Słabości kilka swych czytelniczych na blogu już zdradzałem. Dziś pora na kolejną – wielotomowe serie fantastyczne. Usunąłbym przymiotnik „fantastyczne”, ale tylko w tym gatunku napotkałem serie, które składałyby się opasłych tomiszczy, które są połączone nie tylko osobą bohatera. Jest Tom Clancy i seria z Jackiem Ryanem, jest Lee Child i jego Reacher, ale są to właściwie zbiory osobnych powieści. Fantastyka obdarzyła mnie jednak kilkoma wspaniałymi wieloczęściowymi opowieściami.
Obcowanie z takimi monumentalnymi objętościowo dziełami to czynność niebezpieczna – kosztowna, czasochłonna i narażająca czasem na wieloletnie oczekiwania na część następną (pozdrowienia dla pewnego George’a). Dlatego też wszystkim chętnym wybrać się w tę ryzykowną podróż chciałbym zaproponować kilka udeptanych przeze mnie kompletnych szlaków. Kryterium kompletności sprawia, że wykluczona zostaje Saga Lodu i Ognia George’a R.R. Martina, a kryterium łączliwości sprawia, że odpada Świat Dysku.
Jeszcze edycja popublikacyjna: arbitralnie uznałem 5 części za minimum dla dłuuuuugich serii.
Wiedźmin
Można nie przepadać za autorem, można wyżej oceniać opowiadania i można też biadolić nad nowszymi dziełami Sapkowskiego, ale żadne lamenty nie zmieniają dla mnie tego, że pięcioksiąg wiedźmiński doskonałą sagą jest. Od niezwykle urokliwego, pięknie soczystego języka po pamiętne postaci, na nietrywialnych motywach skończywszy – Andrzej Sapkowski stworzył serię, którą powinien przeczytać każdy miłośnik literatury fantasty.
Gamedec
Tu drobny wyjątek, gdyż bardzo możliwe jest, że Torkil jeszcze powróci, ale tę chwilę saga stanowi zamkniętą całość i po przeczytaniu czytelnik nie będzie zwisał z żadnego fabularnego klifu. Drugim powodem, dla którego poczyniłem ten wyjątek, jest to, że bardzo lubię tę serię. Według mnie jest doskonały przykład na to, jak można całe tony rozrywki, mechów i efektownych starć pożenić z filozofią, spójną i przebogatą wizją przyszłości oraz ciekawymi przemyśleniami. Powtarzałem to już wiele razy – nie rozumiem, czemu Gamedec nie zdobył takiej popularności, na jaką (według mnie) zasługuje.
Malazańska Księga Poległych
Co powstanie, gdy terminowo niezawodny archeolog/antropolog z wielkim zamiłowaniem do papierowego RPG weźmie się za pisanie fantasy? Dziesięć tomów publikowanych niemal rok w rok tomiszczy po około 1000 stron każdy. Malazańska Księga Poległych to dzieło, które może nie jest literacko wybitne i któremu można wiele zarzucać, ale powala ogromem, skalą, bogactwem i złożonością. Pierwszy tom, Ogrody Księżyca, może stanowić dla wielu przeszkodę nie do pokonania, gdyż rzuca czytelnika na bardzo głęboką wodę. Za tą przeszkodą czeka jednak świat o przebogatej historii i mitologii oraz całkiem spora grupa pamiętnych bohaterów.
Skoki
Pięciotomowy, wznowiony i dokończony niedawno przez MAGa cykl Stephena Donaldsona to fascynująca wyprawa wgłąb kosmosu i ludzkiej psychiki. W tym przetworzeniu Pierścieina Nibelunga Ryszarda Wagnera sprawdzone zostaje nie tylko wytrzymałość bohaterów, ale i czytelników. To, czemu poddaje Donaldson, postaci tej serii bywa obrzydliwe, okrutne czy wręcz nieludzkie. Bohaterowie o przeróżnych motywacjach, charakterach i moralnością wystawieni zostają na tak ekstremalne napięcia, że są bolesne i dla odbiorcy. Bardzo na miejscu jest tu cytat, który niedawno napotkałem w Czarnobylskiej modlitwie: „Czyż jest coś straszniejszego od człowieka?„. Warto jednak podjąć ten trud, gdyż Donaldson stworzył cykl jedyny w swoim rodzaju.
Nie było to moim zamiarem, ale całkiem równomiernie rozłożył się nacisk na dwie główne gałęzie fantastyki. Dodam jeszcze, że bardzo blisko wpisu był Amber Rogera Zelazny’ego, ale tu świetny był początek, ale dalej nie było aż tak dobrze. Na pewno gdzieś tam majaczy np. całe uniwersum Endera, ale tam rozbicie jest zbyt duże. Zapewne też Wasze komentarze przypomną mi o czymś ważnym i rumieńcem spłonę. Jakie są więc Wasze serie ulubione?
Strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie już na świecie. A skurwysyny będą zawsze. [Andrzej Sapkowski, Czas pogardy]
zacofany.w.lekturze
Coś ubogo 😀 A Diuna z dodatkami? A Locke Lamora? A dylogie Łukjanienki? I Świat Dysku nie jest według Ciebie łączliwy? Pod tym względem czerpie z najlepszych tradycji Komedii ludzkiej i Rougon-Macquartów 😀
pozeracz
„Diuny” czytałem za mało, by cały cykl polecać. Jest to jedno z zaniedbań dużych, bo pierwszy dwa tomy mi się bardzo podobały. Podobnież np. z „Fundacją” Asimova. Locka Lamory i Łukjanienki nie czytałem jeszcze.
Poza tym za minimum dla dłuuuuugich serii uznałem 5 części.
„Świat Dysku” to moja ukochana seria, świat i dzieło jako całość. Pratchett bardzo dużo zrobił dla mojego czytelnictwa na jego początku. Nie umieściłem go dlatego, że nie jest łączliwy fabularnie – każda część stanowi osobną całość i są przeróżne podserie, ale jako całość jest zbyt zróżnicowany. Ale swego czasu poświęcę osobny wpis na twórczość Pratchetta.
zacofany.w.lekturze
Zawyżasz kryteria, żeby się nie musieć rozpisywać, ot co! 😀
A Diunę nadrób koniecznie. Co mi przypomina, że mam wszystkie tomy kontynuacji, sequeli, prequeli i interqueli przed sobą 🙂
zacofany.w.lekturze
A, i Locke Lamora ma być ponoć w jakichś pięciu tomach, więc nie skreślaj go za szybko 😀
Moreni
A nie w siedmiu? Coś mi się gdzieś o uszy obiło, że w siedmiu…
zacofany.w.lekturze
A to możliwe. Swoją drogą, co oni mają z tą siódemką?
Moreni
Szczęśliwa liczba, widocznie.;)
Moreni
Lamora nie spełnia kryterium kompletności.;P
zacofany.w.lekturze
Już Kubie wypomniałem, że specjalnie zaostrzył kryteria, żeby sobie oszczędzić pisania 😛
pozeracz
O, wypraszam sobie 😉 Ja tylko oszczędzam materiał na kolejne wpisy.
„Diunę” chciałbym w zasadzie od początku zacząć, bo czasu minęło wiele. A o Lamorze wiele dobrego czytałem i sięgnąć chcę. Raz nawet ktoś sprzątnał mi sprzed recenzenckiego nosa.
zacofany.w.lekturze
Takie oszczędzanie to się mści, bo się potem nie chce o tym zaoszczędzonym pisać 😀
pozeracz
Mi się jeszcze chce, młody jestem 😉
A siódemka to może ma jakąś pisarską moc sprawczą albo to np. kryterium wstępu do jakiegoś elitarnego i tajnego klubu cyklopisarzy.
zacofany.w.lekturze
To jedyne, co Cię tłumaczy. Przejdzie Ci, obiecuję 🙂
Moreni
Hm, co do Gamedeca, to mam nieco odmienne zdanie, ale znam tylko jeden tom, chyba trochę wyrwany z kontekstu, więc moje zdanie jest niepełnowartościowe.
Mogłabym dorzucić jeszcze „Cienie pojętnych” Tchaikovsky’ego – czytałam jak dotąd cztery tomy i bardzo przyzwoicie wypadły. Więcej raczej do dodania nie mam, bo siedzę po uszy w rozgrzebanych seriach, więc tak jakby żadna z moich ulubionych się nie kwalifikuje.
Za to poruszę kwestię, która Ciebie jako tłumacza nie dotyczy. Otóż co z tego, że autor może i cykl ukończył, skoro przełożyć na polski ostatniego tomu nikt nie chce? Jako fanka cykli i serii boleśnie zawiodłam się już kilka razy (w sumie raz nawet na polskiej autorce, ale to jakby ewenement – zagraniczniacy jakoś rzadko swoje cykle porzucają, częściej robią to polscy wydawcy) i kurczę, troję strach brać się za coś nowego.
pozeracz
„Niepełnowartościowe” jakoś nieładnie tu brzmi. Może „niepełnocyklowe”? Uważam zresztą, że nie ma sensu brnąć daleko, gdy coś się nie podoba. Zwłaszcza, jeśli ma się ku temu niepodobaniu argumenty.
Z tym wydawaniem to rzeczywiście problem. Recenzowałem w czasach minionych kilka obiecujących tomów, których kontynuację, choć też dobrze oceniane, do Polski nigdy nie trafiły. Przez długi czas tak było z ostatnim tomem „Skoków”. MAG wznowił serię po długim czasie, ale w pierwszym rzucie tom ostatni wydany nie był.
M.S
Rozumiem, że „Ziemiomorze” jest po prostu zbyt chude żeby się do rankingu załapać? 😛 Co do Zelaznego, to zdecydowanie przygody Corwina wypadają lepiej niż Merlina, natomiast i tak szkoda, że autor nie dokończył pomysłu.
A jakie wrażenia z lektury „Kronik Thomasa Covenanta” Donaldsona? Nie jestem fanem tej serii ale dużo osób chwali (w tym również Sapkowski), dlatego pytam.
pozeracz
A to ciekawa zagadka. Nie wiem, czemu, ale „Ziemiomorze” nawet nie przyszło mi do głowy. Może to dlatego, że w głowie mam cały czas „pierwszy kontakt” z serią, gdy miała jeszcze cztery części. Może to przez to, że „Tehanu” nie do końca mi podeszło? Ale tak czy tak – na pewno jest to seria warta poznania – „Czarnoksiężnik z archipelagu” to książka, którą czytałem najwięcej razy.
Z „Kronikami…” mam duży problem. Uważam, że każdy powinien przeczytać pierwszy tom i zbadać swoją reakcję. U mnie była mocno mieszana. Pod względem intelektualnym bohater jest niezwykle ciekawym eksperymentem, ale uczuciowo-czytelniczo nie mogłem przejść z nim do porządku dziennego. Bardzo ciężko się czyta książkę z tak obmierzłym protagonistą.
silaqui
Brakuje mi „Diuny” i „Majipooru” 🙂 Ale te dwa cykle uwielbiam miłością bezwarunkową (gdzie przy „Diunie” mam na myśli jedynie pierwotny sześcioksiąg)
Donaldsona mam w odległych planach.
pozeracz
Do Majipooru musiałbym wrócić. Czytałem lat temu naście, wypożyczając nieco na ślepo (ach, Internecie, gdzie wtedy byłeś?) różne części. Zdaje mi się, że czytałem pierwszą trylogię, ale chyba niekoniecznie w odpowiedniej kolejności.
Ambrose
Ja bardzo dobrze wspominam obcowanie z „Fundacją” Asimova oraz światem „Diuny” Herberta. Przyjemna jest świadomość, że zakończenie jednego dzieła nie oznacza definitywnego pożegnania z wykreowanym światem. Z tasiemców :), które wymieniłeś, ogromnie cenie sobie „Wiedźmina” – pamiętam, że w czasach licealnych zdarzało mi się czytać poszczególne powieści w trakcie szkolnych lekcji 🙂
Jeśli chodzi o czytelnicze plany to przymierzam się do „Ziemiomorza”, które udało mi się nabyć w postaci zbiorczej (piękne wydanie zafundowane przez „Prószyńskiego i S-kę”) – czytałem „Czarnoksiężnika …”, „Grobowce Atuanu” oraz „Najdalszy brzeg”, ale było to tak dawno, że z chęcią raz jeszcze zanurzę się w ten świat, by tym razem połknąć go w całości 🙂
pozeracz
Z „Fundacji” czytałem tylko jakiś jeden losowy tom kiedyś-tam po angielsku.
Masz rację – bardzo często nie lubię kończyć historii. Gdy polubi się dany świat i bohaterów, to chce się więcej. Co jest o tyle paradoksalne, że oznacza to najczęściej więcej problemów dla bohaterów i kolejne góry trupów.
Ja czytałem wiele razy tylko samego „Czarnoksiężnika..”, ale pozostałe chyba tylko dwa razy. Może też wrócę do całości.
Alicja Szymańska
To ja muszę natychmiast polecić „Kroniki Czarnej Kompanii” Cooka – cykl specyficzny, ale opasły i wielce dla fantasy zasłużony. Prawdopodobnie warte uwagi jest też „Sześć światów Hain” Le Guin, acz z nich czytałam tylko pierwszy. I tak się zastanawiam, czy nie załapałby się do zestawienia „Władca Pierścieni” – niby tomów tylko trzy, za to ksiąg sześć, a moje doświadczenie mówi mi, że najbardziej docenia się go w połączeniu z „Hobbitem” i resztą.
pozeracz
Do Cooka przymierzałem się już kilka razy – zwłaszcza przy tych zbiorczych wydaniach. Zwłaszcza, że polecały mi go osoby, które sprowadziły mnie na drogę Martina i Eriksona.
Co do Tolkiena – „Hobbit” jakoś do mnie nie przemówił, ale za to „Silmarillion” podobał mi się bardzo. A „Władca…” to wspaniała wyprawa. Mało która książka tak silnie i skutecznie potrafiła mnie przenosić w swój świat. Nie wiem, czy dziś też byłoby to możliwe, ale w liceum porwało mnie.