"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Bolesne zapętlenie, czyli „Najemnik” Iaina M. Banksa

Oto i doszliśmy do (0)granic(zeń) polskiego rynku wydawniczego. Recenzowana poniżej powieść jest bowiem ostatnią częścią Kultury wydaną w Polsce. To właśnie na niej w 1999 roku skończyły się zapędy wydawnictwa Prószyński i S-ka. Nie tak dawna inicjatywa Zysk i S-ka skończyła się nim się zaczęła — choć przyznać trzeba, że Wspomnij Phlebasa to niekoniecznie najbardziej przebojowe otwarcie zdolne przekonać czytelników. Znacznie lepiej nadawałby się do tego Najemnik.

use of weapons najemnik

Mężczyzna znany jako Cheradenine Zakalwe był jednym z głównych agentów wydziału specjalnego, który był wysyłany na planety, aby zmieniać, ich losy tak, by odpowiadały Kulturze. Z wprawą stosował intrygi, nieczyste zagrywki działania militarne. Teraz agentka Diziet Sma, która kiedyś popchnęła ją na te pełną przemocy ścieżkę, musi znów go odnaleźć i wysłać na kolejną (ostatnią?) misję. Nie spodziewa się jednak, co czeka ją samą na końcu tej drogi ani też jak pełne okrucieństwa było życie, które ukształtowało Zakalwe nim się poznali.

Najemnik to powieść nietypowa nie tylko jako część gatunku science fiction, ale też dla nieszablonowego cyklu, którym jest Kultura. Pierwszym i najbardziej ewidentnym z oryginalnych elementów jest struktura opowieści. Można by ją odkreślić odwróconą i po części szkatułkową. Mamy tu bowiem trzy osobne acz powiązane ciągi narracyjne. Pierwszym, tym łączącym, jest wątek „współczesny”, w którym Sma poszukuje najemnika. Drugi składa się z epizodów z życia Zakalwe już po zwerbowaniu przez Kulturę – jego popisów i porażek. Ostatni zaś ukazuje wydarzenia, które ukształtowały go w młodości oraz pchnęły go, by został płatnym specjalistą od (raczej nie bezkrwawych) przewrotów. Dwa pierwsze z wspomnianych zbiegają się w pewnym momencie, a trzeci służy początkowo za tło i przeciwwagę, by końcu chwycić za róg fabularnego obrusa i zrzucić wszystko ze stołu.

Iain M. Banks stworzył bowiem rarytas z gatunku tych, do których Pożeracz ma wielką słabość. Najemnik jest bowiem powieścią przemyślaną i napisaną tak, by swą końcową woltą wymusić inne spojrzenie na resztę fabuły oraz zmotywować odbiorcę do ponownej lektury. Na marginesie szybko i kumotersko wspomnę tylko, że w krótkiej formie mistrzem takich zabiegów był Ambrose Bierce. Oznacza to, że nawet i bez tego drugiego czytania niektóre wydarzenia nabierają innego znaczenia, a pewne drobiazgi okazują się być pozostawionymi przez pisarza podpowiedziami. Jeśli znajdę kiedyś czas (gdyż ochota póki co jest), to zamelduję, jak satysfakcjonująca była te repeta.

Jednak wszystkie te formalno-strukturalne zachwyty na nic by się zdały, gdyby postaci płaskimi były, a ich historia nudną. Na całe szczęście tak nie jest, a Cheradenine Zakalwe to bohater ciekawy, wielowymiarowy i ze znaczącą przeszłością. Konstrukcja powieści sprawia, że nawet początkowe działania najemnika ocenić w pełni można dopiero po lekturze całości. Przez to ciężar większy kładziony jest na dzieciństwo i młodość protagonisty – tragiczne wydarzenia, polityczne napięcia oraz rówieśnicze relacje wszystkie tworzą splot powoli (a momentami i boleśnie) rozplątywany przez Banksa i czytelników. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim czają się refleksje na temat miłości, przywilejów, okrucieństwa i uciekania od siebie.

banks najemnik

Najemnik to póki co najlepsza z czytanych przeze mnie książek Banksa. Co prawda sama Kultura jest tu mocno na marginesie, ale konstrukcja powieści wraz z jej wielką woltą oraz czynnikiem ludzkim czynią z niej powieść wartą uwagi. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że można znajomość cyklu zacząć właśnie od niej. Mam też nadzieję, że wpadnie tu ktoś, kto ją czytał, bo niełatwo było mi pisać, ostrożnie stąpając wokół centralnej niespodzianki.

Szybszy, bardziej zwrotny od ptaka czy owada pocisk nożowy zatoczył niemal niewidzialne koło po mężczyznach, wydając dziwny zacinający się odgłos. Siedmiu jeźdźców – pięciu spieszonych – padło na ziemię w czternastu oddzielnych kawałkach. Sma usiłowała wrzasnąć na dronę, by za-trzymał pocisk, ale krztusiła się pyłem i już zaczynała wymiotować. Drona poklepał ją po plecach.

Poprzedni

Sinusoidy akcji, czyli „Rytm Wojny” Brandona Sandersona

Następne

Zbawienie spomiędzy rabatek, czyli „Kult” Łukasz Orbitowskiego

4 komentarze

  1. Luiza

    Z tego, co piszesz, to przewrotna książka. Zaintrygowało mnie. A jeśli można zacząć od niej, bez konieczności wcześniejszego sięgania po inne tomy/części/odsłony, to tym bardziej kusi.

    • pozeracz

      Z tego, co czytałem, to cały cykl można tak czytać. Póki co pierwsze trzy powieści powiązane są jedynie światem i rzeczoną Kulturą. Nie wyłapałem żadnych powiązań „osobowych” 😉

  2. Ciekawe, bo w 2019 roku wznowiono „Wspomnij Phlebasa”, ale chyba na pierwszym tomie poprzestano odświeżanie tej serii, co znacząco obniża szanse na przetłumaczenie nie wydanych dotąd nad Wisła tomów.

    • pozeracz

      Trudno mi stwierdzić, ale wydaje mi się, że gdy seria wyszła po raz pierwszy też nie zdobyła wielkiej popularności (stąd tylko trzy tomy)… A wznowienie też jakoś wielce promowane nie było, więc nie miało za bardzo na czym bazować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén