"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Uciec od/do siebie, czyli „Najada” Zyty Oryszyn

Czytelnicze decyzje są czasem podejmowane na bazie nie do końca racjonalnych przesłanek. Wznawiana Najada Zyty Oryszyn przyciągnęła mnie początkowo wzmiankami o literaturze chłopskiej i Wiesławie Myśliwskim, ale z prośbą o egzemplarz zwróciłem się do wydawnictwa dopiero, gdy… sprawdziłem ich adres. Czersk nie tylko leży względnie blisko mojego rodzinnego miasta, ale też Borów Tucholskich, do których to mam wielką słabość i sentyment z powodów przeróżnych. Dość jednak prywaty, pora na sedno.

najada okładka

Przy drodze do Przyrowa jest staw, który przez czas długi był zwykłym stawem, lecz od niewyjaśnionego zniknięcia Amy Topolniakowej zyskał złą sławę. Pewnej księżycowej nocy Sawka kąpie się w mulistym stawie i wspomina. Wspomina swą przybraną babkę, do której przybywały z okolicy dziewczyny i kobiety dziecka chcące się pozbyć, a która na czas swych zabiegów wyganiała chłopca na poddasze. Rozmyśla też o Marychnie, którą spotkał znów na targu, gdy sprzedawała wiśnie. Sama Marychna zaś mierzy się ze swoją nadpobudliwą wyobraźnią, która przysparza jej kłopotów, a także z rodzinną wyrwą pozostałą po zaginionym w trakcie wojny ojcu, partyzancie.

Najada to jedna z tych powieści, które mimo niewielkiej objętości są niezwykle bogate w treść i potencjał interpretacyjny. Oryszyn pokazuje, czy też może raczej przypomina, że nawet mała, zamknięta społeczność może być źródłem wielu historii, wielu wartościowych perspektyw. Uwidacznia też, jak wiele może kryć się pod płaszczem pozorów. Doskonale widać to na przykładzie matki Marychny, która początkowo sprawia wrażenie zgorzkniałej i podatnej na ataki furii skierowanymi na ojca i córkę. Jednak część, gdy to ona jest narratorką, uwidacznia jej cierpienie po stracie męża, skomplikowane uczucia wobec do miasta wybyłego syna czy też tęsknotę za byciem zauważoną, docenioną. Podobnie się sprawy mają z innymi postaciami, którym autorka daje głos – zawsze kryją coś pod maską codzienną. Autorka nie bała się też poruszać tematów w tamtych czasach mocno drażliwych i mowa tu nie tylko o aborcji, a o krótkiej acz wyrazistej retrospektywnej scenie o wydźwięku homoseksualnym. Przy czym warto też dodać, że nikt nie traci resztek nadziei, że jeszcze coś się zmieni, że uda się gdzieś uciec, że ktoś inaczej na nich spojrzy.

john william waterhouse

John William Waterhouse / Najada, 1893

Najada jest też w dużej mierze powieścią o kobietach i ich stracie oraz traumach przez nią powodowanych. Marychna zna ojca w zasadzie tylko ze wspomnień innych, ale jego zniknięcie odciska piętno nie tylko na jej nadaktywnej wyobraźni, ale też na życiu całej rodziny. Natomiast Sawka zostaje podrzucony babce Ganowskiej, więc na pewien sposób traci rodziców zaraz po urodzeniu, ale potem traci i samą babkę. Kobiety przychodzące na aborcję niby nie zaprzeczają sakramentalnemu niemal „Tak postanowiła?”, ale nie zmienia to ciężaru emocjonalnego takiej decyzji, gdyż tracą wtedy dużo więcej nie tylko dziecko. Wagę przykładaną do tego wątku przez Oryszyn podkreśla dodatkowo to, jaki wpływ na życie postaci mają wydarzenia okołoporodowe. Dziadek Marychny wraca z Francji dopiero po śmierci żony w połogu, Sawka znów staje się sierotą po nieudanej aborcji przeprowadzonej przez babkę, a książkę zamyka niespodziewany poród Wiśki, która ukrywała niechcianą ciążę.

Zyta Oryszyn wszystko to okrasiła specyficzną mieszanką poetyckiego języka składnie łamiącego i językowej stylizacji. Opisy, zwłaszcza wiejskich scenerii i pobliskiej przyrody (z najadowym stawem na czele), potrafią zachwycić i smakować je można z literacką przyjemnością. Za przykład niech posłuży cytowany na stronie wydawnictwa fragment czy też takie oto króciutkie zdanie: „Opar coraz niżej nad stawek rozpełzał się.” Trudno niewprawionemu czytelnikowi oceniać wiarygodność gwarowej mowy i innych regionalizmów, ale sprawiają one wrażenie autentycznych i przydają powieści kolorytu. Wszystko to składa się na obraz może nie tyle w pełni realistyczny, ale niemal namacalny, zmysłowy.

zyta oryryszyn foto

Bardzo się cieszę, że Najada została wznowiona przez wydawnictwo Drzazgi. Jest to wysoce wartościowy, świetnie napisany wkład w literaturę chłopską. Zyta Oryszyn nie tylko niemal mimochodem ukazuje specyfikę życia na wsi, ale też nie boi się sięgać po tematy obecnej w niej bardzo rzadko. Na pewno postaram się przeczytać coś jeszcze tej autorki i będę śledził poczynania wydawniczej pary w Czerska.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję…

drzazgi logo

Najada zagościła też tu:

Nie jest to prawda, że najady wychodzą tylko w ciemne noce ze stawów nabrzękłych oparem albo zza krzaków bzu. Najady w ludziach mają zacisze i wypełzają krętymi pytaniami, kiedy sercem ludzkim targnie byt, bo są to pytania o sens.

Poprzedni

Jestem Wordozaurem, czyli wywiad z Krzysztofem Majerem

Następne

Nie jest za późno, czyli „The Four Profound Weaves” R.B. Lemberg

4 komentarze

  1. Dawno, dawno temu, jeszcze w czasach studenckich, skusiłem się na książkę „Madam Frankensztajn. Czarna iluminacja” pani Zyty Oryszyn, ale nie byłem w stanie przebrnąć przez żadną z zawartych w niej powieści. Od czasu do czasu przypominam sobie nazwisko tej autorki (ostatni, gdy czytałem Stachurę) i ciągle obiecuję sobie, że do niej wrócę. I przyznaję, że kusi mnie, by tę ponowną znajomość rozpocząć od czegoś zupełnie nowego – wydaje mi się, że „Najada” może być strzałem w dziesiątkę.

    • pozeracz

      A cóż sprawiło, że nie byłeś w stanie przez nie przejść?

      • Forma. Zderzyłem się z tekstem jak ze ścianą. Trudno mi było wyłowić z natłoku zdań treść, którą byłbym w stanie przyswoić.

        • pozeracz

          O, to aż mnie podwójnie zaciekawiło, że forma aż tak pogmatwana była. Lubię takie literackie ekstrema sprawdzać, choćby z ciekawości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén