Trylogia to całkiem zgrabna forma literackiej serializacji. W idealnym wydaniu po mocnym otwarciu nadchodzi solidne podtrzymanie, które zwieńczone zostaje efektownym finałem. W praktyce dużo częściej drugi tom bywa wolnym preludium do zakończenia, co rozczarowuje po wywindowaniu oczekiwań. Drugi tom Wspomnienia o przeszłości Ziemi nie wpadł tę pułapkę – podtrzymał jakoś tomu pierwszego i rozwinął wprowadzone wątki. Teraz pozostaje tylko sprawdzić, jak nietypowe podejście Cixina do sprawdzi się w kulminacji: oto Koniec śmierci.
Minęło pół wieku od dnia, w którym ludzkość przekonała się, jaka przepaść dzieli ją od Trisolarian. Zbawieniem dla Ziemi okazała się bezduszna bezwzględność kosmicznej egzystencji. Inwazję z układu o trzech gwiazdach powstrzymała groźba ujawnienia położenia ich świata. Okazuje się bowiem, że we wszechświecie nikt nie bawi się w dyplomację, a potencjalne zagrożenia niszczone są efektywnie i bez wahania. Taktyczny pat doprowadził do pokojowej koegzystencji – wymiana naukowo-kulturowo przebiega sprawnie, a mieszkańcy niebieskiej planety powoli zapominają o niebezpieczeństwie. Zbliża się jednak moment, w którym Luo Ji – twórca teorii ciemnego lasu – będzie musiał przekazać swe obowiązki sygnalisty zagłady komuś innemu. Jedną z kandydatek na stanowisko jest Cheng Xin, naukowiec z czasów kryzysu.
Patrząc z perspektywy czasu i całości serii, za główne zalety serii uznać należy nacisk położony na aspekt naukowy oraz wynikające bezpośrednio z tego oryginalne podejście do motywu inwazji obcych. To własnie nauka, w różnych jej przejawach i z różnych perspektyw pozostawała w centrum dwóch pierwszych tomów, a Koniec śmierci podtrzymuje to skupienie. W większości przypadków dzieła science-fiction traktujące o standardowej (wielka flota, nie zaś potajemne ciał porywanie) inwazji obcych opowieść zmierza ku wielkiej bitwie lub innym heroicznym starciom. Tutaj przez ponad 1500 stron czytelnik jest świadkiem jednej, błyskawicznie tragicznej bitwy. Cixin Liu pokazuje bowiem, że w takim starciu główną bronią człowieka jest jego umysł, ale też nie waha się ukazać słabości ludzkiego sposobu myślenia. Tu ostrzega wręcz bezpośrednio, że największym zagrożeniem dla Ziemi nie jest naukowe zacofanie jej mieszkańców, a ich arogancja. Takie podejście mogłoby rozczarowywać, gdyby nie to, że autor uczynił te umysłowo-naukową walkę o przetrwanie tak fascynującą.
Wiąże się to z innym ważnym aspektem, który dopiero w Końcu śmierci został w pełni ukazany, a mianowicie z zaprezentowaną wizją wszechświata. Już Ciemny las przedstawiał kosmos jako miejsce śmiertelnie niebezpieczne dla nieprzygotowanych. Ostatni tom trylogii pokazuje zaś, że jest taki dla każdego. Niszczenie układów planetarnych jest tu na porządku dziennym (na kosmiczną skalę, oczywiście), a zniszczenie gwiazdy cząsteczką rozpędzoną do prędkości światła to najbardziej prymitywny sposób na destrukcję. Cixin Liu przedstawił potęgę nauki w sposób przerażająco dobitny, gdyż fascynujące wizje światów czterowymiarowych idą tu w parze z anihilacją za pomocą podstawowych praw fizyki. Autor zasypuje czytelnika splątującymi zwoje mózgowe pomysłami, wizjami i scenami, ale koniec końców pozostawia go z jedną z najbardziej pesymistycznych wizji świata, jakie można napotkać w fantastyce naukowej. Jeśli odbiorca nie akceptuje takiego spojrzenia na kontakty międzygalaktyczne, może mu to odebrać część satysfakcji z lektury, ale na pragmatycznym poziomie jest to wizja przerażająco przekonująca.
