragiczne powiązanie oraz swoisty trójkąt emocjonalny Maatim, młodym uczniem poety i potencjalnym przyszłym panem Beznasiennego, pozwalają wszystkim tym postaciom wykroczyć poza schematy.
Niedomówieniem byłoby stwierdzenie, że Cień w środku lata to udany debiut – jest to po prostu dobra powieść. Oryginalne podejście do fantasy z dużym naciskiem na politykę i emocje oraz dobrze napisane postacie sprawiają, że jest książce tej warto poświęcić czas. Drobne braki w kreacji świata oraz pojedyncze wpadki tłumaczeniowe (pomylone rodzaje gramatyczne w jednym dialogu oraz jedna z wyraźna kalka językowa) nieco zaburzają efekt końcowy, ale to w zasadzie drobiazgi nie psujące efektu końcowego. Jeśli kolejne tomy trzymają taki sam poziom, to wielka szkoda, że nie doczekały się wydania w Polsce.
Pięknymi czyniła ich młodość. Ruchy mięśni pod skórą były subtelniejsze i bardziej ponętne niż najpiękniejsze szaty khaiem, może dlatego, że nikt się nad tym nie rozwodził. Amat zastanawiała się, ilu z nich się domyśla, że demonstrują swoją seksualność starej kobiecie, która tylko sprawia wrażenie, że przez chwilę odpoczywa po drodze na służbowe spotkanie.
Prawdopodobnie wszyscy. Próżne, śliczne stworzenia. Westchnęła i poszła dalej.
Ambrose
Ha, takie podejście do czytelniczych serii to wręcz zbrodnia na czytelniku, który włada tylko j. ojczystym. Szkoda, że obecnie tak wiele sprowadza się do cyferek i złotówek – jeśli popyt na 1. tom nie jest odpowiedni, to wydawca nie trudzi się z kupowaniem praw do publikacji kolejnych.
pozeracz
Nie jest to prosty i szkoda, że możemy się opierać wyłącznie na przypuszczeniach. Z jednej strony mam sporo zrozumienia dla wydawców fantastyki: ich sytuacja rynkowa jest na tyle niepewna, że trudno od nich oczekiwać inwestowania z tłumaczenie kilku kolejnych tomów, czegoś, co od samego początku nie przynosi zysków. Z drugiej strony chciałby, by czasem szli na takie ryzyko, gdyż sporo osób ostrożnie podchodzi właśnie do niedokończonych cykli. I cykl się zamyka.
Dominika Fijał
Nie cierpię takich sytuacji. Zwłaszcza, że należę do osób, które nie zostawiają książek niedoczytanych. Poznanie pierwszego tomu z serii, to często wprowadzenie do świata przedstawionego i bolesne jest, kiedy nie można się dowiedzieć, w jaki sposób będzie się rozwijała historia.
pozeracz
W tym przypadku akurat książka stanowi zamkniętą całość i choć można się domyślać, o czym będą tomy kolejne, to nie ma tu żadnego bolesnego cliff-hangera. Jednak przeważnie wystarczy sama świadomość tego, że są kolejne tomy opowiadające o postaciach/świecie, które się polubiło, i że tomy te są poza zasięgiem.
Bookendorfina
Właśnie ta świadomość, że dalsza historia czeka aż ją odkryjemy, a my nie mamy możliwości się do niej zbliżyć, powoduje, że odczuwamy niepełne spełnienie, zwłaszcza jeśli pierwszy tom spotkał się z naszym uznaniem. Z Twojego opisu książki wnioskuję, że spodobałaby mi się ta przygoda czytelnicza. 🙂
Bookendorfina
pozeracz
Odpowiadam po miesiącu, ale lepiej późno niż wcale, czyż nie? Zgadzam się z tym, że spełnienie wtedy nieosiągalne jest. Mam to szczęście, że po angielsku czytam, ale w przeciwnym wypadku na pewno mocno bym się frustrował.