Zakres programowy na filologii angielskiej był na tyle zróżnicowany, że większość osób była w stanie znaleźć coś, co bardzo się jej podobało oraz zdiagnozować swą piętę achillesową. Moim numerem jeden była literatura i wszystko co z nią związane, a głównym źródłem mych cierpień i boleści była metodyka z przyległościami. Z kolei większość studentów za literaturą nie przepadała, ale nie względu na niechęć do czytania, a raczej natężenie ilościowe lektur obowiązkowych. Jeśli zaś chodzi o pozostałe przedmioty, to ze względu na mą ciekawską naturę oceniałem je raczej przychylnie. Dziś chciałem przybliżyć kolejny drobny wycinek, tym razem z kategorii „oczywistych, gdy o tym pomyśleć, ale przydatnych po zwerbalizowaniu”, czyli o regułach konwersacyjnych.
Czym są te twory i dlaczego w ogóle o nich piszę? Reguły te (zwane też zasadami/maksymami komunikacyjnymi) to zbiór zaleceń, które regulują, ułatwiają komunikację. A piszę o tym dlatego, że nie tylko stanowi interesującą (według mnie) ciekawostkę lingwistyczną, ale także dlatego, że wypowiedź blogowa także stanowi formę komunikacji i może podlegać tym maksymom. Co prawda podleganie to ma pewne wyjątki, ale o tym później. Wracając jednak do sedna – sprawcą całego zamieszania jest niejaki Paul Grice, brytyjski filozof języka, autor ważnych prac z zakresu pragmatyki. Sformułował on teorię implikatur konwersacyjnych, której podstawowym założeniem jest celowość komunikacji. W ramach tej teorii Grice sformułował jedną regułę nadrzędną oraz cztery szczegółowe. Ta pierwsza zwana jest Zasadą Współpracy i brzmi:
Uczyń swój udział konwersacyjny w przewidzianym dla niego momencie takim, jakiego wymaga zaakceptowany cel lub kierunek rozmowy, w którą jesteś zaangażowany [Paul Grice, Logika i konwersacja, 1977]
Cztery maksymy szczegółowe prezentują się zaś następująco:
ILOŚCI informować w ilości stosownej do celu konwersacji |
JAKOŚCI podawać informacje prawdziwe |
ODNIESIENIA mówić to co istotne dla tematu rozmowy |
SPOSOBU mówić jasno i zrozumiale |
Reguły te można łamać albo naruszać. Łamiąc regułę jakości, kłamiemy. Jeśli nasze działanie jest celowe, może narazić nas na pewne konsekwencje. Wszystko jasne i przejrzyste, prawda? To jedne z podstawowych zasad funkcjonowania międzyludzkiego. Jednak maksymy można też naruszać ostentacyjnie, czyli w sposób dający wyraźnie znać, że łamiemy regułę. Adresat wypowiedzi wyciąga z niej odpowiednie wnioski, biorąc pod uwagę nie tylko treść, ale i kontekst oraz założenie, że nadawca przestrzega pewnych zasad. Tu właśnie dochodzi do opisywanego przez Grice rozróżnienia na „znaczenie zdania” oraz „znaczenie mówiącego„. Niezgodność między tymi dwoma oznacza pojawienie się implikatury konwersacyjnej, czyli tego dodatkowego znaczenia. Implikatury dodatkowo podzielić można na ogólne i szczególne. Te pierwsze można zrozumieć bez znajomości kontekstu wypowiedzi, a te drugie bez tego kontekstu pozostaną niezrozumiałe.
Maksymy sformułowane przez Grice’a były uzupełniane, rozwijane, ale też poddawane krytyce. Geoffrey Leech dodaje swoją ogólną Zasadę Grzeczności do Zasady Współpracy Grice’a. Tym razem maksym jest sześć, ale pierwsza z drugą i trzecia z czwartą tworzą pary. Oto te zasady: taktu, wielkoduszności, aprobaty, skromności, zgodności i współodczuwania. Nazwy reguł są na tyle jednoznaczne, że szczegółowe ich definiowanie nie jest koniecznie i zajęłoby niewspółmierną do korzyści ilość miejsca. Leech wspomina też, że sformułowane przez niego reguły mogą się różnić w zależności od kultury – niektóre z maksym mogą być odbierane wręcz jako obraźliwe. Na tej samej zasadzie próbowano krytykować maksymy Grice, wskazując różnice między kulturami. Grice się przed tym jednak zabezpieczył, gdyż jego maksymy mają zastosowanie tylko wtedy, gdy działa jego Zasada Współpracy.
Wspomniane krytyczna próba Elinor Keenan ma jednak ten plus, że pozwoliła mi poznać kilka ciekawych faktów o języku malgaskim. Oficjalny język Madagaskaru ma bowiem to do siebie, że współpracę konwersacyjną osiągają w zupełnie inny sposób. W kulturze tego języka rozmówcy mogą z oporem zdradzać informację, tym samym łamiąc maksymę ilości poprzez unikanie udzielanie bezpośrednich odpowiedzi. Ryzykują bowiem utratę twarzy powiązaną z zaświadczeniem o prawdziwości danej informacji, co wiąże się z tym, że posiadanie informacji jest tam formą prestiżu. Innymi słowy – podzielenie się z kimś informacją posiadaną na wyłączność oznacza utratę prestiżu. Z czasem odkryłem jeszcze inną drobną ciekawostkę, tym razem feministyczną. W języku malgaskim to mężczyźni cechują w wyidealizowanym stylu mowy, który charakteryzuje się pośredniością i brakiem konfrontacji, a to kobiety łamią językowe normy, korzystają ze stygmatyzujących form i bezpośredniego stylu kojarzonego z informacjami negatywnymi. W kulturach zachodnich jest odwrotnie i zwane jest to nawet „gender paradox„.
Zdaję sobie sprawę, że spora część osób odwiedzających i czytających mego bloga to absolwentki i absolwenci filologii przeróżnych maści, w związku z czym nachodzą mnie wątpliwości względem celowości pisania takich wpisów. Na innych filolololo wspomina się zapewne o pragmatyce i maksymach Grice’a, więc możliwe, że wpis ten powstał psu na budę. Mimo to mam nadzieję, że choć dla promila z Was będzie to ciekawostka nowa, a dla innych ciekawa przypominajka.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzeni [Jonathan Carroll, Szklana zupa]
Ambrose
Ja z wykształcenia jestem technologiem chemicznym, a wiedzę na temat języka czerpałem głównie z esejów Staszka Lema, i stąd jest to wiedza mocno dziurawa i niepełna. Dlatego z przyjemnością oddałem się lekturze powyższego wpisu, ergo post nie powstał psu na budę.
pozeracz
Z jednej strony mógłbym się dziwić, że tak dobrze idzie Ci pisanie o książkach, ale wystarczy, że pomyślę o zapleczu edukacyjnym sporej części zasłużonych, polskich pisarzy SF, to techniczne wykształcenie wcale nie jest tam rzadkością. A gdy dodać do tego Lema jako mentora, to w ogóle zdziwienie znika. Cieszę się, że ten psu na budę nie piszę, gdyż na razie przestawać nie zamierzam.
Rozkminy Hadyny
Maksymy konwersacyjne Grice’a i teoria relewancji w ogóle to ta część teorii, do której ciągle się odwołuję w mojej pracy naukowej. Niemniej miło przeczytać tę ciekawostkę o języku, czy może raczej kulturze malgaskiej. I doceniam Twoje wysiłki w edukowaniu blogosfery!:)
pozeracz
Ładnie, ładnie. Trafiłem przypadkiem w przypadek Hadyny. A cóż to za praca? Ciekaw jestem niezmiernie. A te ciekawostki lubię kolekcjonować. I miło mi niezmiernie, że wysiłki me doceniasz.
Rozkminy Hadyny
Gdy omawiałam pierwsze tłumaczenie „Jane Eyre” z 1881 roku w pacy magisterskiej, „usprawiedliwiałam” tłumaczkę tym, że przekładała tak, jak według niej było, że tak brzydko powiem z braku laku, „relewantnie” dla polskiego odbiorcy tego konkretnego czasopisma, w którym rzecz wychodziła.
Jakbyś był ciekawy, tu całość:
http://www.academia.edu/4019388/A_controversial_translation_justified_by_the_context_Janina_the_first_Polish_version_of_Charlotte_Brontë_s_Jane_Eyre_
Teraz skupiam się na „Północy południu” Elizabeth Gaskell i tłumaczeniu z XIX. wieku i współczesnym fanowskim. Też zapewne będę wspominać o pragmatyce i to nie raz 😉
pozeracz
Ładnie, ładnie. Pełna profeska. Moich prac nigdzie nie ma w sieci. Ale z drugiej strony i tak pewnie nikt, by nie chciał ich czytać. Wystarczy, że promotor i recenzent się przemęczyli.
Knight Martius
Ach, H. P. Grice. O jego zasadzie współpracy pisałem w pracy magisterskiej. 😀 Jeszcze pisała o nim Barbara Kielar w „Zarysie translatoryki”, ale powiązała to już bardziej z tłumaczeniami, dlatego wzmianka o Grisie w mojej pracy zasadniczo też się do tego sprowadzała.
Mimo to uważam, że ten wpis nie poszedł w las, ponieważ dowiedziałem się o istnieniu zasady opracowanej przez Geoffreya Leecha, która jakoś umknęła mi w poszukiwaniach. No i ciekawe jest, że zasady te nie we wszystkich kulturach mają zastosowanie. Tylko wspomniana krytyczna próba Elinor Keenan wzięła mi się w tym wpisie jakoś znikąd i nie potrafię jej do niczego odnieść.
pozeracz
Początek akapitu o pani Keenan odwołuje się do początku poprzedniego, a konkretnie do fragmentu: „ale też poddawane krytyce.” Z perspektywy czasu nie wygląda to na tak czytelne nawiązanie, jak mi się zdawało w trakcie pisania.
A co do translatoryki – sam nie wiem, czy powinienem się cieszyć, czy nie, że na studiach nie miałem z tym przedmiotem żadnego kontaktu. Ani na licencjacie na UAM, ani na magisterce na UKW translatoryki nie uświadczyłem.
Radek
Czytają Cię też dzieci dopiero kończące gimnazjum i takie teksty są dla nich jak najbardziej frapujące. Choć ciągle jestem tak cienki w uszach, że muszę to „trawić” dłuższy czas. :p
pozeracz
Drogi młodzieńcze, jakżeż mi miło, że zaglądasz w me stetryczałe progi! Ależ ciężko mi powstrzymać się jakiegoś patetycznego kazania zaczynającego się od „W Twoim wieku”. Napiszę więc krótko, by blamażu uniknąć: świetnie, że wpadasz i że chcesz przytyć w uszach.