Jednak Koniec śmierci nie jest powieścią o wydźwięku jednoznacznie pesymistycznym. Nutkę optymizmu niesie ze sobą czynnik ludzki oraz zakończenie. Finału nie sposób omawiać w sposób szczegółowy, ale zaznaczyć warto, że mimo wspomnianego pozytywnego pierwiastka nie on jednoznacznie pozytywny, a na pewno nie dla ludzkości. Bez dalszego nęcenia dodać można jeszcze, że trylogia zwieńczona zostaje w sposób koherentny z całością: niekoniecznie efektowny, ale jednocześnie do refleksji skłaniający i intelektualnie satysfakcjonujący. Bezdusznie określony czynnik ludzki to zaś protagonistka, Cheng Xin, która jest jednocześnie najgorszym i najlepszym człowiekiem współodpowiedzialnym za przetrwanie ludzkości. Jest ona uosobieniem tych dobrych cech ludzkości i reprezentuje sobą wartości humanistyczne, co sprawia, że z tym większych bólem obserwuje się z jej zderzenia z bezwzględnością kosmicznego porządku. Jest to widoczne zwłaszcza w zestawieniu z Thomasem Wadem, który z początku jest jej zwierzchnikiem, a z czasem przekształca się w jej przeciwnika. On jest tym, który opowiada się za przetrwaniem za wszelką cenę i dąży do celu niemalże po trupach. Zasługą autora jest zaś to, że nie uczynił go jednoznacznie złym, dynamika jego relacji z główną bohaterką jest bardzo ciekawa.
Koniec śmierci to dobry finał ambitnej trylogii. Liu Cixin stworzył spójne dzieło, które zdecydowanie przekłada idee i naukę nad akcję. Jeśli zaakceptuje się, że takie są właśnie podstawy fabuły, to Wspomnienie o przeszłości Ziemi okaże się jednym z najciekawszych cykli ostatnich lat. Chiński pisarz w zmuszający do myślenie sposób pokazuje tak potęgę nauki z jej pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu…
Jesteśmy małym ptaszkiem przywiązanym do gałęzi w ciemnym lesie, na który skierowany jest reflektor. Atak może nastąpić w każdej chwili, z każdej strony.
Marta
Fajna recenzja, mam podobne przemyślenia na temat tej książki. Mam 70% na czytniku i nie mogę znaleźć czasu, żeby dokończyć… A bardzo chcę już wiedzieć, jak się skończy! 🙂
pozeracz
Zakończenie oryginalne i do myślenia daje. Ciekaw jestem Twoich wrażeń.
Marta
Przeczytałam i generalnie książka super. Myślę, że każde kolejne sci-fi będę już odbierać inaczej… Ale co do zakończenia, no nie wiem. Zaskoczyło, owszem. Niby spoko, fajnie. Ale jakoś no nie wiem, co o nim myśleć. 😉 Może spodziewałam się większych fajerwerków, mocniejszego akcentu, a w sumie skończyła się tak jak się zaczęła i rozwijała – spokojną akcją. Nie, żeby to była wada, bo nie jest, tylko jakoś tak czuję się pozostawiona w zawieszeniu. A może taki był właśnie cel? ps napisałam też własną opinię, więc jeśli byłbyś zainteresowany, to zapraszam, acz niezbyt nachalnie. 😉
pozeracz
Rozumiem Twoje odczucia, ale i tak argumentowałbym, że na poziomie intelektualnym jest to jedno z najbardziej spektakularnych zakończeń. Zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę skalę…
Wpadnę na pewno.
Ambrose
Ta finalna recenzja ostatecznie przekonała mnie, by sięgnąć po omawiany cykl, jeśli tylko trafi się sposobna okazja (nowe wydanie twardookładkowe z pewnością byłoby efektywnym wabikiem). Bardzo lubię literaturę science fiction, szczególnie gdy autor kładzie główny nacisk na elementy naukowe, a problematyka „ludzkość kontra obca cywilizacja” nie sprowadza się do efektownego buuum! Cykl nęci także z racji faktu, że autor jest Chińczykiem, czyli w ten sposób można liznąć naukowej fikcji spoza angielskojęzycznego kręgu (co ciekawe, w chwili obecnej, literacko, także goszczę w Państwie Środka, bowiem jestem w trakcie lektury „Zupy z trawy” pióra Zhanga Xianlianga).
pozeracz
Na razie nic nie zapowiada wydania twardookładkowego, ale kto wie. Pewnie sporo tu zależy od tego, jak sprzeda się to wydanie. Choć szybkie wydawanie kolejnych tomów sugerowałoby, że poszło całkiem OK. No i wpadła też nagroda na Warszawskich Targach Książki.
A co do zakończenia – jest ono bardzo efektowne, ale na bardzo specyficzny sposób, którego kontemplowanie przeraża i fascynuje. Ja się ciągle bija z myślami w temacie wizji wszechświata przedstawionej przez Liu Cixina, która to stanowi swoiste odbicie dylematu więźnia.