Wystarczy Pożeraczowi kilka miłych słów, a już się bierze do roboty. Wielce łaskawa Moreni wyróżniła mnie niedawno w swoim przeglądzie blogów wartych i uwagi, lecz w swej rekomendacji wbiła życzliwą szpilę, gdyż napisała: „mógłby czasem jeszcze pisać o jakiejś fantastyce z zagranicy, której u nas nie wydali„. Nieco nieświadomie autorka złowieszczego Świnkonomiconu uderzyła w strunę czułą. Odchodząc z Poltera et consortes, powziąłem bowiem mocne postanowienie nie tylko powrotu do wielu odłożonych lektur, ale i intensywniejszego sięgnięcia poza granice Polski. Zacząłem nawet słuchać różnych anglojęzycznych podcastów książkowych, ale z czasem czasu zaczęło brakować, a i inicjatywa przygasła. Gdy zaś spojrzałem nieco bardziej wstecz, lumpeksy okazały się ostoją mych nieprzetłumaczonych ciekawostek.
Nim jednak przestąpię progi second handu, kilka słów próby odpowiedzi przez sobą i Wami na pytanie: dlaczegóż tak się stało? Problem podcastowy stanowi część odpowiedzi na to pytanie – nie licząc newsów o Hugo, Nebulach i innych nagrodach nie śledzę niemal zagranicznego rynku wydawniczego, tak fantastycznego, jak i jakiegokolwiek innego. Nadal śledzę kilku autorów na Twitterze, ale tego już niemal nie odwiedzam. Podobnie jak z podcastami – swego czasu podczytywałem kilka stron okołoksiążkowych. Były to witryny dobre albo i bardzo dobre, podcasty tak samo, ale znów rozbiło się o kwestię czasu. Czytanie na bloga wraz z czytaniem blogów pożera większość mojego czasu wyświetlaczowego. W okolice polskich portali i blogów trafiają zaś tylko newsy o autorach już u nas wydawanych albo tych, którzy właśnie wydani mają zostać. Nie ma innej drogi: aby wyjść poza lokalny bąbel, trzeba poszerzyć internetowe kręgi. Skoro zaś nie mam wiedzy o interesujących nowościach i nie tylko z zagranicy, to nie mają jak one wpaść w moje łapki w trakcie zakupów. Nie bywam też na Wyspach ni w USA, więc przypadkowe zakupy były możliwe jedynie we wspomnianych lumpeksach. W trakcie mych wypraw łowieckich, gdy to przerzucałem całą furę przeróżnych czytadeł, decydował opis na okładce oraz czytelniczy nos.
Poniżej prezentuję kilka nieobecnych jeszcze w Polsce perełek, które ten nos wyniuchał…
Woman on the Edge of Time
Marge Piercy
Oto powieść tak dalece odległa od tego, co można napotkać w lumpeksowych stosach (romanse, sensacja, albumy), jak tylko się da. Woman on the Edge of Time to powieść w poruszający sposób łącząca obraz przyszłości, w której środowisko zostało w dużej mierze zniszczone przez megakorporacje, którym przeciwstawiają się nieliczne enklawy oporu, z współczesną tragedią kobiety zamkniętej w zakładzie psychiatrycznym. Jest to opowieść o wydźwięku feministycznym, anarchistycznym i ekologicznym, a mi się wydaje, że dziś jeszcze bardziej aktualna niż w momencie wydania. Chwalona przez krytyków, stawiana na równi z dziełami Atwood i Le Guin, w USA wznawiana kilka razy. Polecam bardzo gorąco.
Shades of Grey
Jasper Fforde
Czemuż, ach czemuż, Czytelniku Polski nie poznałeś się na Ffordzie? Seria o Thursday Next przeszła u nas bez echa, a to przecież nie tylko seria pełna humoru, ale i hołd złożony czytelnictwu. Może z tego powodu na polski nie została przetłumaczona powieść Shades of Grey, dystopia, w której głównym motywem są… kolory. Chromatacia to alternatywna wersja Anglii, w której o statusie społecznym decyduje biegłość w rozróżnianiu kolorów. W tle zaś kłamliwy rząd, wielki spisek i zakazane łyżki oraz nieco poważniejszych, ciut mrocznych półtonów. Niestety, data premiery kolejnego tomu jest ciągle przesuwana i nadal niepewna.
