"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Ożywcza iluminacja, czyli „Ilustrowany słownik terminów literackich”

Nie tak dawno temu niejaka Matka Przełożona popełniła ciekawy wpis z własnymi przemyśleniami oraz/lub poradami związanymi z byciem recenzentem. Co prawda bardziej chodzi tam o recenzowanie dla portali, ale dużą część refleksji ma jak najbardziej zastosowanie do pisania blogowego. Dlaczego zaś o tym piszę? Nie, nie – wcale nie dlatego, że zostałem pochwalony. Wspominam o tym, gdyż mam dla Was książkę, która może Was wspomóc na drodze do pozytywnej odpowiedzi na punkt 3. Ilustrowany słownik terminów literackich wydany niedawno przez słowo/obraz terytoria to pozycja zdecydowanie warta uwagi.

ilustrowany słownik okładka

Podtytuł tego słownika brzmi „Historia, anegdota, etymologia” i w gruncie rzeczy jest to świetny skrót tego, co w nim znaleźć można. Jak głosi tekst z tylnej okładki oraz dużo bardziej szczegółowy wstęp, celem tego leksykonu ma być iluminowanie czytelników na poziomach wielu. Część etymologiczna i historyczna mają ukazać pochodzenie i zmiany w interpretowaniu danych pojęć i terminów, a ilustracje mają prezentować ich fizyczne manifestacje. Anegdoty mają zaś zaskoczyć i dodać życia akademicko skostniałym definicjom. Wszystko to razem ma sprawić, że leksykon ten nie będzie jedynie półkowym ratunkiem na czarną godzinę, a książką czytaną po prostu i z przyjemnością. Formalnie dodać natomiast można, że jest to część serii Podręcznik Humanisty (którą to Pożeracz na pewno się zainteresuje).

Tekst ten na potrzeby blogowe kategoryzowany jest jako recenzja, ale tym razem dołączę od grona unikaczy i sam recenzją bym go nie nazwał. Głównym powodem jest brak kompetencji. Słownik ten został stworzony przez grono specjalistów pod okiem specjalistów, gdzie więc marnemu magistrowi angielskiej filologii oceniać fachowość ich pracy? Postaram się tu podzielić swymi odczuciami i refleksjami natury ogólnej, ale zaznaczam by żadnych wątpliwości nie było – nie mam żadnych zastrzeżeń względem merytorycznej strony tego projektu. Dodam też od razu, że bardzo podobają mi się intencje przyświecające twórcom, co zresztą nie powinno być zaskoczeniem dla regularnych gości mych skromnych a wirtualnych progów. Terminy literackie kojarzą się głównie z suchymi definicjami i koniecznością ich wykuwania na różnych etapach edukacji, a przecież stoi za nimi historia literatury, często fascynująca i to nie tylko dla książkowych moli. Ukazanie ich w świetle historyczno-anegdotycznym to świetny pomysł. Ciekawe jest także to, że hasła pozornie oczywiste (dialog, cytat czy kołysanka) ukazywane są ze stron zaskakujących.

ilustrowany słownik

Roland Topor, Alicja we wnętrzu swojej głowy / 1972
Ilustracja dla hasła Baśń

Na całe szczęście dochodzi do tego świetne wykonanie. Na tyle, na ile mogę stwierdzić jako nie do końca nieobyty z teorią literacką absolwent filololologii, Ilustrowany słownik terminów literackich spełnia cel przyświecający jego twórcom. Zgodnie z podtytułem definicje pełne są dywagacji na temat etymologii i historycznych korzeni danego terminu, a towarzyszą im liczne anegdoty. Nie brak tu humoru, polotu i lekkości stylu. Nie brak też pewnej dozy fachowego słownictwa, ale od tego w takim wydawnictwie uciec do końca się nie da. Widać jednak starania autorów o przystępność języka, który w akademickich warunkach bywa ciężkostrawny. Słownik pokazuje zaś, że można pisać o teorii literatury błyskotliwie i bezpretensjonalnie a bez uszczerbku dla merytoryki. Jednocześnie za sprawą zróżnicowania autorów nie ma tu też ryzyka popadnięcia w schematyczność.

