Wydawać by się mogło, że w czasach Internetu, wyszukiwarek, Facebooka czy też serii wpisów o niszowych wydawnictwach na Parapecie Literackim trudno przegapić wydawnictwo funkcjonujące na rynku od niemal dziewięciu lat. Jednak to wydawnictwo JanKa odnalazło Pożeracza, a nie odwrotnie. Janina Rogalska-Koźbiel i Jan Koźbiel uważają, że najważniejszy jest autor i chcą, by czuli się oni w ich wydawnictwie jak w domu. Jednym z tych autorów jest Grzegorz Gortat, który pasuje tu w sam raz, gdyż tworzy od lat, a dotąd o nim nie słyszałem. Dziś jednak zapraszam za Mur.
Egzystencja za Murem jest boleśnie proste. Dzień w dzień, dzień w dzień, dzień w dzień te same czynności, te same posiłki, ten sam trud. Nieliczni szczęśliwcy mogą liczyć na szansę pracy w cieniu Iglicy albo też dołączenie do elitarnego grona budowniczych. Po pewnym czasie można nawet liczyć na odkupienie win i możliwość powrotu do Miasta. Pewną odmianą bywają publiczne egzekucje próbujących uciec naiwniaków czy też organizowane w Rocznicę krwawe igrzyska. Jednak jeszcze kilkanaście lat temu wszystko wyglądało inaczej. Republika przetrwała Rewolucję i jej przyszłość zapowiadała się świetliście. Prezydent Martens, przykładny mąż i ojciec, kierował krajem i prowadził go ku dobrobytowi.
Mur to prowadzona dwutorowo antyutopia. Numerowane rozdziały przedstawiają zdarzenia, które doprowadziły do aktualnego stanu, a te nienumerowane skupiają się na historii jednego budujących Mur więźniów, zwanego Nulem, oraz jego relacjach z Sędzią, który zawiaduje cały kompleksem penitencjarnym. Te pierwsze stanowią niejako tło dla aktualnych wydarzeń, ale jest to tło bardzo ważne. Obie części są ze sobą powiązane nie tylko światem przedstawionym, ale i postaciami, ale szczegóły tych powiązań musi odkryć sam czytelnik. Ten zaś dość szybko domyśla się, że oba wątki splatają się ze sobą, co pozytywnie wpływa na jego zaangażowanie w fabułę. Uważny odbiorca zapewne dość szybko odkryje te relacje, ale na całe szczęście nie odbiera to satysfakcji z czytania, a raczej pogłębia dalszą lekturę. Jest tak, gdyż związek Nula z Sędzią od samego początku intryguje i niepokoi zarazem, a im więcej szczegółów, tym więcej materiału dla psychologicznych refleksji. Przyciąganie i waga tej relacji jest na tyle duża, że wypacza po części odbiór finału powieści. Można bowiem zaryzykować stwierdzenie, że jej kulminacja następuje przedwcześnie i sprawia, że ostatnie akty Muru tracą na wyrazistości i nieco się dłużą.
Ta ludzka warstwa to zresztą jedna z mocniejszych stron powieści Gortata, tak pod względem indywidualnym, jak i zbiorowym. Dwutorowość fabuły sprawia, że Mur jest jednocześnie studium manipulacji w praktyce, jak i długofalowych efektów tych manipulacji. Wątki z przeszłości ukazują, jak bezwzględna może być polityka i jak dysponując odpowiednimi środkami można pokierować tłumem, jego łaską i gniewem. Ciekawe jest to, że nie ma tu w zasadzie żadnej postaci pozytywnej, są raczej różne stadia politycznego wyrachowania oraz ideologicznego zaślepienia. Nieliczne próby odkupienia win nie zmieniają tego stanu rzeczy. Część więzienna stanowi natomiast analizę zniewolenia oraz potęgi formy (w rozumieniu gombrowiczowskim). Początek to porażający obraz otępienia i bezwolnej akceptacji otaczającej człowiek przemocy. Co prawda z czasem czytelnik dowiaduje się, że jest to stan częściowo wspomagany farmaceutycznie, ale nie osłabia to wydźwięku tych fragmentów. Nie mniej przerażające jest obserwowanie, jak łatwo z ofiara może zająć miejsce kata. Powieść dobitnie pokazuje, że bardzo często to duch podlega formie, że w człowieku wygrywa ta część egoistyczna. Na to wszystko nakłada się jeszcze bardzo nośna metaforyka muru – budowania go fizycznie i mentalnie, burzenia go, cegieł na niego się składających i tym podobnych. Niezbyt jasne są za to powody, dla których w rozdziałach nienumerowanych zrezygnowano z poprawnie interpunkcyjnego oznaczania dialogów.
Kreacja świata stanowi jednocześnie zaletę powieści, jak i jej największą wadę. Nie chodzi tu nawet o pewne poczucie nagromadzenia inspiracji, gdyż może ono zwyczajnie wynikać z pewnej powtarzalności antyutopijnych wizji. Choć upodlenie kobiet jest tu wątkiem pobocznym niemal, to nie da się uniknąć przywoływania Opowieść podręcznej Margaret Atwood. Elementem wspólnym jest nie tylko uprzedmiotowienie płci pięknej, ale też ukazanie łatwości, z jaką ludzka bezczynność przekształca znany świat w nieznane piekło. Pod względem światotwórstwa to właśnie ukazanie tego politycznego tła oraz poszczególnych zdarzeń, które doprowadziły to zrodzenia Muru, a także architektów tej drogi. Zawieszenie niewiary pryska jednak, gdy spojrzy się na stan Republiki przez pryzmat globalny. Jakim sposobem nie doszło do żadnej interwencji? Jak uwadze ludzkości umknął więzienny kompleks mieszczący kilkadziesiąt tysięcy osób? Czy cały świat pogrążył się w podobnym chaosie? Jest tu wspominany co prawda konflikt z sąsiednim państwem i bandy wędrownych bandytów, ale biorąc pod uwagę, że akcja powieści dzieje się na Ziemi (pewną rolę odgrywa tu chrześcijaństwo, cytowana jest Biblia, a wspomniany Chiński Mur), brak odpowiedzi na te pytania kłuje czytelnika. Transformacja Republiki opisana została szczegółowo, więc tym bardziej dziwi niemal zupełny brak informacji o świecie zewnętrznym. Może i stworzenie innego świata dopasowanego do fabuły byłoby pójściem po linii najmniejszego oporu, ale rozwiązałoby ten problem bez znacznego osłabiania wydźwięku.
Grzegorz Gortat podjął się bardzo ambitnego zadania, ale wyszedł z niego obronną ręką. Pewne braki w kreacji świata przedstawionego oraz spadek napięcia na koniec powieści psują po części efekt końcowy, ale Mur to i tak powieść warta uwagi. Ukazuje one w boleśnie prawdopodobny sposób drogę kraju ku tyranii, pułapki ludzkiej bezwolności oraz siłę narzucanej człowiekowi formy. Jest to wizja dystopijna, ale brak elementów nadprzyrodzonych sprawia, że powinna spodobać się nie tylko fanom literatury fantastycznej. Trudno osądzać całość oferty po jednej książce, ale pierwszy kontakt z wydawnictwem JanKa uważam za udany.
Podziękowania dla wydawnictwa JanKa za egzemplarz do recenzji
Wolność! Zaśmiał się. To mało stabilna moneta, skoro każdy reżim wybija ją według własnych standardów i oszukuje na składnikach.
Ambrose
Nazwisko autora obiło mi się o uszy, ale dotychczas żadnej książki nie czytałem. „Mur” wydaje się całkiem ciekawą lekturą, nawet pomimo wspomnianych niedociągnięć. Antyutopie, szczególnie te dobre, ta zawsze znakomita forma ostrzeżenia, uzmysłowienia nam, jak niewiele potrzeba, by życie całych społeczności uległo diametralnemu pogorszeniu. A to nawiązanie do „Opowieści podręcznej” tym bardziej intryguje, jako, że w niedługim czasie pewnie sięgnę po tę powieść (jestem pierwszy na bibliotecznej liście oczekujących na wypożyczenie tego tytułu).
pozeracz
Czekam więc na wrażenia z „Opowieści podręcznej” i polecam sięgnąć po „Mur”. Może i nie jest to zupełnie ta sama klasa, ale broni się i tak.
Marta
Dzięki za recenzję. Zaciekawiłeś.
pozeracz
A cóż Cię zaciekawiło? 😉
Marre
A wiesz, że najwyraźniej czytałam powieść tego autora, ale dla dzieci? „Miasteczko ostatnich westchnień” – dosyć mroczne (z opisów fabuł innych jego książek wnioskuję, że on tak zawsze ;)) i zaskakująco brutalne, ale bardzo mi się podobało 🙂
„Mur” na poziomie fabuły jakoś specjalnie do mnie nie przemawia, ale dzięki za to wydawnictwo, polajkuję na Facebooku i będę śledzić kolejne premiery ^^
pozeracz
Tak, sprawdzałem twórczość autora w trakcie pisania tego wpisu i przyznać muszę, że jest ona dość różnorodna. Niektóre z jego książek dla dzieci nagradzane nawet były.
Ytr0001
O, dzięki Tobie nie dość, że poznałem nowe wydawnictwo, to jeszcze odkryłem, że mam w domu na półce powieść tego autora, niejaką „Niekompletność” ;). A „Mur” całkiem mnie zainteresował, choć jego wady sprawiają, iż trochę boję się lektury – obawiam się, że mogę mieć mniejszą niż Ty tolerancję na braki świata przedstawienia :/. Z drugiej strony możliwe, że się skuszę, szczególnie jeśli „Niekompletność” przypadnie mi do gustu ;).
pozeracz
Mam wrażenie, że lepiej byłoby przenieść tę opowieść do jakiegoś zupełnie innego świata albo po prostu nie nawiązywać w żaden sposób do „naszego” świata.