"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Podziw zazdrością podszyty, czyli „Literatura jako kłamstwo” Giorgio Manganelliego

Co prawda po kolejny tom Domów ze słów sięgnąłem zdecydowanie później niż się spodziewałem (poprzedni recenzowałem ponad trzy lata temu), ale nie zmienia to faktu, że ta seria PIWu kusi mnie niezmiennie. Powziąłem też mocne postanowienie przeczytania całości. Jednak po lekturze zbioru esejów Giorgio Manganelliego muszę rozważyć formę ich recenzowania. Literatura jako kłamstwo mogłoby bowiem stanowić dla mnie wzór tego, jak pisać o literaturze… I jak tu recenzować taką książkę?

literatura jako kłamstwo

Postanowiłem więc uciec się do pewnego niecnego wybiegu i od siebie dodam tylko kilka zdań wstępu faktograficznego, kilka zdań opisu mych wrażeń, a całość dopełnią cytaty (no i akapit końcowy). Może i to droga w pewnym sensie na skróty, ale primo, to jest mój blog, a secundo, trudno byłoby mi wyjść poza zachwyty elokwencją marniejące przy Manganellim. Korzyścią wymierną dla Was zaś będzie zwiększenie szansy na publikacji drugiej recenzji w tym tygodniu. Jeśli zaś chcecie zajrzeć w blogową przeszłość i zrobić pierwszy krok na drodze do poznania autora, przeczytajcie mą recenzję prześwietnej Centurii.

Giorgio Manganelli był nie tylko pisarzem (i przy tym członkiem awangardowej Gruppo 63), ale też tłumaczem (przekładał na włoski między innymi Poego, Pounda czy Elliota) i krytykiem. Italo Calvino o jego pisarstwie miał powiedzieć tak: „był pisarzem niepodobnym do żadnego innego, niewyczerpanym i zniewalającym wynalazcą w grze języka i idei”. Literatura jako kłamstwo to zaś zbiór, na który składają się eseje przedmiotowo zróżnicowane: niektóre poświęcone są danemu autorowi, inne jednemu dziełu, a są i rozważania natury ogólnej (z naciskiem na ten tytułowy).

Od siebie dodam tylko, że Literatura jako kłamstwo na tyle zachwyciło mnie na tyle mocno, że doprowadziło tekst niniejszy do jego obecnej formy. W tym miejscu należy też docenić przekład Joanny Ugniewskiej, gdyż to za jego sprawą ten zachwyt był w ogóle możliwy. A i posłowie stanowi wartościowe uzupełnienie całości. Zresztą nie będę tu się rozpisywał nad wyraz – mnie całość wciągnęła i do frustracji własnymi brakami doprowadziła. Was zapraszam do pożarcia cytatów poniższych i wyrobienia sobie apetytu na resztę.

literatura jako kłamstwo

Będzie kompletowane

Trzej muszkieterowie nie znają geometrii, lecz jedynie szybkość, która jest również abstrakcyjną cechą, niewątpliwym znakiem stylu. Po zakończonej lekturze pozostaje nam w pamięci to właśnie: zwinna i lekka ręka rysująca nieustannie w powietrzu skomplikowaną sieć labiryntów; najpewniej mamy do czynienia z dłonią rysownika arabesek, chociaż czasami przypominają one groteski. Kiedy jednak przemierzyliśmy już tak łatwo powietrzną przestrzeń, rysunek, nakreślony prawdopodobnie przez ową rękę, zdążył zniknąć na zawsze.

***

Od zawsze towarzyszy nam taka emblematyczna i w jakiś sposób braterska figura; pamiętam pewną przypowieść Borgesa: człowiekowi budującemu labirynt przeciwstawia się człowiek, który wie, że labiryntem jest cały wszechświat. Posłuszna takiemu, wewnętrznemu wzorcowi, cała literatura, fantastyczna lub nie, dąży do wydania na świat wszechobejmującej książki, zdolnej zrodzić inne nieskończone książki, rozdziały przemyślnie solidarne, klasyfikację i opis tego, co nie istnieje.
Na koniec: królestwo fantastyki jest uprzywilejowaną siedzibą tego, czego nie ma prawa tam być, tego, co nie może, nie powinno tam się znaleźć; dezercja, nieodłączna od literatury , staje się w fantastyce bluźnierstwem, sprzeciwem, zdradą. To literatura lewej ręki, apostazji i herezji. Stosując tragiczną i daremną strategię, mającą na celu pojmanie nicości i bogów, herezjarchowie fantastyki mają za zadanie projektować zasadzki podziemnych korytarzy, konstruować wymyślne i perwersyjne pułapki.

***

Na tym polega właśnie urok Kochanka Lady Chatterley: tkwi on w jego aspołecznej wymowie. Opowiada bowiem o miłości nieuświęconej prawem, ani pobożnym przestrzeganiem obowiązków, ani przynależnością do klasy czy klanu, miłości będącej początkowo jedynie aktem skrajnego egoizmu, potem zaś owocem indywidualnych wartości, wyznawanych przez postaci. W tym punkcie, jak zwykle dzieje się to w obliczu dyskursu anarchicznego, wysunięto kolejną obiekcję. Katherine Anne Porter, Amerykanka napisała mniej więcej, co następuje: mamy do czynienia z południowcem, który kładzie się pod drzewem, ma nad sobą bezchmurne niebo i oddaje się seksualnym marzeniom nastolatka. To również jest obiekcja natury społecznej.
Lady Chatterley nie jest wielką powieścią, lecz kryjąca się w niej frenezja czyni dozwolonym to, co niedozwolone, imperatywem obscena, czymś ludzkim zwierzęcość, czułą nieprzyzwoitość fantazji „trzewi i łona”; jednym słowem, wszystko, co sprawia, że jest to książka aspołeczna.

***

Praca nad literaturą jest aktem perwersyjnej pokory. Ten, kto manipuluje literackimi przedmiotami wciągnięty zostaje w sytuację literackiej prowokacji. Usidlony, zanurzony w splocie słownych orbit, atakowany sygnałami, formułami, inwokacjami, czystymi dźwiękami domagającymi się odpowiedniej kolokacji, oślepiony i poparzony piorunującymi, dziwacznymi trajektoriami słów, podglądacz i mistrz ceremoniału, wezwany zostaje do dania świadectwa na temat języka, który mu przynależy, który go wybrał, jedynego, w którym znośnie jest mu żyć; jedyna kondycja stabilna i realna, chociaż całkiem nierzeczywista, pozostaje nietrwała; jedyna egzystencja, a raczej, skoro pisarz rozpoznaje się tylko jako chwyt językowy, jego inwencja, jest być może jego ektoplazmatycznymi genitaliami.

giorgio manganelli

I jak? Pędzicie już do księgarni? Wiem, wiem… Literatura jako kłamstwo pewnie nie każdemu do gustu przypadnie, ba, wiele osób w ogóle po krytykę literacką w takiej formie nie sięga. Jeśli jednak lubicie czasem poczytać książki o książkach, chcecie nieco poszerzyć swój krytyczny aparat albo zwyczajnie i po ludzku wpaść w kompleksy, to polecam szczerze.

 

Poprzedni

Niedocieczone odczłowieczenie, czyli „Ja, która nie poznałam mężczyzn” Jacqueline Harpman

Następne

Na drugim planie, czyli „Pustkowie zwane pokojem” Arkady Martine

4 komentarze

  1. Luiza

    O, tak, ta seria kusi^^

  2. U mnie jest jeszcze gorzej, bo owa seria również przykuła moją uwagę, a jak dotąd nie przeczytałem ani jednej pozycji.

    • pozeracz

      Ja mam w koszyku na Allegro dodane trzy następne, ale jeszcze pokusa nie wygrała. Przycisk zakupu jeszcze czeka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén