Memu corocznemu, dwuczęściowemu cyklowi wpisów planująco-podsumowujących do miana blogowej tradycji brakuje jeszcze kilku lat, ale od czegoś trzeba przecież zacząć. Tradycyjnie jednak pozostaję ostrożny wobec wyzwań, a niechętny wobec czytania na akord. Z tych właśnie odczuć pożenionych z chęcią sformalizowania pewnych zamiarów zrodziła się rok temu (nie)zobowiązują lista (nie)postanowień. Teraz zaś nadeszła pora rozliczeń.
Rozrachunek z zamiarami na rok 2016 wypada na mą korzyść, ale ledwo, ledwo. Spełnionych zostało bowiem dziewięć, a ośmiu się nie poszczęściło. Szat nie będę tu rozdzierał, gdyż i tak te 365 dni było czytelniczo mocno zróżnicowanych, a różnorodność była jednych motywów. Nieco gorzej poszło z autorami konkretnymi. Ustanawiam jednak niniejszym zasadę przenoszenia nieustrzelonego celu na rok następny. Pozwoliłem sobie też retroaktywnie podmienić słowo „powieść” na „książka” w przypadku postanowień ogólnych. Na rok 2017 przechodzą więc:
- Jeśli zimową nocą podróżny Italo Calvino
- Wieża Babel A.S. Byatt
- Dokończyć Świat Dysku oraz/lub Naukę Świata Dysku
- Powieść Thomasa Pynchona
- Powieść Margaret Atwood
- Powieść Olgi Tokarczuk
- Powieść Salmana Rushdiego
- Reportaż Ziemowita Szczerka
Skreślone z satysfakcją zostają zaś:
- S. J.J. Abramsa
- Duch Króla Leopolda Adama Hochschilda
- Between the World and Me Taneishi Coates
- Zbiór opowiadań Science Fiction (Kosmodrom, Konrad Fiałkowski)
- Powieść Neala Stephensona (Reamde)
- Powieść z klasyki science-fiction (Człowiek do przeróbki, Alfred Bester)
- Książka autora/ki z Afryki (Zoo City, Lauren Beukes)
- Książka autora/ki z Azji (Mężczyźni bez kobiet, Haruki Murakami)
- Książka autora/ki z Rosji (Czasy secondhand i Czarnobylska Modlitwa, Swietłana Aleksijewicz)
Kolejny rok będzie zaś po raz kolejny mieszanką konkretów z ogółami, tradycji z eksploracją oraz powrotów z odkryciami. Pierwszym dodatkiem zaś będzie połówka jednego ze spełnionych postanowień, a do tego dodam ponowienia. Utrzymana zostanie też liczba (nie)postanowień.
- House of Leaves Marka Danielewskiego
- (re) Do Androids Dream of Electric Sheep Philipa K. Dicka
- (re) Lalka Bolesława Prusa / Ulisses Jamesa Joyce’a
- Czarodziejska Góra Tomasza Manna
- Powieść Dana Simmonsa
- Powieść cyberpunkowa
- Powieść z APF (nie Żwikiewicz)
- Powieść autora/ki z Czech
- Powieść autora/ki z Afryki
Nie będę tworzył żadnych banerów ani hashtagów, ale mimo to nieśmiało zachęcam do stworzenia takiej listy dla siebie. Taka lista ma pewne działanie motywujące i konstytutywne, a wbrew jej nieformalnemu charakterowi jest pewną formą deklaracji. Nawet jeśli nie lubicie list, wyzwań i statystyk, to może być to całkiem niezły sposób na poradzenie sobie choćby z częścią czytelniczych zaległości. W ostateczności zaś możecie podzielić się swymi (nie)postanowieniami w komentarzach. A może chcielibyście coś dopisać do mojej listy? Śmiało.
„Expect the unexpected!”
„But wouldn’t it then be expected?”
„Oh. In that case, expect the expected!”[Discworld, Teeny Weeny Games i Perfect 10 Productions]
zacofany.w.lekturze
Listy nie są motywujące. Trzydzieści sekund po sporządzeniu listy książek do przeczytania w nowym roku przestaję mieć chęć na przeczytanie którejkolwiek. I jest to uczucie trwałe 😀
pozeracz
Lista sama w sobie mnie też nie motywuje – ta na Goodreads służy mi bardziej jako wskazówka i niezapominajka. Bardziej chodziło mi o deklaratywny aspekt publicznego ogłoszenia takiej listy i zapowiedzi rozliczenia się z niej.
zacofany.w.lekturze
Raz zrobiłem ten błąd, że publicznie ogłosiłem swe plany. Klęska była spektakularna. Nigdy więcej 😀
pozeracz
Hmmm… To ogłoś, czego na pewno nie przeczytasz i zobacz, jakie będą rezultaty 😛
zacofany.w.lekturze
To chyba dość oczywiste, że momentalnie poczuję się zwolniony z czytania tych ogłoszonych rzeczy 🙂
pozeracz
Oj tam, oj tam. Próbowałem po prostu inżynierii odwrotnej 😛
zacofany.w.lekturze
Za stary jestem wróbel na takie, pardon, plewy 😀
parapet literacki
Czy ten Duch Króla Leopolda tak dobry jak mówią na mieście? Ja od dwóch lat (?!?!) mam go na liście i co? i nic.
List lektur nigdy nie przestrzegałam, ALE w tym roku mam postanowienie, że będzie inaczej (śmieszek). Trzymam kciuki zatem i za moje (które właśnie powoli spisuję i jutro wrzucę na bloga) i za twoje plany :):)
Czarodziejska góra… hmm no właśnie, może i ja bym w tym roku…?
Z czeskich przeczytaj „Nie jest źle” Novaka. I już 🙂
zacofany.w.lekturze
Leopold jest taki dobry, jak mówią na mieście 😀
Andrzej „Kruk” Appelt
Ten Lepold jest lepszy niż o nim mówią na mieście 😀
pozeracz
Chcę poznać miasto, na którym o nim mówią 😉 Skoro mówią i mówią dobrze, to warto tam się przenieść.
Ale listy nie przestrzegałaś mimo faktu jej obecności czy w ogóle lista nie była komponowana?
parapet literacki
Nigdy nie komponowałam więc nie miałam co przestrzegać, poza poprostu stojącymi na półkach wyrzutami sumienia 😀
A mówią tak na warszawskiej Ochocie, zapraszamy! 😀
N.
Ja też nie pamiętam, żebym cokolwiek przeczytała z list, które poczyniłam, więc się wyleczyłam. Niemniej jednak do Twojej dorzucę, a co! Bardzo bym była rada, gdybyś sięgnął po „Ganbare!”, takoś tak mnie moje czytelnicze trzewia informują, że „będzie pan zadowolony” 😉
PS Ja też w tym roku (ale ponownie) sięgnę (mam nadzieję) po „Czarodziejską górę”— wszystko za sprawą planowanego od miesięcy tygodnia na Dolnym Śląsku, m. in. w XIX-wiecznym sanatorium w Sokołowsku, które jak głosi legenda, kolega Tomasz leczniczo odwiedził i z nim właśnie umieścił fabułę.
pozeracz
Dopisać do listy już nie dopiszę, ale ze względu na mnogość polecających i pojawianie się na wielu listach tegorocznych „najlepszych” szanse na sięgniecie rosną.
Czemu tylko legenda? Nie ma żadnych potwierdzonych, historycznych źródeł?
N.
To jest bardzo legendarna legenda, a prawda jest bardziej prozaiczna 😉 Otóż na planach (zarówno architektonicznych, jak i leczniczych) Sokołowska zbudowano Davos, a to tu dzieje się „Czarodziejska góra” 😉
pozeracz
Rozumiem. To ja wolę te mnie legendarne legendy, jak na przykład praca Salingera w bydgoskich zakładach mięsnych.
N.
Z mniej legendarnych legend odwiedzę Frankensteina w Ząbkowicach 😉
pozeracz
Tę legendę znam. Pojawiła się nawet w tytule jednego z mych wpisów.
Rozkminy Hadyny
Dopiszę sobie do mojej „wishlisty” „S.” Abramsa i Swietłanę Aleksijewicz, zapożyczając od Ciebie. Mam listę życzeń, mam wyzwania, sama przecież urządzam, a dość słabo poszło. Muszę usiąść i zastanowić się, jak bym chciała podejść do przyszłorocznego czytania. W tym momencie najbardziej chyba mi ciąży to, że tyle świetnych ksiażek na półkach czeka, a ja dość wolno przez nie się przedzieram – miałam sporo męczących lektur obowiązkowych i zobowiązań inszych. Często też kuszą nowości. Niektórzy mają słoiczki z tytułami i losują kolejne tytuły. Może coś takiego?
Nawiązując do komentarza u góry, „Ganbare!” jest naprawdę dobrym kawałkiem reportażu.
pozeracz
Słoiczki z tytułami? Pierwsze słyszę. To zdecydowanie nie dla mnie. Losowość przy wybieraniu kolejnego tytułu zupełnie mi nie odpowiada.
U mnie też sporo leży odłogiem i to od bardzo długiego czasu. I to właśnie ten czas, a nie ilość mi ciąży.
Nowości – nawet nie tyle wydawnicze, co „własne” – to rzeczywiście duża pokusa. U mnie jest tak, że dużo bardziej prawdopodobne jest, że sięgnę po dopiero co zdobytą książkę niż taką, która czeka od czasu pewnego.
Anna Siemomysła
U mnie na 2017 przechodzą książki ze słoika pożyczonych – zostało jeszcze 7 (w tym na przykład „Mapa czasu”) i te, które pożyczyłam, później, więc ich nie ma w słoiku, ale są na półce… No i jeszcze te ze słoika podrzutków – czyli 6 nieznanych mi jeszcze tytułów, które zebrała dla mnie zaprzyjaźniona czytelnicza między naszymi wspólnymi znajomymi. Tak naprawdę każde moje postanowienie kończy się porażką i przesunięciem na kolejny rok, bo listy listami, a oczy ciągle widzą nowe/stare książki, które by się chciało czytać.
pozeracz
Dlatego ja z góry zakładam, że me (nie)postanowienia nie zostaną w pełni wypełnione. Tym też sposobem cieszę się, że przekroczyłem połowę.
A te słoiki to dosłownie czy metaforycznie?
Dominika Fijał
Ciekawe wyzwanie, bo nie stawiasz na ilość, a na konkretnych pisarzy. Polecam „Czarodziejską górę”, a z pisarzy czeskich Hrabala, Kunderę (choć teraz to pisarz bardziej francuski niż czeski) oraz Rudisa. Moim ulubionym twórcą z Afryki jest Alain Mabanckou.
pozeracz
O panie Mabanckou słyszałem i czytałem sporo dobrego, więc na pewno pozostaje w orbicie zainteresowań. A ilość zdecydowanie dla mnie odpada. Wolę czytać wolno, ale po swojemu.
Pyza
Mnie postanowienia motywują, prawda, listy sporządzać lubię, ale jednak do wszystkiego zawsze muszę dorzucić nastrój i szczyptę wolnego czasu ;-). Mamy, widzę, dwie lektury wspólne planowane już teraz: „Lalkę” i „Ulissesa” ;-). Z czeskiej literatury jest w czym wybierać, nawet coraz więcej się u nas pojawia tłumaczeń — a jest i trochę mniej znanych starszych, jeszcze z lat PRL-u.
Z ciekawości: zwykle sama rozbieram literatury nie krajami, a językami (bo wychodzę z założenia, że pisarz myśli w jakimś języku i stąd jego wybór — vide Kafka), więc zastanowiła mnie u Ciebie Aleksijewicz wpisana jako „z Rosji”.
pozeracz
Ach, prawda – chciałem na koniec poprawić ten błąd i podmienić „z” na „o”, żeby Aleksijewicz mi pasowała. Przez to, że czytałem „Czasy secondhand” jako ostatnie to Białoruś przez Rosję została mi wyparta.
Nastrój i wolny czas są zdecydowanie ważne. Ten drugi konieczny w ogóle, a ten pierwszy często ma decydujący wpływ na wybór lektury na daną chwilę. Ja nie lubię/nie umiem czytać dwóch książek na zmianę, więc nastrój danej chwili decyduje o lekturze na jakiś czas.
multikulturalny
A jeśli pisarz myśli w kilku językach?
pozeracz
No tak, język to osobna kategoria. I chyba nieco skomplikowana w przypadku Białorusi.
Ambrose
Ha, ja podobne postanowienia często podejmuję pod wpływem chwili, ale ta chwila rzadko wypada na przełomie grudnia i stycznia 🙂
A co do Twoich zamierzeń to po Calvino na pewno warto sięgnąć – „Jeśli zimową nocą podróżny” to fantastyczna gra autora z czytelnikiem. Osoba tak oczytana jak Ty powinna się świetnie bawić przy tej powieści. O Pynchonie pisałem niedawno na łamach swojego bloga, autora zresztą już znasz, więc nie ma nawet co polecać – Amerykanin jest rewelacyjny, a obcowanie z jego płodami to czysta przyjemność. „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” to klasyk nad klasykami, dzieło dickowskie to szpiku kości, więc z pewnością przypadnie Ci do gustu. A „Czarodziejska góra” to piękna i monumentalna książka, z którą samo obcowanie kojarzy się z dotykaniem ABSOLUTU 🙂
Podsumowując, wszystkiego najlepszego w nadchodzącym nowym roku, wytrwałości oraz samych trafnych czytelniczych wyborów!
pozeracz
Co do Dicka – „(re)” przed daną pozycją oznacza czytanie ponowne. „Czy androidy…” czytałem dość dawno temu i podobało mi się bardzo, choć pamiętam uczucie zagubienia. No, ale to dla Dicka normalne. Teraz chciałbym wrócić, ale w oryginale.
Italo Calvino czytałem „Niewidzialne miasta” i się zachwyciłem językiem, wyobraźnią i bogactwem ogólnym. A do tego nowe wydania urokliwymi niezmiernie są.
Andrzej „Kruk” Appelt
„Jeśli zimową nocą podróżny”!
Resztę możesz przenieść na następny rok 😉
No może jeszcze „Ulissesa” zostaw i dorzuć coś Lema…
…i tak się coś jeszcze wepchnie w kolejkę i tak.
pozeracz
Już się wpychają!
multikulturalny
Gratuluję (nie)postanowień i ich (nie)realizacji. Ja świetnie funkcjonuję, gdy mam jakiś konkretny cel, ale nie lubię czuć się zmuszany do czegokolwiek. Nigdy nie wpadłem na pomysł, żeby wyznaczyć sobie przeczytanie konkretnego tytułu. Moje „do przeczytania” to tytuły zaczęte lub wypożyczone z biblioteki.
W 2017 kontynuuję swoje dwa projekty, fantastyczny (1 książka już przeczytana) i nie-fantastyczny, które mają zapewnić mi różnorodność czytania i jednocześnie poznać „własny punkt widzenia”. Cóż, jestem kulturoznawcą – bardziej od wizerunku obcego z punktu widzenia „białego” interesuje mnie co ludzie w innych krajach mają do powiedzenia o nich. Kolonializm niby skończył się dawno temu ale mainstream nadal tego nie zauważył.
Poza tym mam zamiar ogłosić wyzwanie na 2017. To co najlepiej na mnie działa: cel i pełna dowolność wyboru książek w pewnych ramach. Przy okazji nadrobię zaległości na półkach. W 2017 chciałbym poprawić też swoje wybory w moim tagu książkowym „Kontynenty” ale do tego muszę więcej poczytać.
Z Afryki polecam moją ulubioną książkę – Wszystko rozpada się.
Pozdrawiam.
pozeracz
Rozumiem niechęc do przymusu (i od razu skojarzył mi się kawałek „Pushed again” Die Toten Hosen). Ja z kolei nie mam zaczętych tytułów, bo nie znoszę czytać więcej niż jedną książkę w danym czasie. Zdarza się, że coś odkładam ze względu na recenzenckie zobowiązania, ale nie czytam na zmianę.
Co do kolonializmu – wpływy i konsekwencje tego „starego” będą długo się za Zachodem ciągnęły, ale poza tym jest jeszcze nowy i nie tylko kulturowy.
parapet literacki
Czy ten Duch Króla Leopolda tak dobry jak mówią na mieście? Ja od dwóch lat (?!?!) mam go na liście i co? i nic.
List lektur nigdy nie przestrzegałam, ALE w tym roku mam postanowienie, że będzie inaczej (śmieszek). Trzymam kciuki zatem i za moje (które właśnie powoli spisuję i jutro wrzucę na bloga) i za twoje plany :):)
Czarodziejska góra… hmm no właśnie, może i ja bym w tym roku…?
Z czeskich przeczytaj „Nie jest źle” Novaka. I już
Magota
Niezłe osiągnięca i ambitne plany. Motywujesz mnie! 🙂
pozeracz
O, bardzo mi miło!
Lotta
A ja pierwszy raz zrobiłam listę, a nawet dwie: beletrystyczną i niebeletrystyczną. I na razie jest mi z nimi bardzo dobrze. Czy uda mi się ich trzymać ścisle, to już inna rzecz.
Nie mam założenia, że przeczytam to w konkretnym czasie. Też się nie chcę śpieszyć. I tak czytam, kiedy tylko mogę, więc wyzwania typu akordowego (jest nawet takie dotyczące wzrostu czytającego[sic!]) nie są mi potrzebne.
A w schowku Biblionetkowym już tworzy się następna kolejka…
Z czeskich polecam „Gówno się pali”. Obserwacje może nie są najświeższe, ale mnie to tam szalenie ubawiło.