Przez długi czas na polskim rynku wydawniczym wznowienia były fenomenem rzadkim, zarezerwowanym dla książek najgłośniejszych, komercyjnie wysoce udane. Oznaczało to jednak, że powieści udane, krytycznie uznane acz niekoniecznie głośne skazane były na (względnie) krótką na półkach bytność, a z czasem zaś status białego kruka i zawrotne ceny egzemplarzy używanych. Na szczęście lat kilka temu praktyka przywracania popularna się stała, dzięki czemu wydawnictwo Vesper mogło sięgnąć po Czerwony Mars Kima Stanleya Robinsona.
Przez wieki jałowy, opustoszały krajobraz czerwonej planety kusił ludzkość. Grupa stu kolonistów rozpoczyna misję, której ostatecznym celem jest przekształcenie Marsa w planetę bardziej podobną do Ziemi. Gigantyczne lustra satelitarne, czarny pył rozsypany na biegunach i masywne tunele mają przybliżyć ich do tego celu. Ale pomimo tych ambitnych celów, są osoby gotowe poświęcić wszystko, aby zapobiec zmianie Marsa.
Czerwony Mars to przede wszystkim powieść rozbudowana i podparta wysoce solidną dawką wiedzy naukowej. Przeciętnemu czytelnikowi (czyli i autorowi wpisu niniejszego) będzie co prawda trudno ocenić wiarygodność zawartych w tekście faktów, szczegółów i zabiegów, lecz całość sprawia wrażenie skrupulatnie i wszechstronnie opracowanego naukowo. Było zaś nad czym pracować – mnóstwo tu zastosowanej w fabularnej praktyce wiedzy nie tylko z zakresów kosmicznych i astrofizycznych, ale też geologii, hydrologii, materiałoznawstwa i kilku innych. Książkę Robinsona można by też wręcz wykorzystać do zaplanowania podróży po Czerwonej Planecie, gdyż i pod kątem geograficznym jest tu bogato.
Skrupulatnie i drobiazgowo rozplanowana została też fabuła. Pierwszym elementem jest jest sam czas akcji, gdyż Czerwony Mars obejmuje wydarzenia z trzydziestu pięciu lat (2026-2061). W dodatku Robinson podstępnie rozpoczyna książkę rozdziałem prezentującym pewne kluczowe wydarzenie z okolic środka tego okresu. Bogactwo panuje także pod kątem postaci – tak tych, z których perspektywy obserwować można akcję, jak i bardzo ważnych dla fabuły. Choć może lepiej pasowałoby tu określenie „klęska urodzaju”, ale o tym za linijek parę. Tych narracyjnych jest aż szóstka, lecz trójka z nich zdecydowanie (głównie liczbą stron) przeważa nad resztą. Wszystko to składa się na przemyślaną, drobiazgową historię o niemałym rozmachu, która jednak ma raczej charakter polityczno-społeczny niż sensacyjno-akcyjny.
Niestety, w pewnym momencie czytelnika nachodzi wrażenie, że tego wszystkiego jest aż nazbyt wiele. Gdzieś bowiem w tym bogactwie miejsc, wydarzeń i postaci gubi się ekscytacja i radość z lektury. Dotyczy to zwłaszcza środka lektury. Za sprawą wspomnianego zabiegu chronologicznego ze wstępu oraz oczywistych perturbacji z początku misji oraz końcowego przyspieszenia Czerwony Mars fabularnie przypomina dolinę o bardzo wysokich brzegach i szerokim, wypłaszczonym dnie. Po środku po prostu jest zbyt wiele fragmentów, które niby składają się na kreację postaci lub też dodają głębi wątkom polityczno-społecznym, lecz zdecydowanie zyskałyby na odchudzeniu. Pozytywny obraz zaburzają też, niestety, wpadki tłumaczeniowe – widoczne są one zwłaszcza w zakresie medycznym („odcinek C” zamiast cesarskiego cięcia, „zastrzyk typu IV” itp.), ale napotkać można też i stylistyczne niezgrabności.
Marudziłem nieco powyżej, ale Czerwony Mars według mnie i tak zasługuje na uwagę. Jest to powieść bogata w wiarygodnie podane szczegóły, drobiazgowo rozplanowana i rozmachem się charakteryzująca. Niektórych na pewno odrzuci (czy wręcz wynudzi) spokojniejsze tempo akcji w połączeniu ze wspomnianym natłokiem detali. Ja zaś pozostaję z mieszanymi wrażeniami związanymi z tym wypłaszczonym środkiem, ale i tak sięgnę na pewno po Zielony Mars, jeśli Vesper go wyda.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Ponieważ ekonomia to energia. A my możemy używać energii w każdej formie, nawet w formie ciał. Ciała to dodatkowa praca. Są bardzo wszechstronne i energetyczne.
Ambrose
„Trylogię Marsjańską’ czytałem w czasach licealnych i wtedy mnie oczarowała. Od pewnego czasu obiecuję sobie do niej wrócić, dlatego wieść o wznowieniu niezwykle mnie ucieszyła. Gorąco liczę na to, że Vesper wyda wszystkie 3 tomy.
pozeracz
Ech, ten Vesper. Piękne te wydania, ale dobrze, że można kupować przez ich stronę 😛
Cichy
Niestety „Czerwony Mars” to najlepsza część trylogii – „Zielony Mars” jeszcze z rozpędu daje radę, kontynuując różne wątki z pierwszego tomu (nowe wątki i postacie prezentują się słabiej), ale „Niebieski Mars” już w zasadzie niczego nie wnosi, a akcja wbrew tytułowi skacze tam po różnych planetach i księżycach, żeby coś się działo, bo na Marsa autorowi już zabrakło pomysłów. Tym niemniej trylogia jako całość zasługuje na uznanie.
pozeracz
Mam słabość do cykli, więc pewnie tom trzeci przeczytam, nawet jeśli drugi będzie średni. Ale tak ogółem, to dobrze, że wydawnictwa przypominają o takich białych krukach i innych perłach.