Łukasz Orbitowski to jeden z moich ulubionych polskich pisarzy, ale póki co na blogu powieściowo zagościł tylko raz. Są co prawda dwie części wywiadu, ale recenzencko rozpisałem się jedynie o Innej duszy. Nie będę tu próbował dochodzić, dlaczego musiało minąć ponad siedem lat, bym po kolejną książkę sięgnął – po prostu skupię się na tej. A Kult na skupienie zasługuje, zdecydowanie.
Rok 1983 był jednym z najgorszych w historii Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ogólna beznadzieja szarej codzienności, ciągłe braki i polityczne napięcia sprawiły, że ludzie tym bardziej wypatrywali skądś ratunku. Jeden ze zbawicieli ujawnił się na działkach w Oławie. Heniek, rencista o prostym usposobieniu i niezbyt lotnym intelekcie jest świadkiem objawienie Maryi i staje się jej głosem na tym łez padole. Niedługo wieść roznosi się po całym kraju, a sprawę komentuje nawet sam Jaruzelski. W Oławie jednak zbiera się partyjno-kościelny syf, którego odpryskiem oberwie Zbyszek, brat proroka.
Na pierwszy plan wysuwa się to, z jakim wyczuciem Orbitowski podchodzi do tematu, a tak w zasadzie do swoich wersji bohaterów oławskich wydarzeń. Znając pogląd pisarza na temat głównej zinstytucjonalizowanej religii w Polsce, spodziewać by się można było ukazania Heńka i jego wyznawców w dużo bardziej karykaturalnym lub też ostro złośliwym świetle. Tymczasem miast tego czytelnik otrzymuje spojrzenie pełne zrozumienia, szczerości czy wręcz pewnej czułości. Samo zjawisko stanowi przyczynek do tego, by przedstawić specyfikę tamtych lat i zajrzeć w ludzkie wnętrza. Nie brak tu różnych postaw, grup interesów czy też konfliktów na skalę osobistą — wszystko to opisane ze swadą, a momentami i humorem.
Tu wypada napisać coś, co dla niektórych może być pewnym zaskoczeniem, ale kult w Kulcie jest niejako tylko swoistym zwierciadłem. Orbitowski uczynił głównym bohaterem Zbyszka i wraz z nim przyjmuje bardzo praktyczne podejście do sprawy. Nie ma tu metafizycznych rozważań o naturze wiary, nie ma prób dochodzenia tego, czy Heniek był manipulantem, ani też rozwlekłych rozważań na temat przyczyn niezmiernej popularności działkowego proroka. Ważniejsze jest ukazanie uwarunkowań schyłkowego PRL-u, mentalności małomiasteczkowej i zróżnicowania ludzkich postaw. Jest tu ważny wątek rodzinny — głównie ojcowski podwójnie (znaczy się: bycie synem i wychowanie synów), ale i małżeński.
Kult jest też w dużej mierze powieścią o Zbyszku, człowieku złapanym w wir wydarzeń, nad którymi nie ma kontroli, ale które wymuszają jego reakcje. Główny bohater to bardzo ciekawie zarysowana postać i jednocześnie jeden z głównych elementów ukazujących kunszt autora. W pewnej mierze jest to przysłowiowy wręcz „swój chłop” — taki, co żywemu nie przepuści, honor ceni, konfidentami się brzydzi i wie, kiedy komuś trzeba spuścić wpierdol (i się przed tym nie wzdraga). Tym samym jest też w niektórych aspektach zbitkiem sprzeczności. Przykładowo: rodzina jest dla niego wartością nadrzędną, ale jednocześnie zdradza żonę nie raz i nie trzy razy. Koniec końców jednak jego postawa sprowadza na niego zgubę w postaci hańby i traci to, co cenił. Orbitowski z jednej strony nie oszczędza go, ale i patrzy ze współczuciem i daje czytelnikowi szansę samodzielnego stwierdzenia, czy Zbyszek zasłużył sobie na to, co go spotkało.
Pisanie o Innej duszy podsumowałem słowami, że Orbitowski stworzył „opowieść ważną, dającą do myślenia i mówiącą coś ważnego o świecie” i podobnie można napisać o bohaterce tekstu niniejszego. Kult to powieść ciekawa i ludzka. Pozwala ona przyjrzeć się interesującemu zjawisku z perspektywy zwykłego człowieka starającego się pozostać na jego obrzeżach.
Kult obrządek miał i tu:
Miał dobre życie i straszny koniec, ale tylko to dobre życie się liczy‚ nic więcej, bo mało kto takie ma, a koniec jest straszny dla wszystkich bez wyjątku.
tanayah
Czytałam opis kiedy ta książka wychodziła i pomyślałam sobie: Eee, temat taki nie mój… Teraz mnie przekonałeś swoim wpisem, że jednak warto poświęcić jej czas 😉
pozeracz
O, to się cieszę. Ale pamiętam, że po premierze opis też wydał mi się nie w pełni przekonujący i pewnie dlatego dopiero teraz czytałem.
Ambrose
Czytałem 3 lata temu i do dzisiaj dobrze ją wspominam. Bardzo spodobał mi się wykreowany portret Polski lat 80-tych XX wieku.
pozeracz
Orbitowski ma talent do ukazywania tych czasów minionych, ale jeszcze w pamięci żyjących.