Egzemplarz pierwszej części Nauki Świata Dysku należy do tych rzadkich książek darzonych przez mnie sentymentem. Ten nabyty i przeczytany w Irlandii miks światodyskowej przygody z esejem naukowym spodobał mi się wysoce, ale jakoś tak wyszło, że kolejne części nabywałem w sporych odstępach, a do tego niemal przypadkiem. Nabyty w mym allegrowym anglolumpeksie Zegarek Darwina potwierdza tę regułę.
Stworzony przypadkiem na Niewidocznym Uniwersytecie Świat Kuli to miejsce trudne do objęcia przez specyficzne intelekty czarodziejów z Ankh-Morpork. Nie działa tam narrativum, szansa jedna na milion nie spełnia się w dziewięciu przypadkach na dziesięć, a wszystkim rządzi fizyka i inne dziwactwa. Jednak dobroduszni dzierżyciele magii (i stanowisk) sympatią Kulę obdarzyli i jej losem się przejmują. Musieli poradzić sobie z elfią ingerencją, a teraz napisanie przez Darwina nie tej książki, co trzeba, prowadzi do naukowej stagnacji, a w efekcie braku metod na ucieczkę przed czyhającym przyszłości zlodowaceniem.
Jak w pierwszym akapicie stoi napisane: Nauka Świata Dysku III. Zegarek Darwina to połączenie fantastycznej opowieści z rozbudowanym esejem popularnonaukowym. Przewagę zdecydowaną me ten drugi element, a przygody Rincewinda, Stibbonsa czy Bibliotekarza (ook!) służą jako przerywnik, humorystyczna ilustracja. Co prawda perspektywa magiczno-narracyjna pozwala zilustrować pewne wątki, ale – jak to w tej serii bywa – fabularnych fajerwerków nie ma się co spodziewać. Jest za to pod dostatkiem (biorąc pod uwagę długość tych rozdziałów) pratchettowskiego humoru, więc interludia te przyjemne są zdecydowanie.
Jeśli zaś chodzi o warstwę naukową, to Zegarek Darwina można pochwalić za sarkastyczne prztyczki wymierzane w ignorancję, lecz delikatnie zganić za zagęszczone nagromadzenie tematyczne. Należy wspomnieć bowiem, że książka ta traktuje nie tylko o ewolucji, ale i przykładowo naukowo opisuje (nie)możliwości podróży w czasie, przygląda się społecznym podstawom rozwoju naukowego czy też opisuje matematyczne potraktowania nieskończoności. Bardzo możliwe, że to kwestia indywidualna, ale wątki matematyczno-fizyczne skorzystałyby na szerszym potraktowaniu, gdyż mimo przejrzystych objaśnień stopień bazowego skomplikowania i powiązanego z nim abstrakcyjnego myślenia bywa przytłaczający. Jednak nie zmienia to faktu, że wiele tu wartościowych fragmentów; na przykład pokazanie naukowego (nie zaś popularno-uproszczonego) postrzegania ewolucji.
Teraz pora na refleksję osobistą. Zawsze, gdy czytam o lub sam czytam książki, które walczyć chcą z ludzką ignorancją czy też mają wzbudzać empatię, to przychodzi do mnie podobne refleksja: te publikacje nie trafiają do tych, którym byłoby to najbardziej potrzebne. Sięgają po nie najczęściej osoby zdolne do reewaluacji swoich poglądów czy, prościej mówiąc, o otwartych umysłach (i sercach). Jednak Zegarek Darwina uświadomił mi pewną rzecz w kontekście wydawnictw popularnonaukowych: ich zadaniem jest nie tyle rozbijanie ignorancji, co rozbudowa aparatu krytyczno-poznawczego tych łaknących wiedzy. Wydaje mi się, że w czasie zalewu informacjami, coraz większego wpływu mediów społecznościowych (patrz Cambridge Analytica) i fake newsów staje się to coraz ważniejsze. Poza tym Pratchett, Stewart i Cohen pozwalają amatorom nabyć szerszą wiedzę o ewolucji i dają im argumenty na ewentualne dyskusje z kreacjonistami, jeśli taka nieprzyjemność miała by ich spotkać.
Nauka Świata Dysku III. Zegarek Darwina to pewniak dla tych, którzy mieli już do czynienia z serią, ale i popularnonaukowa gratka dla chcących poszerzać swe horyzonty. Może i zapachnie nieco banałem, ale gdyby wiedza była częściej podawana w taki właśnie sposób, byłoby mniej ignorancji do zwalczania. Smutne zaś strasznie jest to, że dwóch z trzech autorów nic więcej już nie napisze…
– Na Kuli sytuacja jest inna, dziekanie. Nie mają tam mioteł ani latających dywanów, a do lotu na Księżyc nie wystarczy zeskoczyć z krawędzi i po drodze w dół starać się ominąć żółwia.
Ambrose
Świetna seria i ogromna szkoda, że nawet gdyby pojawiły się kolejne tytuły, to Terry Pratchett nie będzie brał udziału w ich tworzeniu.
pozeracz
Ani też Jack Cohen. Jednak tak Cohen ze Stewartem, jak i obaj z osobna napisali sporo ciekawie zapowiadającej się literatury popularnonaukowej.