Europa aktualnie przechodzi poważny kryzys polityczno-tożsamościowy. Po epoce postępującej integracji i powiększania Unii Europejskiej zbudziły się ruchy narodowościowe, objawił się Brexit, a przeważać zdają się ruchy odśrodkowe. Natomiast wizje przyszłości (choć głównie tej odległej) przedstawiają głównie różne scenariusze unifikacyjne – Ziemia się jednoczy lub też dzieli dla dwa-trzy główne bloki. Światotwórstwo rzadko zmierza w stronę fragmentacji. Europa jesienią Dave’a Hutchinsona idzie w tę stronę, a w dodatku miesza science-fiction bliskiego zasięgu z wątkami szpiegowskimi. No i zaczyna się w Krakowie.
Europa przez długi czas zmierzała w stronę integracji, ale seria kryzysów gospodarczych oraz katastrofalna w skutkach pandemia nie tylko skutecznie powstrzymały ten trend, ale wręcz odwróciły jego wektor. Pęd państwotwórczy osiągnął takie natężenie, że o niepodległość starają się nie tylko regiony czy dawne księstwa, ale nawet statki wycieczkowe, rezerwaty przyrody czy też linia kolejowa. Im więcej państw, tym więcej granic, im więcej granic, tym więcej pracy dla przemytników i szpiegów. Rudi nie interesuje tymi ciemnymi sprawkami, chce po prostu być dobrym kucharzem. Jednak pewna intratna propozycja zbliża go do tajemniczej organizacji… kurierskiej, której interesy rozsiane są po całym kontynencie.
Pod kątem światotwórstwa fantastyka naukowa bliskiego zasięgu ma swą konkretną specyfikę. Z jednej strony następujące współcześnie zmiany można ekstrapolować z mniejszym rozmachem, ale jednocześnie ma się mniejsze pole do popisu ze względu na sztywniejsze ograniczenia przyczynowo-skutkowe. Europa jesienią to jeden z przykładów na to, jak robić to dobrze. Dave Hutchinson stopniowo ukazuje czytelnikowi konsekwentną wizję Europy, w której pod kątem techniki nie zmieniło się niemal nic, ale nastąpiło wiele zmian społeczno-politycznych, co w sumie też jest dość oryginalnym podejściem. Nieco ryzykownym zabiegiem wydawać się zaś mogło umiejscowienie początku powieści w Krakowie, gdyż polska specyfika trudna do oddania być mogła, ale autor poradził sobie z tym bez większych problemów. Zapewne spora tu zasługa żony, Polki. Jedynym potencjalnym zgrzytem było wspomnienie o rozdrabniarce do opadów, które jako sprzęt domowy w Polsce nie są używane niemal wcale. Dając Anglikowi kredyt zaufania, można pospekulować, że rozpowszechniły się po prostu albo też akurat trafiło na unikat.
Dobrze wypada też warstwa gatunkowo-fabularna. Nie jest to co prawda historia o doświadczonym weteranie, a opowieść o pierwszych krokach żółtodzioba, ale dzięki temu autor ma okazje lepiej pokazać, jak zorganizowane jest życie polityczne oraz jak działają tajemniczy Les Coureurs des Bois. Rudi uczy się podstaw szpiegowskiego rzemiosła, ale dość szybko wpada w tarapaty, które wymuszają na nim przyspieszenie edukacji. Brak doświadczenia pozwala też autorowi swobodnie kreować atmosferę zagrożenia, która jest potęgowana wraz z postępującymi komplikacjami. Europa jesienią powinna jednak też przypaść do gustu fanom kina i literatury szpiegowskiej, gdyż Hutchinson umiejętnie wplata w fabułę jej sztandarowe elementy, takie jak zmiany tożsamości, obce wywiady czy też skrzynki kontaktowe. Jednak, zgodnie z tradycją, akcje nie toczy tu się w tempie nazbyt pośpiesznym, a jedynie przyspiesza w kluczowych momentach.
Europa jesienią ma też jednak drobne wady. Pierwsza dotyczy bohatera, który jest nie tylko niedoświadczony, ale też początkowo nieco zbyt wycofany. Jest jednym z tych bohaterów, którym raczej coś się przydarza. Na całe szczęście z czasem bierze sprawy w swoje ręce, ale momentami i tak można odnieść wrażenie, że robi to z rozpędu i braku innego wyjścia. Drugi problem wiąże się zaś z pytaniem, które mogło się zrodzić w trakcie czytania niniejszego tekstu, a mianowicie: „gdzie to całe science-fiction?”. Otóż poza samą wizją nieodległej przyszłości jest tu pewien ważny wątek, który w połowie zmienia mocno charakter opowieści. Jego wprowadzanie jest co prawda odpowiednio ugruntowane, ale bardziej korzystnie wypadłoby raczej przesunięcie tego odkrycia bliżej finału. W tym miejscu należy też zganić osobę, która napisała tekst z tyłu okładki, który ujawnia zdecydowanie zbyt wiele. Rebis co prawda przetłumaczył po prostu tekst z wydania anglojęzycznego, ale akurat końcówkę mogli obciąć. Zwłaszcza, że podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Problemu trzech ciał.
Dave Hutchinson stworzył ciekawą wizję Europy i wykorzystał do tego sztafaż szpiegowski z bazą fantastyczno-naukową. Europa jesienią to powieść umiejętnie budująca napięcie bez nadmiaru akcji, której niezbyt charyzmatyczny protagonista nie psuje radości z czytania. Koniecznie zaś sięgnąć po nią powinni fani szpiegowskich zagrywek, którzy nie obawiają się odrobiny science-fiction. Mym zaś osobistym znakiem jakości na koniec będzie to, że zdecydowanie chcę przeczytać tom drugi.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu…
– W zeszłym tygodniu mówili w wiadomościach, że tego roku w samej tylko Europie powstało dwanaście nowych państw i państewek.
– I w przyszłym roku w tym czasie większości z nich już nie będzie – odparł Rudi.
Moreni
O paczpan, a ja jednak upatrywałam jakiejś pięknej katastrofy w tej powieści. W sensie – literackiej katastrofy, nie wczesnego postapo. Może nawet kiedyś się skuszę, jak będą mieli w bibliotece (i trochę się uporam ze zwałami literatury zalegającymi w domu).
pozeracz
Katastrofy nie stwierdzono – miast tego jest całkiem niezły mariaż powieści szpiegowskiej z lekką dawką science-fiction, która przybierze na sile w tomie drugim. A przynajmniej wszystko na to wskazuje.
Gandalf
„Europa jesienią” to całkiem zręczne połączenie kilku gatunków, a całość czyta się naprawdę dobrze. Akcja może nie pędzi na złamanie karku, ale właśnie dzięki temu napięcie może powoli rosnąć. Czytelnika z pewnością ucieszą typowe motywy szpiegowskie, a świat z niedalekiej przyszłości został naprawdę ciekawie wykreowany. Również czekamy na kontynuację, a recenzja – jak zwykle – świetna!
pozeracz
Dodam jeszcze tylko, że seria ta całkiem nieźle nadawałaby się do ekranizacji.