W relatywnie krótkim czasie od swojego powstania do dnia dzisiejszego cyberpunk przeszedł drogę od futurystycznego ostrzeżenia do nieco chybionego spełnienia. Jak to z przyszłości wizjami bywa, świat poszedł w nieco inną stronę, dawne wizje zdezaktualizowały się w szczegółach, ale korporacyjne koszmary zdają się spełniać. Ja sam z książkowym cyberpunkiem w wydaniu klasycznym kontakt miałem dość późny, ale za to zagrywałem się pasjami w Deus Ex i System Shock 2. Nowa Fantastyka postanowiła skorzystać z jakże znaczącej daty i zaserwować czytelnikom numer tematyczny.
Przyznać trzeba, że tematyczność potraktowana została bardzo serio – wszystkie opowiadania i niemal całość publicystyki skręca właśnie w tę stronę. Zaczyna Marek Starosta, który tym razem w Zastrzyku przyszłości opisuje paradoksalnie intrygujący twór zwany Kościołem Sztucznej Inteligencji. Możliwe, że to tylko czyjaś cyniczna próba wyłudzenia/manipulacji, ale takie przedziwne wykwity ludzkich tęsknot są fascynujące. Jest to zresztą dobry dowód na to, że cyberpunk jest już wokół nas. Piotr Gociek z kolei przygląda się samemu gatunkowi od jego początków, przez inspiracje aż po urzeczywistnienia jego elementów. Szybko za ciosem idzie Marek Starosta, gdyż następny tekst to Rzeczywistość 2020 jego autorstwa właśnie. Kluczowa jest właśnie data, gdyż autor przygląda się przeróżnym przewidywaniom na ten rok i ich (nie)ziszczeniu. Na razie nie doszło jeszcze do apokalipsy (choć jesteśmy blisko tej, która raczej prorokowana nie była), ale do wielu rzeczy już doszliśmy lub nam blisko. Po szczegóły zapraszam do samego, ciekawego tekstu. Publicystyczny blok tematyczny domykają Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz, którzy z kolei – bez zaskoczenia – spoglądają w przeszłość w poszukiwaniu cyberpunkowych przedwidoków. Może momentami czynią to nieco na siłę, ale i tak artykuł warto przeczytać. Cudnie synchronicznym okoliczności zbiegiem wspominają też o Frigyesie Karinthym, który to zaintrygował mnie za sprawą Słownika miejsc wyobrażonych.
Wyjątkowo ta Nowa Fantastyka utrzymała też jednorodność w dziale fabularnym. Numer styczniowy otwierają Wandale Tomasza Marchewki, czyli podtrzymany zostaje trend koneksji ze studiem CDP Red (autor pisze dla nich scenariusze). Samo opowiadanie to zaś cyberpunk w wydaniu niemal tradycyjnym, ale za to z lokalnym kolorytem. Części składowe nie są nazbyt oryginalne, ale sztampowa baza zostaje wzbogacona o kilka ciekawych elementów (np. współzawodnictwo grafficiarzy miast hakerów) i broni się wykonaniem. Bardzo dobrze wypada relacja i kontrast protagonisty z jego przyjacielem oraz słodko-gorzkie zakończenie. Oby pan Marchewka miał jak najwięcej do powiedzenia przy Cyberpunku 2020. Drugi tekst to spotkanie z prozą mego niedawnego gościa, Cezarego Zbierzchowskiego. Pacyfikacja jego autorstwa to już skok na głębszą wodę, tak pod kątem koncepcyjnym, jak i językowym. Trudno tu napisać coś więcej tak, by nie popsuć zabawy, więc ograniczę się do ogólników: jest tu ciekawy pomysł, świetne opisy i zaskakujące zakończenie. Zdecydowanie jest to też tekst z gatunku „światotwórstwo, które aż prosi się dalszą eksplorację”. Blok literacki domyka Elizabeth Bear i jej czarnohumorzaste Tak, Glorio, które to w oryginale ukazało się w antologii Twelwe Tomorrows wydanej przez Massachusetts Institute of Technology. Historia ekscentrycznego samotnika-milionera uwięzionego we własnym inteligentnym domu na odludziu to po części zabawne, po części straszne ostrzeżenie o nieco zbyt cukierkowym zakończeniu. Mam tu też drobne zastrzeżenie translatorskie: wydaje mi się, że pozostawienie słowa Poindexter (w tekście: „– Dzięki, Poindexterze – mruknąłem.”) w oryginalnej formie to błąd, bo w Polsce mało kto kojarzy postać drugoplanową z kreskówki o kocie Feliksie.
Ostatnim elementem cyberpunkowej układanki jest Bioheist, czyli scenariusz do systemu RPG Cyberpunk Red przygotowany przez Marcina i Jerzego Baryłków. Mogę co prawda go oceniać amatorsko i od strony fabularnej, ale prezentuje się bardzo growo i ma niezły potencjał pod kątem interakcji między graczami. Już w klimacie pozatematycznym, po jednonumerowej przerwie powraca Vitold Vargas, który tym razem prezentuje zagraniczne zapożyczenia w słowiańskim bestiariuszu. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie pewien generalizujący i fałszywy wypełniacz rzucony w środku tekstu („Dziś każdy jest w stanie bez trudu odróżnić dobro od zła” /wzdycha/). Ale koniec końców to tylko jedno zdanie, a Nowa Fantastyka na tym nie traci. Nieco bezbarwnie wypadają zaś felietony Rafała Kosika i Tomasza Kołodziejczaka. Co prawda zgadzam się ze spostrzeżeniami tego pierwszego dotyczącymi polityki historycznej wspieranej kinematografią, ale chyba nikomu spoza kręgu anglosaskiego nie udało się przemycić swoich historycznych epizodów do masowej świadomości. Drobny wyjątek stanowi tu starożytność, ale i tam na swą modłę zrobili to Amerykanie. Tomasz Kołodziejczak rozwodzi się zaś nad fenomenem zbierania autografów i podrzuca kilka anegdot z nim związanych – nic w tym złego nie, po prostu autografy mają dla mnie przyzerową wartość, więc i dywagacje na ich temat niezbyt mnie poruszają. Łukasz Orbitowski zaś po raz kolejny zainteresował mnie niszowym filmem – tym razem mrocznym podejściem do kina superbohaterskiego (Freaks). Choć opinie autora na temat tego ostatniego oraz kilka innych stwierdzeń z tekstu na pewno przysporzą mu kilku rozsrożonych wiadomości.
Nowa Fantastyka 1/2020 pokazuje, że numery (prawie) monotematyczne to dobry pomysł. Pewnie nie ma aż tak wielu wdzięcznych i opowiadaniowo podatnych tematów jak cyberpunk, ale i tak liczę na regularne powroty jednorodności. Ja po tym numerze nabrałem zdecydowanej ochoty na kolejne podejście do Deus Exa (zakup Cyberpunka 2077 będzie musiał jednak poczekać na ukończenie Wiedźmina 3… czyli ze dwa lata). No i przekonany się poczułem do zakupu skomiksowanego Niezwyciężonego… czas pokaże, na ile skutecznie.
Dopóki naprawa zepsutego robota nie będzie tańsza niż zasrana miska ryżu, nic się nie zmieni. Ani w Chinach, ani na osiedlach. Stała kosmiczna.
[Tomasz Marchewka, Wandale]
Ambrose
Tak jak rzadko sięgam po czasopisma, tak przez ten jeden temat przewodni, któremu poświęcony jest cały numer, nabrałem niemałego apetytu na ten nr NF.
pozeracz
Polecam mocno. Jeśli ma się słabość do tych klimatów, to zdecydowanie warto.