Wyznam Wam teraz pewien mroczny sekret. Za sprawą recenzenckiej obowiązkowości (czyt. pierwszeństwa dla egzemplarzy od wydawców), tempa pisania (jedna recenzja na tydzień) oraz zamiaru podzielenia się przemyśleniami o niemal każdej przeczytanej książce niektóre z nich muszą czekać na swą kolej długo. Oni Kay Dick stoją w kolejce aż od… sierpnia. Znalazła się w podsumowaniu roku, a teraz napiszę nieco szerzej, dlaczego tak się stało.
Są coraz bliżej. Zaczyna się od martwego psa, krokach w mroku, skonfiskowanych książek. National Gallery zostaje opróżniona, punkty kontrolne na autostradach ograniczają swobodę ruchów, atakowane są ośrodki związane ze sztuką. Pisarze i inni artyści czy też myśliciele stają się kulturowymi uchodźcami, zachowując swoje rzemiosło, w ukryciu tworząc, kochając i pamiętając. Ale gdy tacy wywrotowcy są wyłapywaniu przez wojskowe patrole, a potem pozbawia się ich indywidualizmu i kreatywności, coraz trudniej się opierać, zachować nadzieję.
Oni to zdecydowanie jedna z tych książek, które przez uwypuklenie niektórych elementów czy też zastosowanie pewnych zabiegów będzie polaryzująca. Pierwszym i chyba najbardziej oczywistym z tych komponentów jest światotwórcza mglistość. Postaci mierzą się bowiem z teraźniejszymi problemami i komentują antyartystyczną krucjatę, lecz o jej genezie nie rozmawiają wcale lub rzucają ogólnikami. Czytelnik dowiaduje się, co się dzieje w danej okolicy i dostaje skrawki wieści z reszty Wielkiej Brytanii, ale nie ma w zasadzie ani jak, ani dlaczego zaczęła się ta nieoczywista apokalipsa. Dla niektórych problematyczne może być także forma w połączeniu z objętością – na nieco ponad stu stronach znaleźć można bowiem dziewięć miniatur. Osoby przywiązujące się do postaci lub ceniące rozbudowane kreacje mogą się więc rozczarować.
Obie te własności można jednak rozpatrywać pod innym kątem interpretacyjnym, dla którego ważne są dwa słowa-klucze: chwila i emocje. Kay Dick nie interesuje nagromadzenie szczegółów, rozbudowane tło czy fabularne wolty – tu liczy się moment, doznanie i sztuka. I pod tym względem Oni sprawdzają się doskonale. W miniaturach umiejętnie budowane jest poczucie niepokoju, nasilającego się acz niedookreślonego zagrożenia. Osadzenie akcji w zasadzie wszystkich tych tekstów „w tak pięknych okolicznościach przyrody” (domki na angielskiej wsi, kamieniste plaże) i opisywanie ich w poetycki momentami sposób podkreśla idyllę momentów wytchnienia. Gdyby chcieć poczynić paralelę artystyczną, można by pisarstwo Angielki przyrównać do dzieł impresjonistów, ale działających na Wyspach i skręcających w stronę grozy. Gdzieś tam między nenufarami czaiłoby się złowrogie spojrzenie.
Nawet główny zgrzyt pewnie dla niektórych zgrzytem nie będzie. Oni dzieli bowiem społeczeństwo na artystów i całą resztą aż nazbyt wyraźnie, a momentami wręcz i krzywdząco. Jedyną rozrywką tych „nienas” jest oglądanie telewizji i słuchanie muzyki popowej. Natomiast dzieci napotykane są tylko jako szwendające się bandy szukające zwierząt do (za)męczenia. Taka wyrazistość podkreśla uczucie odosobnienia i zagrożenia, ale jednocześnie da się gdzieś miedzy wierszami wyczuć nutki pogardy. Może to być i zamierzony efekt literackiego wyolbrzymienia, ale i tak takie demonizowanie zgrzyta. Część czytających zapewne nie zwróci na to uwagi, a niektórzy mogą nawet i przyklasnąć ochoczo (choć liczę, że tu akurat nie trafiają).
Mimo nie aż tak drobnego zgrzytu, Oni to książka warta uwagi i czasu, kolejny cymes z Cymelii. O wrażeniu wywartym na mnie niech świadczy obecność w podsumowaniu roku. Jest to zwięzła dawka emocji, umykających chwil naznaczonych niepokojem w pięknie opisywanych sceneriach idyllicznych. Nawet jeśli odbijecie się od niej, to według mnie tak polaryzujące książki tym bardziej warto czytać.
PS Co prawda na chwilę obecną w kolejce do recenzji „własnej” czeka jeszcze sześć książek, więc nie potwornie wiele, ale postaram się, by do takich opóźnień nie dochodziło.
W bibliotece nie ma ani jednej książki. Przechodzimy powoli przez pozostałe pokoje. Zdjęto wszystkie obrazy. Claire gładzi pieszczotliwie puste miejsca po każdym z nich. Służba odeszła. Garth wybiega frontowymi drzwiami, Karr woła za nim, żeby się zatrzymał. Wracamy na taras i siadamy na leżakach. Jake rzuca Omarowi piłkę. Wraca Garth, cały drży.
– Zostawili obrazy Claire – mówi.
– Nie możesz tam wrócić – mówi Karr do Claire.
– Muszę teraz namalować biały – odpowiada. – I wziąć ze sobą Jake’a.
Dodaj komentarz