O ile western jako gatunek filmowy zdobył w Polsce pewną popularność w zeszłym stuleciu, to literacka odmiana opowieści o Dzikim Zachodzie nie zyskała nad Wisłą większego uznania. Popularne były powieści przygodowe skupiające się na Indianach, ale o kowbojach raczej nie czytano. Od niedawna wyjątkiem staje się Cormac McCarthy, jest to jednak dość świeży trend. Na ciekawy eksperyment zdecydował się natomiast Joe Abercrombie (znany z Bohaterów i Zemsta najlepiej smakuje na zimno), który stworzył historię iście westernową, lecz osadził ją w stworzonym przez siebie świecie. Oto więc i Czerwona kraina.
Życie w Bliskiej Krainie nie należy do łatwych. Klimat niezbyt przyjazny, ziemia trudna w uprawie, a gorączka złota ściąga tam osobniki przeróżnego autoramentu. Płoszka jednak nie ma w zwyczaju narzekać – zwłaszcza, że zostawiła za sobą dużo gorsze życie. Szybko jednak nadchodzi koniec tego spokoju, ktoś porywa bowiem jej rodzeństwo. Spalone gospodarstwo musi zostać porzucone, a ona, wraz ze swoim ojczymem, Owcą, rusza tropem porywaczy. Owca to rosły typ, którego zachowanie zdawałoby się iść w parze z pseudonimem. W tym świecie jednak każdy zdaje się mieć ciążącą mu przeszłość i niejeden mroczny sekret. Zaczyna się więc wyprawa w okrutną krainę pełną bezwzględnych ludzi.
Abercrombie stworzył powieść bogatą w wyraźnie zarysowane postaci. Płoszka to zaradna kobieta, która sympatię innych zdobywa nie urodą, lecz nieustępliwością i pracowitością. Jest przy tym jednak bardzo przekorna, co często sprowadza jej na głowę kłopoty. Owca sprawia wrażenie nieszkodliwego, lecz w jego przeszłości czai się bardzo mało jasnych chwil, a przy tym zrobi on wszystko, by dotrzymać ostatniej ze swych obietnic. I biada temu, kto stanie mu na drodze. Autor poświęca uwagę nie tylko głównym bohaterom, lecz pochyla się także nad losami, ambicjami i słabościami wielu mniej ważnych postaci. Takie fragmenty nie posuwają być może fabuły do przodu, lecz stanowią ciekawe jej uzupełnienie oraz trafnie podkreślają marność człowieczego żywota. Język, którym posługują się bohaterowie jest dosadny oraz niepozbawiony wulgaryzmów. Można mieć jednak do niego pewne zastrzeżenie – czasem bowiem odnosi się wrażenie, że ambicją postaci jest wygłoszenie jak największej ilości ważkich sentencji. Na szczęście w dialogach nie brakuje też czarnego humoru i odpowiednio dawkowanego sarkazmu.

Nowe okładki MAGa niczego sobie…
Czerwona kraina świetnie natomiast wyszło autorowi oddanie klimatu westernowego. Miłośnik kina tego typu dostrzeże na pewno wiele odniesień i ukłonów w stronę klasyków, lecz i osoba znająca gatunek jedynie pobieżnie dostrzeże tu podobieństwa. A te zaczynają się od geografii – nie dość, że krajobraz przypomina znane z filmów prerie, to nie zabrakło tu też „miejscowej” odmiany Indian. Duchy to rdzenni mieszkańcy, w krwawy sposób walczący z osadnikami, których ściągnęła wizja znalezienia złota. Rolę skalpów zaś odgrywają uszy. Jest tu też pościg z wozem w roli głównej, stada krów do przepędzenia oraz doświadczony przewodnik z towarzyszącą mu uciekinierką z plemienia Duchów. Jakby jeszcze tego było mało, to w pewnym momencie pojawia się i broń palna. Ten ostatni element sprawia jednak wrażenie dodanego na siłę i bez uzasadnienia fabularnego – klimat powieści nie straciłby nic bez tego motywu.
Do tego wszystkiego Abercrombie dołożył ciekawą fabułę opartą na konflikcie zemsty i zmiany. Ważna jest tu bowiem nieformalna linia podziału na postaci, które nie potrafią zerwać ze swoją przeszłością oraz te, które chcą coś w swoim życiu zmienić. Sama fabuła z początku posuwa się do przodu dość leniwie, ale dzięki temu czytelnicy mogą lepiej poznać bohaterów. Później akcja rozwija się już sprawnie, a autor skutecznie buduje napięcie nawet w momentach pewnego przestoju. Nie brak efektownych scen, krwawych pojedynków oraz dramatycznych momentów. Drobne wątpliwości może budzić zakończenie, które zdaje się nie do końca iść w parze z wydźwiękiem reszty Czerwonej krainy. Może to być jednak kwestia subiektywnych oczekiwań i nie każdy czytelnik tak ją odbierze.
Czerwona kraina to nie tylko doskonały western książkowy, to po prostu dobra powieść. Bohaterowie mają, co prawda, tendencję to wygłaszania gładko brzmiących truizmów, lecz jest to drobiazg w obliczu klimatycznej fabuły, wyrazistych postaci i interesujących konfliktów. Czytelnik, który nie miał dotąd do czynienia z prozą Joe Abercrombiego, na pewno poczuje się zachęcony do sięgnięcia po inne jego książki.
Okazało się, że zło wcale nie jest czymś wzniosłym. Nie są to kpiąco uśmiechnięci Imperatorzy z planami podboju świata ani chichoczące demony knujące w ciemności poza światem. To mali ludzie z ich małymi czynami i małymi motywami. To egoizm, obojętność i marnotrawstwo. To pech, niekompetencja i głupota. To przemoc oddzielona od sumienia i konsekwencji. To wzniosłe ideały i niskie metody.
Dodaj komentarz