In the Evil Day
Peter Temple
Ciężki, duszny thriller od autora z Australii, lecz toczący się równolegle w RPA i Niemczech. Dwóch bohaterów, dwie historie i zero czarno-białych podziałów. Żaden z protagonistów nie jest człowiekiem bez skazy i po części trudno im kibicować, ale i tak dużym napięciem oczekuje się punktu, w których ich historie się splotą i co z tego wyniknie. Czytałem tę powieść czasu temu wiele, ale pamiętam, że była to ciekawa odmiana po tych wszystkich Cusslerach, Childach i innych, które może i rozrywkowo są porządne, ale niewiele poza tym. W dodatku Temple ma dość charakterystyczny styl – pisze bardzo zwięźle i oszczędnie, ale swymi krótkimi zdaniami trafia w punkt.
Dark Hollow
John Connolly
Tu pozwoliłem sobie na pewną dezynwolturę względem własnych założeń – ta powieść została wydana w Polsce, ale za to z okładką zdolną odstraszyć i najodważniejszych eksperymentatorów (klikacie na własną odpowiedzialność). W dodatku to druga powieść w serii o niejakim Charliem Parkerze. Wydanie angielskie też urodą pod tym względem nie grzeszą, ale daleko im do tworu wydawnictwa C&T. Dark Hollow (jak na marudę przystało, polski tytuł też mi nie pasuje) to znów thriller i znów z duszną atmosferą, ale zmierzającą w stronę grozy i makabry. Charlie próbuje ułożyć sobie życie po tragedii, która go spotkała, i wraca do rodzinnego Maine. Przypadkowe spotkanie i brutalne morderstwo pchają go ku potwornemu Calebowi Kyle’owi i historii jego dziadka. Za rekomendację niech posłuży fakt, że tak jak książkowy horror mnie nie rusza, to tu momentami ciarki po plecach mi przechodziły.
Na koniec tego wpisu deklaruję zaś, że wracam do mych przeszłych postanowień. Zacznę od uszu – wrócę na BookRiot i poszukam innych podcastów. W tym więc miejscu chciałbym się zwrócić do Was z prośbą o pomoc. Jakie portale książkowe nawiedzacie? Jakich fantastyczno-literackich podcastów słuchacie? Jakie blogi anglojęzyczne macie na swych listach? A może macie nawet jakieś konkretne propozycje książkowe? Poczyniłem już pewne pierwsze kroki i wzbogaciłem listę „To Read” na mym koncie goodreadsowym o kilka ciekawych pozycji. Deklaruję też, że me następne przyjacielskie zamówienie książkowe będzie składało się z książek w Polsce niewydanych.
But some gifts are worse than curses, and the dark side of the gift is that they know. The lost, the stragglers, those who should not have been taken but were, the innocents, the struggling, tormented shades, the gathering ranks of the dead, they know. And they come.
[John Connolly, Dark Hollow]
Moreni
Ojoj, tyle dużo wirtualnych serduszek <3
Pozwolisz, że pozwolę sobie mieć nadzieję, że będzie to coś w rodzaju wpisu cyklicznego? 😉
Pierwszą i druga pozycją sama byłabym żywotnie zainteresowana (w ogóle ekofantastyka coraz bardziej mnie interesuje, tylko u nas chyba nie jest szczególnie popularna. Znasz coś ciekawego poza "Gdzie dawniej śpiewał ptak" i książkami Brunnera?). Mam pożyczony jeden tom Thursday Next, ciekawe, czy jak go przeczytam, będę wylewać żale, że zarzucono serię po dwóch.
Ogólnie też szkoda, że z fantastycznych nagród polskich wydawców interesuje tylko Hugo…
pozeracz
Może nie tyle wpisu cyklicznego, co po prostu początku sięgania po pozycje u nas jeszcze nie wydane. Bo jeśli chodzi o to, co już czytałem, to wystarczyłoby mi jedynie na wpis o książkach, które u nas przeszły bez echa.
Jeśli zaś chodzi o ekofantastykę, to na pewno większość twórczości Paolo Bacigalupiego oraz Margaret Atwood. Jeśli chodzi o tego pierwszego, to czytałem tylko „Nakręcaną dziewczynę”, ale wiem, że w jego twórczości to w zasadzie główny motyw. W przypadku Atwood zaś chodzi głównie o trylogię MaddAddam z naciskiem na tom drugi. Pierwszy tom skupia się na raczej na genetyce i aspektach społecznych, choć i wątków środowiskowych nie brakuje. Od siebie mogę jeszcze dodać „2312” Kima Stanleya Robinsona, w którym wiele jest ekowątków, choć te ziemskie są niejako na marginesie.
Moreni
„wpis o książkach, które u nas przeszły bez echa.”
Też bym czytała w sumie, zawsze to jakieś nowe polecanki, bo może akurat czegoś nie znam.;P
Kurczę, przyznam że (o ile mogę to ocenić na postawie jednego opowiadania) ekofantastyka w wykonaniu Bacigalupiego mnie nie przekonuje. Ale i tak mam zamiar przeczytać to, co wyszło w UW. Atwood czeka na czytniku, pewnie zacznę w drodze na Targi Książki.;)
2312 znam, ale przyznam, że nie przyszłoby mi do głowy traktować go jako fantastyki ekologicznej.
arekbanasiewicz
Jakieś dziesięć lat temu moja mama pracowała przez chwilę w second-handzie, więc literaturę rezerwowała dla mnie. Wpadło sporo ciekawych pozycji, choć wówczas czytałem głównie literaturę faktu, historię, biografie itp. itd. Wyschnięcie źródełka było jedynym negatywem rzucenia przez nią tej roboty w pierony. 🙂
pozeracz
Ach, to teraz wiem, dlaczego w tych koszach większość to była kiepskie thrillery i inne marności! Spisek wykryty! Ale w sumie biografii tam też nie brakowało – sam nabyłem np. biografię Geoffa Hursta i memuary londyńskiej położnej (których nadal nie skończyłem, ale ciiiii).
Izabela Łęcka-Wokulska
Ja też lubiłam wyławiać książki z ciuchlandu, ale od ponad roku widzę, że coś nie mają książek, czasami jakieś historyjki o awansie społecznym. Nudy. Zaciekawiła mnie ta książka 'Woman at the edge of time’. Poszukam jej jakoś gdzieś.
pozeracz
Możliwe, że ktoś się dobrał do interesu. Na Allegro jest na pewno jeden sprzedawca, który ma całe tony takich książek. Pewnie te książki zamiast losowo do lumpeksów trafiają teraz do kogoś, kto celowo je wyławia zanim to się stanie.
Pyza
O, Jaspera Ffordego bardzo lubię, Thursday Next jest jedną z fajniejszych bohaterek, z jakimi w ostatnich latach miałam do czynienia i dalej mnie smuci, że ta seria u nas jakoś tak umarła śmiercią naturalną (a przecież sekta szekspirytów! a pan Rocherster! a literackie śledztwo! no jak to tak?). Może jeszcze się doczeka wznowienia? Za „Shades of Grey” muszę się rozejrzeć. Nie wiem, czy wiesz, ale Fforde jest też fotografem, na swojego Instagrama wrzuca bardzo klimatyczne i często dowcipne zdjęcia, polecam :-).
Connolly’ego czytałam tylko „Księgę rzeczy utraconych” (skusiła mnie jej baśniowość) i było dość ciarkogennie, czy „Dark Hollow” jest straszna czy raczej z nurtu „a teraz wyskoczy na ciebie obrzydliwy stwór z siekierą”…? Bo nie wiem, czy tropić, czy jednak lepiej spać spokojnie ;-).
pozeracz
Instagrama Fforde’a odwiedziłem parę razy, ale czasu temu dawno. Instagrama niemal wcale nie używam, ale wskoczę sobie tam zaraz. Wydaje mi się, że wznowienie byłoby bardzo dobrym pomysłem, ale koniecznie z nową okładką. Książka na pewno mogłaby narobić sporego pozytywnego zamieszania w blogosferze książkowej, która ma słabość do książek o książkach, a ta seria to cudny hołd dla czytelnictwa. Zdaje mi się, że 12 lat temu, w momencie pierwszego wydania, szanse na taki szum były mniejsze.
A „Dark Hollow” idzie raczej w stronę „Milczenia owiec” niż tak zwanych jump scares. Straszna bywa atmosfera i ludzkie okrucieństwo samo w sobie.
Bazyl
Ja tylko napiszę, że też żałuję braku kontynuacji cyklu Fforda (Fforde’a??). Tym bardziej, że dwa przetłumaczone na język mój ojczysty tomy, miały fajne okładki i ładnie wyglądałyby na półce 😀
pozeracz
Wedle zasad Fforde’a (http://sjp.pwn.pl/zasady/Nazwiska-zakonczone-na-e-nieme;629619.html), ale Fforda zdecydowanie wygląda lepiej.
Ambrose
Kurczę, ja w swojej okolicy natykałem się głównie na literaturę niemieckojęzyczną, a językiem Goethego niestety nie władam. W sumie byłoby ciekawie, gdyby ktoś zaprezentował mapę Polski, na której ujęto by dominujące języki wśród „ciucholandowych” pozycji.
pozeracz
Albo po prostu mapę lumpeksów z książkami. Choć to zwiększyłoby konkurencję i zmniejszył szanse na perełki. Ach, te dylematy.
Leżę i czytam
Przeczytałabym wszystkie. Napiszesz coś więcej o tych książkach?
pozeracz
Hmmm… Musiałbym przeczytać ponownie, żeby rozpisać się odpowiednio. Najbliżej mi do powrotu do Marge Piercy. Kto wie, kto wie…