Trudno też mieć zastrzeżenia od strony technicznej. Ilustrowany słownik terminów literackich został wydany z dbałością o szczegóły, tak językowe, jak i wydawnicze. Ilustracje są co prawda czarno-białe, ale odpowiednia rozdzielczość sprawia, że monochromatyczność nie wadzi. Owszem, cudownie byłoby dostać w swe kończyny górne leksykon upstrzony jeszcze większą liczbą ilustracji i do tego w pięknym kolorze, ale wtedy cena byłaby absolutnie nieosiągalna. Już teraz niska nie jest (okładkowo 79 zł, na stronie wydawcy 67,15… co doskonale pokazuje jakim wypaczeniem są ceny okładkowe, ale to już temat na osobną dyskusję), ale według mnie w pełni usprawiedliwiona, biorąc pod uwagę jakość wydania i – mimo bólu mego czytelniczego serducha – niszowości. Wracając jednak to ilustracji, dodać można jeszcze, że dobrane są różnorodnie (pod kątem źródeł i epok), nieoczywiście i w ciekawy sposób dopełniają definicje. Amatorskim, niejednorodnie czytelniczym okiem patrząc, pochwalić też można dobór haseł. Autorzy wyszli z założenia, że nie stworzą dzieła kompletnego, więc tym bardziej docenić można, że nie ma tu akademickiego zadęcia, a obok zeugmy i metonimii znaleźć można fantastykę, plotkę czy dialog.

ilustrowany słownik

Max Ernst, Las / 1927-28
Ilustracja hasła Sylwa

Może zabrzmi to nieco zbyt peanicznie, ale Ilustrowany słownik terminów literackich to idealny prezent dla każdego miłośnika książek zainteresowanego rozwojem własnej wiedzy o literaturze. Dzięki formie atrakcyjnej tak pod kątem wydawniczym, jak i językowym, straszne przestaną być ekfrazy, katachrezy i prozopopeje, a nowym okiem można spojrzeć na horror czy esej. Tacy skrzywieńcy jak ja będą na pewno wracać sobie wybiórczo do poszczególnych haseł nie tylko, by odświeżyć wiedzę, ale i dla przyjemności.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu

ilustrowany słownik logo

Literacka megalomania zwykle bywa maskowana toposem skromności [Magdalena Bąk]

Poprzedni

Od Melvyna Bragga do kobwoja i ośmiornicy, czyli literackie antynagrody

Następne

Dychotomia miejskiego upadku, czyli „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” Charliego LeDuffa

8 komentarzy

  1. Beatrycze

    To ja się wygodnicko podpytam, czy jest jakiś polski odpowiednik określenia „story arc”? Brakuje mi też sensownego określenia na „foreshadowing”.

    • pozeracz

      Ach, odwieczny problem nieprzetłumaczalności bezpośredniej. Najbliżej „story arc” wychodzi mi albo wątek, albo linia fabularna. Z „foreshadowing” jest sporo gorzej. Najbardziej sensowna opcja, „zapowiedź” działa jednostronnie – sprawdza się jako tłumaczenie w kontekście, ale nie jako samodzielny termin. Wedle wpisu Zwierza na ten temat termin ten funkcjonuje bez tłumaczenia.

  2. Ulala! Cena faktycznie robi wrażenie, ale widzę, że treść jest naprawdę zacna. Ogromne wrażenie robi też sam pomysł, by definicje (na ogół kojarzone z suchymi zasiewami słów) przyozdobić rysunkami. Zatem trzeba czekać cierpliwie na jakąś dobrą promocję i zaatakowawszy znienacka, nabyć sztukę w atrakcyjniejszej cenie 😉

  3. Cóż to za cudo widzę. I jeśli z przyjemnością wracam do typowego słownika terminów literackich, żeby go sobie po prostu poczytać, to na pewno nie mogę przepuścić takiej perełce. Świetna sprawa z etymologią, to jest naprawdę bardzo interesujące. Ciekawią mnie też same ilustracje, to, jak zobrazowano konkretne hasła. Cena co prawda nie najniższa, ale zupełnie mnie w przypadku takiej publikacji nie dziwi, a już na pewno mnie nie odstraszy. Będę polować 🙂

    • pozeracz

      I cóż tu dodać? Skoro wracasz do zwykłego słownika, to jestem przekonany, że ten Ci się spodoba. Nie będzie na pewno tak kompletny, ale do czytania dla przyjemności nadaje się dużo lepiej.

  4. Kupiłam, biorę do ręki i tak się wciągnęłam w te opowieści, anegdoty i etymologie, aż tu nagle podchodzi do mnie mąż i zdziwiony brakiem kontaktu ze mną, a jeszcze bardziej jego przyczyną, zakrzyknął: „czytasz nawet słownik?!”

    • pozeracz

      Niemal widzę tę scenę przed oczami 😉 Namiętne podczytywanie słownika może rzeczywiście budzić zdziwienie osób postronnych. Ale na pohybel im 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén