"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Parszywi a przyzwoici, czyli „Kulawe konie” Micka Herrona

Z hypem relację mam trudną i niejako dwudzielną. Jeśli danego autora/kę znam i lubię, to niepotrzebny mi ten szum, by na daną książkę się nakręcić (ale zazwyczaj i tak się nie śpieszę). Jednak w przypadku tych nieznanych natłok promocyjno-pochwalny w znakomitej większości przypadków mnie odstrasza. Wystarczy jednak mnie posłać do Londynu, a już ma czujność zostaje uśpiona (choć niekoniecznie ta czysto recenzencka). Tak też trafiły w me ręce Kulawe konie i wcale tego nie żałuję.

kulawe konie

Slough House to wydział, do którego trafiają zhańbieni szpiedzy, by dokończyć swoją wykolejoną karierę. Znani jako „kulawe konie”, ci nieszczęśnicy mają na kontach wpadki związane z narkotykami i pijaństwem, lubieżnością czy też zdradą podczas służby. Łączy ich jednak to, że żadne z nich nie chciało tam trafić i wszyscy tęsknią za akcją. Jednak w tym ponurym, zapleśniałym biurze ci funkcjonariusze nie prowadzą operacji, zmagają się co najwyżej z papierologią. Gdy porwany zostaje młody chłopak, a jego ścięcie ma być transmitowane na żywo w sieci, „kulawe konie” mają szansę wyrwać się z marazmu.

Kulawe konie to bardzo solidna powieść szpiegowska, której magnetyzm powiązany jest na różne sposoby z postaciami i ich specyficzną kreacją. W literaturze o inklinacjach rozrywkowych na pierwszy plan wystawia się zazwyczaj osoby może wad niepozbawione czy może nawet nieco szorstkie, ale ogólnie szlachetne lub choć lubić się dające. Mick Herron zaś serwuje nam bandę antypatycznych wykolejeńców, którzy do Slough House nie trafili przypadkiem ani też za sprawą czyjejś zemsty. Alkoholizm, socjopatia, niekompetencja  – wpadek i przywar do wyboru, do koloru. Przykład idzie zresztą z góry przewodzący im Jackson Lamb to niechlujny, obleśny facet dający słyszalny wyraz swoim wzdęciom w najmniej stosownych momentach. Jeśli ktoś wydaje się porządny, to znaczy, że najprawdopodobniej coś ukrywa.

slough house series covers

Nielicha wyprawa przede mną

Gdzie więc ten urok? Czemu tak przyciągają? Za wszystko odpowiada pewien czynnik niezwykle w pracy wywiadowczej ważny: pozory. Za przykład niech posłuży odstręczający szef, który swego czasu był jednym z najlepszych agentów MI5 i to w czasie Zimnej Wojny, a w sytuacjach kryzysowych jest zabójczo skuteczny i niebezpieczny. W dodatku poczuwa się do odpowiedzialności za swoje „kulawe” stadko, które łączy niemała doza specyficznej lojalności. U niektórych gdzieś w głębi tli się co prawda nadzieja na porzucenie Slough House, ale części z nich trudno się dziwić. W zdumienie zaś nikogo nie wprawi, że na dalszych planach także nie brak padalców moralnych i zgnilców innych – im Herron oszczędził walorów ocalających, ale nie poskąpił na wyrazistości.

Kulawe konie nie byłyby tak wyborną powieścią szpiegowską, gdyby opisani powyżej wykolejeńcy nie mieli nic do roboty. Inny słowy: potrzebna jest i intryga. Herron zdecydował się na póki co na skalę lokalną i fabularnie nie opuszcza w zasadzie Londynu. Szeroki świat nie był mu jednak potrzebny, żeby skonstruować pełną napięcia fabułę z nieoczywistym zakończeniem i kilkoma niespodziankami po drodze. W tym przypadku namnożenie postaci prowadzących narrację zostało wykorzystane umiejętnie – zmiany perspektywy dynamizują opowieść i pozwalają autorowi w kluczowych momentach zawieszać czytelnika na klifie wyczekiwań. No i warto dodać jako rekomendację/ostrzeżenie: Anglik nie obawia się pozbawiać żywota postaci z planu pierwszego.

mick herrorn photo

Bardzo się cieszę, że ma do Londynu wyprawa zaowocowała złamaniem mej antyhype’owej woli. Kulawe konie okazały się bowiem lekturą wysoce satysfakcjonującą. Jackson Lamb i jego kulawe stadko urzekło mnie odpychająco swymi wadami (i gazami), a fabuła wciągnęła. Czegóż chcieć więcej? Dodam tylko, że pisanie niniejszej recenzji pół roku po przeczytaniu sprawiło, że nie powstrzymam się od sięgnięcia po Martwe Lwy przed zakończeniem mej zwyczajowej rocznej rozłąki seryjnej.


Kulawe konie nie kłusowały też tam:

Riverowi przypomniało się, że hipopotam jest jednym z najniebezpieczniejszych zwierząt na świecie. Niby beczkowaty i niezdarny, ale jeśli chcesz takiego wkurzyć, zrób to lepiej z helikoptera. A nie siedząc z nim w jednym samochodzie.

Poprzedni

Wstrząsy niewstrząsające, czyli „Rombo” Esther Kinsky

6 komentarzy

  1. A że tak zapytam z czystej ciekawości: co Cię skierowało do Londynu, bo z wpisów wynika, że trochę czasu tam spędziłeś. Sprawy służbowe? Może misja szpiegowska… 😉

    • pozeracz

      Skierował mnie tam… mój syn 😛 Była to wycieczka, której motorem napędowym był właśnie potomek, który wynalazł nam bardzo tani lot, a w dodatku skorzystałem z gościnności kolegi, dzięki czemu nocleg w zasięgu metra miałem.

  2. Radosław Magiera

    Cieszę się, że też Ci się spodobało. To jedna z mniej znanych u nas powieście w tym gatunku, a warta spopularyzowania. Pozdrawiam serdecznie

    • pozeracz

      Wydaje mi się, że serial tu robi robotę i dzięki niemu sporo ludzi może sięgnąć. Kilka osób w książkowych mediach też mocno promuje.

  3. Żyłam pod kamieniem, bo mnie hype ominął, ale teraz, dzięki Szanownemu Panu, zachęcona, nadrobię (:

    • pozeracz

      To jako dodatkową zachętę dodam, że w serialu główną rolę gra Gary Oldman i ponoć robi to świetnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén